Nigeria wybiera prezydenta: islamiści strzelają do głosujących
Co najmniej czternaście osób zginęło w sobotnich atakach islamistów z Boko Haram na wyborców w północno-wschodniej części Nigerii. Terroryści strzelali do głosujących, kiedy ci byli w drodze do urn wyborczych. W piątek w brutalnym ataku zginęło 25 osób.
2015-03-28, 19:25
Posłuchaj
W wiosce Buratai na północnym-wschodzie kraju zostało brutalnie zabitych co najmniej 25 osób - poinformował gubernator nigeryjskiego stanu Borno, Kashim Shettima.
Do szpitala w pobliskim mieście Biu trafiły 32 osoby ranne w ataku. Jedna z pielęgniarek przekazała mediom, że ludzie ci opowiadają, iż byli świadkami ścinania głów ofiarom. Co najmniej połowa wioski została spalona.
Atak w przeddzień wyborów
Agencje podkreślają, że do napadu doszło w przeddzień wyborów prezydenckich. Nie ma pewności, że sprawcy to muzułmańscy fanatycy z Boko Haram. Przywódca organizacji wzywał jednak jej członków, by zakłócali odbywające się dziś w Nigerii wybory.
Przeprowadzane wybory prezydenckie miały się pierwotnie odbyć sześć tygodni temu, ale zostały przełożone ze względu na destabilizację kraju krwawymi działaniami islamistów. Boko Haram to zresztą główny temat w kampanii wyborczej. Walka o głosy polegała na licytacji, który z kandydatów zaproponuje lepsze sposoby rozwiązania problemów, jakie stwarza ta terrorystyczna organizacja, dążąca do wprowadzenia szariatu.
REKLAMA
(Źródło: CNN Newsource/x-news)
Problemy z czytnikami
Po południu w sobotę państwowa komisja wyborcza poinformowała, że wybory zostaną przedłużone do niedzieli w tych lokalach wyborczych, gdzie doszło do problemów technicznych z czytnikami kart biometrycznych.
Komisja wyjaśniła, że proces identyfikacji wyborców przy użyciu czytników, użyty po raz pierwszy w głosowaniu, wywołał problemy w wielu miejscach. Z powodu tych problemów technicznych głosowanie tam zostało zawieszone.
REKLAMA
Wcześniej komisja zapewniała, że elektroniczna identyfikacja zajmie nie więcej niż dziesięć sekund w przypadku każdego głosującego. Nowy system miał zapobiec oszustwom wyborczym.
Najważniejsze wydarzenie na kontynencie
Wybory prezydenta w Nigerii, najludniejszym kraju Afryki, oceniane są jako najważniejsze wydarzenie polityczne 2015 roku na tym kontynencie. O urząd szefa państwa walczą: obecny prezydent Goodluck Jonathan i były wojskowy dyktator Nigerii Muhammadu Buhari. Po raz pierwszy w 55-letniej historii kraju szanse urzędującego prezydenta i przywódcy opozycji uznaje się za wyrównane i po raz pierwszy rządząca partia może stracić władzę nie w wyniku zamachu stanu, lecz werdyktu wyborczego.
Nigeria jest najbardziej zaludnionym krajem Afryki. Żyje tam 170 milionów mieszkańców, z czego 50,5 proc. to chrześcijanie, a 43,5 proc. to muzułmanie. Do głosowania uprawnionych jest blisko 69 milionów Nigeryjczyków.
O urząd prezydenta stara się czternastu kandydatów. Największe szanse ma dwóch pretendentów - obecny prezydent Goodluck Jonathan i kojarzony z islamistami, były prezydent Muhammadu Buhari.
REKLAMA
(Źródło: Bloomberg/x-news)
Jonathan jest krytykowany przez część społeczeństwa za brak postępów w walce z Boko Haram. Ta fundamentalistyczna organizacja islamska od 2009 roku stara się m.in. utworzyć własne państwo oparte na zasadach skrajnego islamu i zdestabilizować sytuację w całej Nigerii. Siły rządowe nie radzą sobie z nimi do tego stopnia, że do prób rozbicia dżihadystów włączyły się wojska sąsiednich państw.
Pomogą najemnicy z Rosji
Władze w Abudży zdecydowały się nawet sprowadzić do Nigerii setki najemników m.in. z Rosji, Ukrainy i Republiki Południowej Afryki, aby przygotować ofensywę przeciwko Boko Haram. Prezydent Nigerii Goodluck Jonathan w wywiadzie, którego udzielił rozgłośni "Voice of America", wyjaśnił, że dwie nigeryjskie firmy zakontraktowały "instruktorów i techników", którzy mają pomóc nigeryjskim siłom zbrojnym.
REKLAMA
Tylko w zeszłym roku, w atakach przeprowadzanych przez organizację, zabitych zostało około 10 tysięcy Nigeryjczyków. Jak podaje ONZ, w ostatnich tygodniach ponad 11 tysięcy mieszkańców północno-wschodniej Nigerii zbiegło z kraju do sąsiedniego Czadu a kolejne dwa tysiące ludzi przebywają na wyspie na jeziorze Czad, na granicy obu państw.
IAR/inne źródła/iz,mj
REKLAMA