Azja Południowa cierpi z powodu smogu. "W Delhi nie ma czym oddychać"

Smog jest już stałym elementem największych miast południowej Azji. W Delhi skraca życie przeciętnie o trzy lata i jest gorszy niż w Pekinie. W Dakce, stolicy Bangladeszu, szkodzi bardziej niż papierosy, a w nepalskim Katmandu przesłania Himalaje.

2015-04-04, 20:14

Azja Południowa cierpi z powodu smogu. "W Delhi nie ma czym oddychać"
. Foto: pixabay

Kolumna samochodów na drodze szybkiego ruchu Mehrauli-Gurgaon coraz bardziej zwalnia. "Nic nie widać, zaraz ktoś w nas wjedzie" - denerwuje się Soham Majumdar, wbijając wzrok w gęstą ścianę mgły. Soham tak jak większość ludzi mieszkających w Gurgaon, mieście satelickim Delhi, spóźni się do pracy. Lotnisko imienia Indiry Gandhi również jest zamknięte, a dziesiątki pociągów stoją w szczerym polu, czekając na przejaśnienie.

W zimie mgła, a raczej nisko wiszący nad miastem smog pojawia się średnio 70 razy, podczas gdy w latach 50. XX w. tylko kilka razy w sezonie. Na wiosnę, ogromna chmura zanieczyszczonego powietrza, jest już mniej widoczna, ale według badań naukowców z Chicago, Yale i Harwardu, nie mniej szkodliwa.

„Nie ma czym oddychać"

Okazuje się, że indyjskie powietrze skraca życie mieszkańców tego kraju średnio o 3,2 roku. Z kolei w rankingu miast o najgorszym powietrzu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) aż 13 indyjskich miast znajduje się w pierwszej dwudziestce świata. Na czele jest Delhi.

- W Delhi nie ma czym oddychać - Tushar kręci głową zniechęcony, rozglądając się po reprezentacyjnych ogrodach Lodich, w centralnym Delhi. Pochodzi z Kerali, stanu na południu Indii i od kilku lat mieszka w stolicy. Do ogrodów przyszedł pograć w piłkę z kolegami. "Tutaj nawet rośliny nie mają tego koloru co w Kerali. Wszystko szarzeje. Na drzewach osiada gruby pył" - tłumaczy PAP Tushair i oznajmia, że dzisiaj raczej odwołają mecz, bo szkoda zdrowia.

REKLAMA

Jeszcze rok temu indyjskie władze bagatelizowały szacunki WHO ostrzegające, że przez choroby związane ze smogiem umiera rocznie 1,6 mln Hindusów, a powietrze jest już gorszej jakości niż w Pekinie, dotąd uznawanym za największego truciciela na świecie. Według raportu WHO poziom drobinek pyłu o średnicy 2,5 mikronów, które przez płuca mogą przedostać się do krwiobiegu człowieka, sięgnął 153 mikrogramów na metr sześcienny powietrza, czyli niemal trzy razy więcej niż w stolicy Chin. "Porównywanie Delhi i Pekinu jest naukowo błędne" - bronił się w rozmowie z telewizją NDTV M.P. George, szef Delhijskiego Komitetu Kontroli Zanieczyszczenia. "Dynamika pogodowa tych miast jest inna" - podkreślał.

Biały tylko z nazwy

Innego zdania są ambasady USA, Japonii i Niemiec, które mocno obawiają się o zdrowie swoich dyplomatów. Ich kadencje mogą zostać skrócone do dwóch lat. Jednocześnie w indyjskim parlamencie minister środowiska Prakash Javadekar przedstawił raport, w którym naukowcy ostrzegają przed zmianą koloru słynnego grobowca Tadż Mal pod wpływem smogu. Zbudowany z białego marmuru symbol Indii gwałtownie szarzeje.

W Delhi problemem smogu poważnie zainteresował się dopiero tamtejszy Sąd Stanowy, który zamierza zgłosić sprawę do zbadania Sądowi Najwyższemu. "Ponad połowa dzieci w stolicy kraju cierpi z powodu chorób oddychania. To jest niedopuszczalne" - uznali sędziowie Badar Durrez Ahmed i Sanjeev Sachdeva cytowani przez dziennik "The Economic Times".

