Wybory 2010. Bronisław Komorowski pokonał Jarosława Kaczyńskiego

W 2010 wcale nie było oczywiste, że to Bronisław Komorowski zostanie kandydatem rządzącej Platformy Obywatelskiej. Partia Donalda Tuska postanowiła wyłonić swojego kandydata w tak zwanych prawyborach. Udział w głosowaniu przysługiwał jedynie członkom partii. Do wyścigu stanęło dwóch polityków: Bronisław Komorowski oraz ówczesny szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski. Ostatecznie partyjne głosowanie wygrał marszałek Sejmu i to jemu przyszło się zmierzyć w wyborczym wyścigu z kandydatem Prawa i Sprawiedliwości Jarosławem Kaczyńskim.

2015-02-24, 18:28

Wybory 2010. Bronisław Komorowski pokonał Jarosława Kaczyńskiego

Wybory poprzedziły dramatyczne wydarzenia - 10 kwietnia 2010 roku. W Smoleńsku, na zachodzie Rosji rozbił się samolot rządowy, którym prezydent Lech Kaczyński wraz z delegacją parlamentarzystów, duchownych oraz wojskowych leciał na rocznicowe obchody upamiętniające zbrodnię katyńską. W katastrofie zginęło 96 osób. Zgodnie z konstytucją obowiązki prezydenta przejął ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Było oczywiste, że sprawuje tę funkcję tymczasowo, do czasu wyboru nowego lokatora Pałacu Prezydenckiego.

Dla współpracowników tragicznie zmarłego prezydenta a także dla polityków PiS było oczywiste, że to właśnie lider ich partii będzie chciał zastąpić swojego brata. Kaczyński nie oparł jednak swojej kampanii na tragedii smoleńskiej. Na szefa sztabu wyborczego powołał Joannę Kluzik-Rostkowską, która blisko współpracowała z Elżbietą Jakubiak, dawną współpracowniczką Lecha Kaczyńskiego. Hasłem jego kampanii było "Polska jest najważniejsza".

- Słowo solidarność nie jest tylko hasłem, ale wyraża treść naszego narodowego życia, trzeba w tym kierunku mobilizować Polskę, trzeba czynić nasz kraj rzeczywiście solidarnym – przekonywał kandydat PiS podczas jednego z wieców wyborczych. Zapowiadał wzmocnienie roli Polski w UE, chciał zmiany polityki wewnętrznej. - 4 lipca dokonamy wyboru między dwoma odmiennymi sposobami pojmowania tego, jak powinna być urządzona Polska. Między koncepcją Polski równych szans dla wszystkich i aktywnej roli państwa w pokonywaniu przeszkód na drodze rozwoju a koncepcją liberalną, w której państwo jedynie asystuje zmianom przynoszącym korzyści uprzywilejowanym grupom. Wybierzemy także między dwiema różnymi koncepcjami prezydentury – pisał w specjalnym artykule dla "Polska The Times".

Kaczyński opowiadał się za silną prezydenturą, odrzucał koncepcję lansowaną swojego czasu przez lidera PO Donalda Tuska, że realna władza w Polsce skupia się w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów a nie w Pałacu Prezydenckim. - W moim przekonaniu w dzisiejszej Polsce nie ma rozsądnej alternatywy dla systemu parlamentarno-gabinetowego z mocną pozycją premiera jako szefa rządu. Zarazem jednak istnieje potrzeba takiego "wyprofilowania" urzędu prezydenta, aby ten, mając tak silną demokratyczną legitymację, jakiej nie ma żadne inne ogniwo władzy w Polsce, mógł działać jako skuteczny rzecznik spójności państwa i wspólnego dobra obywateli wobec gremiów i urzędów, które mają tendencję do działań w imię interesów partykularnych. Marzy mi się przy tym układ kompetencji prezydenta, parlamentu i rządu, który sprzyjałby ich współpracy w najważniejszych dla kraju sprawach – tłumaczył Kaczyński.

REKLAMA

Bronisław Komorowski, już po tym, jak wygrał prawybory w Platformie Obywatelskiej mówił, że "Polsce potrzebny jest prezydent, który będzie miał odwagę bronić prawa obywateli przed zakusami władzy wszechwładnego państwa. Swoją kampanię prowadził pod hasłem: "Zgoda buduje". Wielokrotnie podkreślał, że zawsze szuka tego co może łączyć, a nie dzielić. Zaznaczał jednocześnie, że "jedni są specjalistami od deklarowania", a inni "od roboty". - Dialog jest potrzebny, tylko to często muszą być do tego gotowe obie strony (...). Jeżeli się proponuje jakiś dialog trzeba spotkać się z odzewem. Nie trzeba kończyć wojen politycznych w Polsce jeśli się ich nie wywoła. Nie trzeba przepraszać, że się było brutalnym w polityce jeśli się zachowywało łagodnie i normalnie wcześniej – mówił podczas debaty telewizyjnej z Kaczyńskim.

W pierwszej turze, do jakiej doszło 20 czerwca wizja prezydentury zaprezentowana przez Komorowskiego wygrała z koncepcją Kaczyńskiego. Kandydata PO poprało 41,54 procent, Kaczyńskiego – 26,46.

Szans na wejście do drugiej tury nie miał żaden z pozostałych kandydatów. Na Grzegorza Napieralskiego (SLD) głosowało 13,68 procent, Janusza Korwin-Mikkego - 2,48, Waldemara Pawlaka (PSL) - 1,75 procent, Andrzeja Olechowskiego - 1,44 procent, Andrzeja Leppera - 1,28 procent, Marka Jurka - 1,06 procent.

Ostatnie dwa tygodnie kampanii nie przyniosły nieoczekiwanych zwrotów akcji. Poparcie dla kandydata PO utrzymało się i ostatecznie w niedzielę 4 lipca 2010 roku zagłosowało na niego 8 933 887 Polaków (53,01 procent) zaś na Kaczyńskiego - 7 919 134 (46,99 procent).

REKLAMA

Nowy prezydent został zaprzysiężony 6 sierpnia.

- Trudno ukryć wzruszenie, gdy staje się w takiej chwili w tym miejscu, gdzie bije serce polskiej demokracji – to pierwsze słowa wypowiedziane przez Komorowskiego podczas obrad Zgromadzenia Narodowego. - Obejmuję najwyższy urząd Rzeczypospolitej po wyborach, które nastąpiły w szczególnych okolicznościach, gdy Polska musiała stawić czoła wielkiej narodowej tragedii. Gdy w katastrofie pod Smoleńskiem zginął Prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka, gdy zginęli reprezentanci elit państwowych i wybitni przedstawiciele polskiego życia publicznego i społecznego. To była nasza wspólna tragedia, wspólna żałoba, która naznaczyła nas smutkiem i dotkliwym bólem. Ale też pokazała nam wszystkim, że nasze społeczeństwo i nasze państwo tej wielkiej próbie sprostało. Sprostała jej polska demokracja, polska Konstytucja. Sprostaliśmy wszyscy mówił dalej - powiedział.

Prezydent deklarował, że pięcioletnią kadencję będzie wykorzystywać głownie do umacniania instytucji demokratycznych oraz budowy zdrowych relacji między najważniejszymi ośrodkami władzy w państwie.

- Dzięki Solidarności odzyskaliśmy wolność i suwerenność, ale także odzyskaliśmy prawo do różnienia się. To prawo przyniosło normalność, której tak bardzo pragnęliśmy dla naszej Ojczyzny. I tylko od nas zależy, czy uczestnicząc w nieuchronnych sporach, wykopujemy między sobą przepaść, czy też prowadząc demokratyczną debatę zachowujemy wzajemny szacunek i troskę o sprawy nadrzędne – podkreślał.

REKLAMA

Jedną z pierwszych decyzji nowego prezydenta było przeniesienie siedziby głowy państwa z Pałacu Prezydenckiego do Belwederu, gdzie przed II wojną światową mieszkał naczelnika państwa - Józef Piłsudski oraz pierwsi prezydenci Rzeczypospolitej.

Agnieszka Sopińska-Jaremczak

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej