Wybory na Ukrainie. Nie każdy mógł oddać głos
Nie tylko mieszkańcy terytoriów kontrolowanych przez separatystów nie mogli głosować w przedterminowych wyborach parlamentarnych na Ukrainie, ale także ci, którzy żyją na linii frontu.
2014-10-27, 11:26
Pierwszy raz ostrzelano Marjinkę w lipcu. Wówczas zniszczeniu uległo kilka budynków i były pierwsze ofiary. Większość mieszkańców zdecydowała się wyjechać z niemal dziesięciotysięcznego miasta. Gdy przyjechałem tam dzień później, nie było w niej praktycznie nikogo. Była opustoszałym miastem. Nie zmieniła się pod tym względem do dzisiaj. Na ulicach sporadycznie pojawiał się przechodzień czy samochód. Jest więcej zniszczonych budynków, ludzi praktycznie tyle samo. Zmieniła się natomiast rzecz bardzo ważna – Marjinka przeszła pod kontrolę sił ukraińskich.
– Wybory? Raczej wątpię. Tu jest linia frontu – mówi ukraiński żołnierz na posterunku przed wjazdem do miasta. Wokół dłoni ma przewiązany różaniec, a w niej trzyma karabin. – Tam stoją nasi „przyjaciele” – z przekąsem mówi o separatystach i pokazuje na jakiś kopiec oddalony o jakieś dwa kilometry na wschód.
Rzeczywiście kart wyborczych tu nie przekazano, a komisji wyborczych nie otwarto. Pytam przechodzącą po ulicy kobietę, czy wie coś o wyborach, która teoretycznie trwają od kilkudziesięciu minut. Nic nie wie.
WOJNA NA UKRAINIE: serwis specjalny >>>
REKLAMA
Rada miejska z powybijanymi oknami jest zasłonięta kratami i zamknięta na cztery spusty. Nie ma szans na żadną informację. W aptece obok jedna z kobiet mówi, że opuszczono ich – tak przez Ukraińców, jak i separatystów. – Nie wiem, w których wyborach mam brać udział, czy tych dzisiejszych, czy tych, które odbędą się za tydzień – przyznaje. Na początku listopada w nieuznawanej Donieckiej Republice Ludowej odbędą się wybory przewodniczącego i parlamentu. Ona się nie waha, czy poprzeć Ukrainę, czy separatystów. Jest gotowa pójść na dowolne wybory niezależnie od tego, kto je zorganizuje.
Porzuceni czują się też mieszkańcy niemal trzydziestopięciotysięcznej Awdijiwki, która jest oddalona trochę ponad dziesięć kilometrów od donieckiego lotniska. Jest pod regularnym ostrzałem. Niedawno mieszkańcom włączono tam prąd, a wody nie mają już od czterech miesięcy. Ostatnie dwa dni były spokojne i wszystko wskazywało na to, że wybory mogą się tu odbyć. Tak się jednak nie stało. W samym mieście – podobno jak w Marjince – mało kto wie coś o tym, że trwają, a właściwie powinny trwać, jakieś wybory. Rada miejska jest zamknięta. Nie ma żadnych informacji o tym, że można głosować gdzie indziej i jak rozwiązać to formalnie.
Wybory na Ukrainie - zobacz serwis specjalny >>>
– Nikomu nie jesteśmy potrzebni – mówi sprzedawczyni w jednym ze sklepów. – Niby wszystko jest w porządku, jest cicho, a wyborów nie ma. Zupełnie tego nie rozumiem – dodaje. Jest wyraźnie rozczarowana tym, że nie mogła oddać swojego głosu.
REKLAMA
W końcu wtrąca się jej koleżanka: – Wiecie co, nam to w zasadzie jest już wszystko jedno, kto tu będzie rządził. Chcemy tylko pokoju.
Chociaż od dwóch dni nie słychać wybuchów pocisków, to nikt nie ma tu wątpliwości, że to tylko chwilowa cisza przed kolejną fazą konfliktu.
Paweł Pieniążek, współpracownik portalu PolskieRadio.pl na Ukrainie
bk
REKLAMA
REKLAMA