Powietrze w Delhi już raz się poprawiło. Na początku XXI w. transport publiczny przeszedł rewolucję. We wszystkich autobusach i motorikszach zainstalowano urządzenia na sprężony gaz CNG. Jednak od tego czasu na drogach Delhi codziennie przybywa około tysiąca prywatnych pojazdów.

REKLAMA

Szerzą się choroby

Dynamicznie rozwijające się miasto dusi się również od dymu z domowych kuchni w szybko powstających slumsach. - Zazwyczaj gotujemy na gazie. Ale w zimie palimy również ogniska - mówi Rahul, który mieszka w slumsie Shadipur, w zachodnim Delhi. Rahul przyznaje, że dużo ludzi choruje i ma problemy z oddychaniem. Jednak nie łączy ciężkiego oddechu z całorocznym zanieczyszczeniem powietrza.

Inaczej jest na ulicach Katmandu, stolicy Nepalu. Tu maska z materiału z czasów rewolucji sprzed 9 lat, za którą młodzież ukrywała twarze, obalając króla, zmieniła swoją funkcję. "Jakbym miał bez niej jeździć, to chyba bym się udusił" - Soham Dhakal zsiada z roweru i pokazuje solidną, plastikową maskę z okrągłym filtrem.

Prawie wszyscy je noszą. Duża część przechodniów wybiera lekkie maski chirurgiczne lub materiałowe. Dziewczęta noszą kolorowe, często ozdobione modnymi wzorami, dobrze komponujące się z resztą stroju. Chłopcy i mężczyźni wybierają zwykłe, czarne maski. Jednak tylko motocykliści spędzający godziny w ogromnych korkach inwestują w maski ochronne z filtrami.

Niekontrolowany rozrost miast

- A to właśnie ogromna liczba pojazdów na drogach i niekontrolowany rozrost miasta jest największym winowajcą - uważa prof. Naveen Adhikari z Uniwersytetu Tribhuvana. W dolinie Katmandu mieszka 2,5 mln ludzi, co roku przybywa 100 tys. nowych mieszkańców.

REKLAMA

Nepal zajmuje 177., czyli przedostatnie miejsce w rankingu jakości powietrza stworzonym przez amerykańskich naukowców. "Wystarczy spojrzeć w słoneczny dzień w stronę Himalajów. Rzadko kiedy je widać" - tłumaczy Manoj Gautam, szef organizacji ekologicznej, która edukuje społeczeństwo.

- To że ludzie chodzą w maskach i są świadomi, że powietrze jest zanieczyszczone, nie przekłada się na działania rządu - tłumaczy. Jego zdaniem to dziwne, że kraj żyjący z turystyki górskiej i dziewiczej przyrody, tak mało dba o środowisko.

Najgorzej w Bangladeszu

Najgorsze powietrze na świecie jest jednak w Bangladeszu, gdzie na astmę choruje 7 mln ludzi. Naukowcy z WHO twierdzą, że wdychanie powietrza w stolicy kraju Dakce jest bardziej szkodliwe niż palenie papierosów. Każdego roku z tego powodu umiera tam 15 tys. wcześniaków. Raport Banku Światowego szacuje, że gdyby Bangladesz zredukował zanieczyszczenia powietrza o 20 proc., państwowa służba zdrowia zaoszczędziłaby 500 mln dol. rocznie.

Głównymi winowajcami są zakorkowane ulice miasta. Pojazdy poruszają się ze średnią prędkością 14 km na godzinę. - Czasami kilometrowy odcinek drogi może zająć dwie godziny - mówi Sajid Chowdhury, mieszkaniec Dakki. - Człowiek nie zdaje sobie sprawy, czym jest czyste powietrze, dopóki stąd na chwilę nie wyjedzie. Nie każdy może sobie na taki luksus pozwolić - dodaje.

REKLAMA

pp/PAP

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej