"Nie nadawałem się do roli kata". Kim jest Aleksander G.? Były senator zatrzymany ws. śmierci Jarosława Ziętary
"Nie dałem się wciągnąć do SB" - zapewniał po latach Aleksander G. Były poznański senator i biznesmen został zatrzymany we wtorek pod zarzutem podżegania do zabójstwa Jarosława Ziętary.
2014-11-05, 13:10
Posłuchaj
W marcu, podczas rozmowy z Agnieszką Gulczyńską z poznańskiego Radia Merkury, tak mówił o swojej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa w PRL. - Próbowano mnie urobić jako śledczego, próbowano mnie zachęcić do tego, aby uderzyć w czasie przesłuchania. Jak się użyło siły to się brało ślub z SB. Nie brałem ślubu, wyszedłem. Nie nadawałem się do roli kata - zaznaczył.
Alibi gangstera
Jednym z tropów w śledztwie dotyczącym śmierci Ziętary są zapewne zeznania poznańskiego gangstera o pseudonimie Makowiec. Aleksander G. tłumaczy, że prowadził z nim czysto zawodowe kontakty. W latach ‘90 G., wówczas właściciel pierwszej sieci kantorów, potwierdził alibi gangstera.
- Kamera z monitoringu w biurze senatorskim wykazała, że był u mnie. Nie dałem mu alibi, on miał alibi. Nie spłacałem żadnego długu wdzięczności. Znałem go z ulicy, on był cinkciarzem, a ja kupowałem w tamtym czasie pieniądze, walutę za nim kantory powstały, bo prowadziłem dosyć dużą firmę wtedy i potrzebowałem w granicach stu tysięcy marek tygodniowo i on je dostarczał - podkreślił.
"Przeżyłem ekstremalne doświadczenia"
Wyroki w sprawie Aleksandra G. zapadały trzy razy - w latach 2002, 2005 i 2007. Został skazany łącznie na 9 lat więzienia m.in. za zagarnięcie majątku spółki Art-B oraz wyłudzenie 9 mln zł podatku. G. wyszedł z więzienia przed terminem, cztery lata temu. - Udało mi się przeżyć ekstremalne doświadczenia, których nie życzę nawet swoim przeciwnikom - tak pół roku temu były senator mówił o swojej przeszłości.
REKLAMA
Źródło: TVP/x-news
Po wyjściu z więzienia G. napisał książkę o odsiadce. Twierdził też, że rozkręca biznes w Niemczech, ale nigdy nie podał szczegółów. - Ja mam w tej chwili inne spojrzenie na życie, też przez 25 lat dorosłem, a nie zgłupiałem. Nie muszę jeździć opancerzonym mercedesem po Poznaniu, mogę chodzi pieszo. Wielu ludzi mówi mi - "dzień dobry". To jest największy sukces - zaznaczył. Dziś za podżeganie do zabójstwa byłemu senatorowi grozi od 8 lat więzienia do dożywocia.
Jarosław Ziętara był dziennikarzem śledczym "Gazety Poznańskiej" (wcześniej "Wprost" i "Gazety Wyborczej"). Pisał o aferach gospodarczych. Zaginął 1 września 1992 r. w drodze do pracy.
REKLAMA
W 1998 r. poznańska prokuratura uznała, że Ziętara został uprowadzony i zamordowany. Rok później śledztwo umorzono, bo nie udało się odnaleźć ciała. W czerwcu 2011 r. śledztwo podjęto na nowo w poznańskiej prokuraturze i przedłużono; decyzją prokuratora generalnego przekazano je do Krakowa. W toku śledztwa krakowska prokuratura zmieniła kwalifikację prawną śledztwa z uprowadzenia na zabójstwo.
Zagadka zaginięcia Jarosława Ziętary >>>
We wrześniu tego roku Prokuratura Apelacyjna w Krakowie ustaliła rysopis mężczyzny, który może mieć związek z zabójstwem Ziętary. Według prokuratury może to być osoba posługująca się językiem rosyjskim. Jak informował wtedy prok. Piotr Kosmaty z PA w Krakowie, na początku lat 90. XX w. mężczyzna ten był wielokrotnie widywany w Poznaniu w towarzystwie polskiego biznesmena. Prokuratura ustaliła, że pochodził zza wschodniej granicy Polski.
IAR/PAP/Radio Merkury/aj
REKLAMA
REKLAMA