To był zamach? Nowa książka o katastrofie smoleńskiej

Niemiecki wywiad ma informacje o tym, że przyczyną katastrofy pod Smoleńskiem mógł być zamach przeprowadzony przez rosyjskie służby specjalne - twierdzi w najnowszej książce niemiecki dziennikarz śledczy Juergen Roth. Publikacja pod tytułem "Verschlussakte S" ("Tajny dokument") trafia dziś do niemieckich księgarń.

2015-04-08, 13:30

To był zamach? Nowa książka o katastrofie smoleńskiej
W katastrofie smoleńskiej zginęło 96 osób. Foto: Wikimedia Commons/Serge Serebro, Vitebsk Popular News

Roth przytacza w książce depeszę sporządzoną w marcu ubiegłego roku przez agenta niemieckiego wywiadu BND. Czytamy w niej, że możliwym wytłumaczeniem katastrofy samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem jest, z dużym prawdopodobieństwem, zamach z użyciem materiału wybuchowego. Miał on zostać przeprowadzony przez działającą w Połtawie na Ukrainie komórkę Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej kierowaną przez Dymytra S.

Komórka ta działała pod przykrywką ukraińskiej służby SBU.
Agent niemieckiego wywiadu powołuje się na dwa źródła. Jedno w polskim rządzie, a drugie w rosyjskich służbach specjalnych. W depeszy ma być także mowa o tym, że zlecenie zamachu mógł wydać wysoki rangą polski polityk, który kontaktował się w tej sprawie z moskiewskim generałem FSB Jurijem D.

W wywiadzie dla "Bilda" Roth stwierdza, że katastrofa samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem nie była wypadkiem, lecz morderstwem, w które zamieszane były rosyjskie służby specjalne.

Roth: materiał wybuchowy na pokładzie maszyny

W ocenie autora depeszy wniesienie ładunku wybuchowego na pokład rządowego Tupolewa nie było możliwe bez udziału polskich współpracowników. Opisując relacje świadków katastrofy pod Smoleńskiem, dziennikarzy, ekspertów i polityków, między innymi Antoniego Macierewicza, autor książki twierdzi, że wiele wskazuje na to, iż w rządowym samolocie doszło do eksplozji.

REKLAMA

Dziennikarz zastrzega, że do raportu trzeba podchodzić - jak zawsze w takich przypadkach - sceptycznie. Zaznacza, że autorem dokumentu jest jednak "od dawna dobrze znany i będący w służbie czynnej agent posiadający znakomite kontakty w polskich i rosyjskich kołach rządowych i wywiadowczych". Dokument zawiera nazwisko i materiały właściwego dla tej sprawy generała FSB, który przebywał w tym czasie na Ukrainie. Zdaniem Rotha motywy sprawców są oczywiste. Prezydent Lech Kaczyński był "zaciekłym przeciwnikiem Kremla i Putina". Jak dodaje, Kaczyński sprzeciwiał się podpisaniu umowy z Gazpromem.

Roth: Polska tuszowała sprawę

Wśród powodów, które skłoniły stronę polską do rzekomego tuszowania sprawy, niemiecki dziennikarz wymienił "serdeczne relacje" pomiędzy Putinem a Donaldem Tuskiem. - Od początku pojawiły się też w polskiej polityce głosy: nie chcemy wojny w Rosją. Lepszy jest szybki wynik (dochodzenia), aby zapobiec konfliktowi - tłumaczy. - A przecież w sprawozdaniach rosyjskich i polskich władz śledczych można wykazać niezliczone błędy i nonsensy, a nawet nieprawdziwe zeznania - dodaje dziennikarz.
Roth zaprzeczył, jakoby niemieckie służby specjalne brały udział w tuszowaniu sprawy. Zwrócił jednak uwagę, że jego zdaniem BND nigdy nie zareagował na "wysoce wybuchowy" raport swego agenta.

Zobacz specjalny serwis poświęcony katastrofie smoleńskiej >>>

Roth zaznaczył, że nie może całkowicie wykluczyć warunków pogodowych i błędu pilota jako przyczyn katastrofy. - Jednak moje informacje, jak również informacje niezależnych naukowców wskazują na to, że wcześniej (przed upadkiem samolotu) doszło do wybuchu na pokładzie. Wrak maszyny został następnie świadomie zniszczony i leży do dziś, podobnie jak czarna skrzynka w Moskwie - mówi Roth.
Według niego, wszystkie okoliczności katastrofy w Smoleńsku nie zostaną zapewne nigdy wyjaśnione. - Nikt nie chce jeszcze bardziej przycisnąć Putina, który już teraz grozi bombą atomową - konkluduje dziennikarz.

REKLAMA

Dementi BND

BND zdementował w zeszłym tygodniu informacje Rotha. Rzecznik niemieckiego wywiadu oświadczył, że niemieckie służby nigdy nie reprezentowały stanowiska, że w Smoleńsku doszło do zamachu, a tym bardziej nigdy nie informowały w tym duchu rządu Niemiec.

Polska komisja: zawinili m.in. piloci

Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, której przewodniczył Jerzy Miller nie wykryła, by na pokładzie tupolewa doszło do wybuchu. Wśród najbardziej prawdopodobnych przyczyn katastrofy wymieniła - w swoim raporcie - zaniedbania po stronie polskiej załogi oraz błędy rosyjskich kontrolerów lotu. Podobnie wyglądają ustalenia polskich prokuratorów.

Prokuratura wojskowa stawia zarzuty dwóm rosyjskim kontrolerom lotów>>>

Za kilka dni minie piąta rocznica katastrofy. Na pokładzie Tu-154M było 96 osób. Delegacja, której przewodniczył prezydent Lech Kaczyński miała wziąć udział w obchodach 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.

REKLAMA

IAR/PAP/asop

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej