Jemen: niezbędna interwencja sił lądowych? Trwają naloty
Jemeński minister spraw zagranicznych Rijadh Jasin przyznał, że w następnej fazie operacji w Jemenie przeciwko rebeliantom Huti niezbędne mogą się okazać siły lądowe. Słowa te padły na szczycie Ligi Arabskiej w egipskim Szarm el-Szejk.
2015-03-28, 21:55
Operacja powietrzna rozpoczęła się w nocy ze środy na czwartek, jest prowadzona przez Arabię Saudyjską i jej sojuszników. Samoloty bojowe atakują w Jemenie pozycje szyickiej milicji Huti, walczącej o obalenie prezydenta Abda ar-Raba Mansura al-Hadiego. Saudyjskie samoloty zbombardowały między innymi cele w stolicy Jemenu, Sanie, w pobliżu zabudowań rządowych. Kolejnym celem były obiekty wojskowe. Według jemeńskich, rebelianckich władz, w ciągu 24 godzin zginęło w nalotach 39 cywilów.
Na szczycie w Szarm el-Szejk król Arabii Saudyjskiej Salman as-Saud powiedział, że operacja będzie trwać do czasu "przywrócenia bezpieczeństwa" w Jemenie, który jest pogrążony w totalnym chaosie. Obecny na szczycie prezydent Jemenu Abd ar-Rab Mansur al-Hadi wyraził nadzieję, że operacja będzie trwać do czasu kapitulacji Huti.
Następnie, jak pisze AFP, obaj przywódcy udali się do Rijadu. Hadi, jak powiedział minister Jasin, na razie nie wróci do Adenu, w którym wcześniej skrył się przed rebelią. Dodał, że Huti próbują za wszelką cenę przejąć Aden jeszcze przed zakończeniem szczytu, który planowo ma się skończyć w niedzielę. Na razie udało im się zająć port Szakra, leżący 100 km na wschód od Adenu.
Aden, wielkie miasto na południu Jemenu, znalazł się w rękach zbrojnych grup, gdy uciekły z niego siły bezpieczeństwa. Po ciężkich walkach siły lojalne wobec prezydenta Jemenu Abd ar-Raba Mansura al-Hadiego odbiły międzynarodowe lotnisko w mieście. W ciągu trzech dni, według lokalnych władz, w w mieście zginęło co najmniej 70 osób, a ponad 200 zostało rannych. Saudyjska telewizja poinformowała w sobotę, że marynarka Arabii Saudyjskiej rozpoczęła ewakuację saudyjskich i zagranicznych dyplomatów z Adenu. Według saudyjskiej telewizji w trakcie "operacji Huragan" z miasta uciekło kilkudziesięciu pracowników placówek dyplomatycznych.
REKLAMA
Zapowiadając operację w Jemenie, Arabia Saudyjska potwierdziła, że chce odeprzeć "agresję" Iranu, który jest oskarżany o wspieranie rebelii Huti i o chęć "dominacji" w regionie. Iran nie przyznaje się do wspierania szyickich rebeliantów, lecz potępił operację powietrzną Arabów.
Dyplomaci z Zatoki Perskiej twierdzą, że operacja militarna w Jemenie może potrwać do sześciu miesięcy i że można się spodziewać akcji odwetowych Iranu w postaci aktów destabilizujących sytuację. Według telewizji al-Arabija, Arabia Saudyjska przygotowała ogromne siły do walki na południu Półwyspu Arabskiego - 150 tysięcy żołnierzy i 100 samolotów bojowych. Wsparcia akcji w Jemenie udzieliły m.in. Egigpt, Jordania, Sudan, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Bahrajn, Katar i Kuwejt.
Walka o władzę między Hadim a ugrupowaniem Huti trwa od kilku miesięcy. Huti są wspierani przez szyicki Iran, a prezydent Hadi przez kraje Zatoki Perskiej, w tym sunnicką Arabię Saudyjską.
W dniu rozpoczęcia w Jemenie nalotów samolotów Arabii Saudyjskiej i sojuszników na pozycje Huti szefowie dyplomacji państw Ligi Arabskiej przyjęli projekt rezolucji zezwalającej na powołanie wspólnych sił szybkiego reagowania. Ministrowie poprosili Ligę Arabską o skoordynowanie w ciągu miesiąca z szefami sztabów poszczególnych krajów działań prowadzących do sformowania takich sił.
REKLAMA
PAP/fc
REKLAMA