Policjanci skarżą za okrzyk "mordercy". Sami mają zarzuty za pobicie

Przed gdańskim sądem nie ruszył proces organizatorów manifestacji przeciwko brutalności policji. Nie stawiło się dwóch spośród trzech oskarżonych. Prywatny akt oskarżenia skierowała policja. Domagała się przeprosin za hasło "mordercy"

2015-02-03, 16:32

Policjanci skarżą za okrzyk "mordercy". Sami mają zarzuty za pobicie
Słuchaczka skarży się, że fiskus w swoich interpretacjach lekceważy orzeczenia NSA. Foto: Glow Images/East News

Posłuchaj

Mecenas Marcin Kuleszyński: dwóch z oskarżycieli w tym postępowaniu, to są ci sami policjanci, którzy dokonywali zatrzymania (PR Gdańsk/IAR)
+
Dodaj do playlisty

Chodzi o zdarzenie z połowy sierpnia 2013 roku przed komisariatem policji we Wrzeszczu. Pikietowało tam wówczas około 300 osób. Demonstracja związana była ze śmiercią 30-letniego Pawła Tomasika, który zmarł dzień po zatrzymaniu przez policję. Zdaniem uczestników protestu przyczyną śmierci mężczyzny było brutalne pobicie przez policjantów.

Po manifestacji przedstawiciele NSZZ pomorskiej policji oraz dwaj policjanci, którzy brali udział w zatrzymaniu Pawła Tomasika (w innym postępowaniu zostali oskarżeni o przekroczenie uprawnień i pobicie mężczyzny) złożyli zawiadomienie o znieważeniu funkcjonariuszy. Skarżący funkcjonariusze zwrócili głównie uwagę na - ich zdaniem - znieważające policję określenie "mordercy". Prowadząca sprawę Prokuratura Rejonowa w Malborku w lutym 2014 r., z powodu niewykrycia sprawców, umorzyła postępowanie.

Po tej decyzji policjanci wystosowali do sądu prywatny akt oskarżenia, który obejmuje trzy osoby, w tym ojca zmarłego mężczyzny. Policja ustaliła, że transparent z hasłem "mordercy", oprócz Władysława Tomasika, trzymało jeszcze dwóch mężczyzn: Andrzej A. i Andrzej S.

- Prezentowanie transparentu z określonym napisem i skandowanie haseł stanowi przekroczenie granicy wolności słowa; narusza dobra osobiste pokrzywdzonych policjantów i policji jako organizacji - mówił we wtorek w sądzie pełnomocnik policji, adwokat Mariusz Liegmann. - Kreowanie pokrzywdzonych jako morderców, jako osób, które przyczyniły się w jakikolwiek sposób do zgonu Pawła Tomasiaka jest niedopuszczalne - podkreślił. Ocenił, że "powstał medialny obraz policjantów, że przyczynili się oni do zgonu, a tak naprawdę świadczyli mu pomoc medyczną, dokonywali reanimacji a ich interwencja nie pozostaje w żadnym związku przyczyno-skutkowym z jego zgonem".

REKLAMA

Adwokat Marcin Kuleszyński, obrońca ojca zmarłego powiedział we wtorek, że jego klient jest zaskoczony skierowaniem prywatnego aktu oskarżenia. Oskarżony o naruszenie dobrego imienia policji Władysław Tomasik powiedział dziennikarzom, że nie przeprosi policjantów, bo "nie ma za co". - Ja nie wykrzykiwałem i nie byłem pomysłodawcą ani wykonawcą tego transparentu - tłumaczył. Mecenas Kuleszyński uważa, że proces jest bezzasadny. Przypomniał, że przeprosin demonstrantów domagają się policjanci, którym postawiono prokuratorskie zarzuty za rzekome pobicie zatrzymanego mężczyzny.

Kolejny termin rozprawy wyznaczono na kwiecień. Pełnomocnik policji podał, że w przypadku Andrzeja S. "zachodzi pewne podejrzenie, że być może mężczyzna odbywa karę pozbawienia wolności w innej sprawie" i dlatego nie stawił sie teraz na rozprawie. Natomiast nic nie wiadomo na temat oskarżonego Andrzeja A. Liegmann wyjaśnił, że policja ustaliła personalia mężczyzny, natomiast "czynności techniczne należą do sądu". Wyjaśnił, że występując z oskarżenia prywatnego policja nie ma uprawnień do ustalania wszystkich osobowych, typu adres czy PESEL.

Z informacji przekazanych przez interweniujących policjantów wynika, że podczas zatrzymania Paweł Tomasik stawiał opór i nie reagował na polecenia funkcjonariuszy. Użyto więc wobec niego miotacza gazu i założono mu kajdanki. Podczas wprowadzania go do radiowozu mężczyzna kopnął w brzuch jednego z funkcjonariuszy i groził mu zabójstwem. Zatrzymany ponownie został położony na brzuchu i obezwładniony. Zdaniem policji mężczyzna był też agresywny przy wyprowadzaniu go z radiowozu. Funkcjonariusze zdecydowali się wezwać pogotowie ratunkowe. W trakcie oczekiwania na karetkę, mężczyzna nagle stracił przytomność. Policjanci podjęli akcję reanimacyjną, która była prowadzona do czasu przyjazdu lekarza. Mężczyzny nie udało się uratować.

Funkcjonariusze podjęli interwencję po zgłoszeniu, z którego wynikało, że jakiś mężczyzna próbuje dostać się przez okno znajdujące się na parterze budynku, do mieszkania 72-letniego gdańszczanina. Według relacji tego ostatniego, 30-latek rzucał w niego doniczkami z kwiatami i groził, że go zabije.

REKLAMA

Kilka miesięcy po demonstracji badająca okoliczności śmierci 30-latka Prokuratura Rejonowa w Kartuzach podała na podstawie opinii Zakładu Medycyny Sądowej, że główną przyczyną zatrzymania krążenia u mężczyzny była etylokokaina (związek powstający w organizmie człowieka po spożyciu alkoholu i kokainy).

W marcu ruszy proces dwóch policjantów, którzy zatrzymywali Pawła Tomasika. Prokuratura w Kartuzach oskarżyła ich o pobicie i przekroczenie uprawnień. Obaj nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Funkcjonariuszom grożą trzy lata więzienia. Wątek związany z odpowiedzialnością policji za śmierć mężczyzny został umorzony.

IAR/PAP/fc

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej