Ukraina gloryfikuje UPA. Jaka reakcja Polski?
Czy Polska ma powody, by obawiać się ukraińskiego nacjonalizmu? Jak rozumieć fakt, że w dniu wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego w Kijowie Rada Najwyższa przyjęła ustawę gloryfikującą Ukraińską Powstańczą Armię, która nad Wisłą kojarzy się z okrutną rzezią na Wołyniu? Niewątpliwie działania Kijowa Moskwa wykorzystuje, by wbić klin między Polskę a Ukrainę.
2015-04-17, 14:47
- Pojechał do Kijowa, aby podać Ukraińcom rękę, a wyjechał z nożem w plecach - tak o wizycie Komorowskiego w Kijowie mówił kilka dni temu w radiowej Jedynce szef SLD Leszek Miller. Jak wyjaśnił, przyjęta przez parlament ukraiński ustawa jest policzkiem dla polskiego prezydenta i samej Polski. Zdaniem szefa SLD jest to sygnał, że ludobójstwo, którego oddziały UPA dokonały na Polakach na Wołyniu jest traktowane przez władze ukraińskie jako coś normalnego. - Na micie UPA budowana jest współczesna tożsamość Ukrainy - podsumował Miller.
W podobnym tonie, tego samego dnia, decyzję Rady Najwyższej Ukrainy skomentowała "Rossijskaja Gazieta". Kremlowski dziennik przypomniał, że w latach 1943-1945 UPA wymordowała tysiące Polaków. Dziennik cytował polskich polityków, którzy krytycznie odnieśli się do ustawy i radzili prezydentowi Komorowskiemu, by był mniej bezkrytyczny wobec kijowskich władz.
Wołyń 1943 - zobacz serwis specjalny >>>
Dokument, który wzbudza tak duże kontrowersje dotyczy nadania statusu uczestników walk o niepodległość Ukrainy w XX wieku tym wszystkim, którzy walczyli o to w organizacjach paramilitarnych, czy politycznych. Ustawa uznaje ich "bojowników o wolność i niezależność Ukrainy". Dotyczy to zarówno członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów jak i Ukraińskiej Powstańczej Armii. Na Ukrainie są one uznawane przede wszystkim za walczące z władzą radziecką i III Rzeszą.
REKLAMA
W Polsce UPA kojarzy się jednoznacznie źle.
Szacuje się, że ofiarami masowych zbrodni popełnionych przez Ukraińską Powstańczą Armię zostało - według różnych szacunków - od 100 do 130 tysięcy Polaków. Najbardziej dramatyczne wydarzenia miały miejsce w nocy z 10 na 11 lipca 1943 roku, gdy oddziały UPA zaatakowały około 100 polskich miejscowości. Ogółem w lipcu tamtego roku zginęło nawet 10-11 tysięcy Polaków.
Serwis portalu PolskieRadio.pl II wojna światowa >>>
Zdaniem prof. Grzegorza Motyki, członka Rady IPN, dla Ukraińców UPA to część ich tożsamości historycznej a antypolskie czystki tej formacji są dlatego bagatelizowane i wyciszane. Profesor przypomniał jednocześnie, że jeszcze w latach 90. przyjęto ustawę, że specjalny status dostają wszyscy, którzy walczyli o wolność i nie popełnili zbrodni wojennych.
- Niezręcznością jest to, że dzisiaj została zdjęta klauzula popełnienia zbrodni wojennych. Oznacza to bowiem, że status weterana dostali na przykład sprawcy zbrodni wołyńskiej. Oni zostali w ten sposób usprawiedliwieni - zauważył.
REKLAMA
Należałoby więc zadać pytanie o reakcję władz Polski. Czy w sposób właściwy upominają się o pamięć o ofiarach. Minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna mówił niedawno w "Gazecie Wyborczej", że "Ukraina szuka swej historycznej tożsamości i trzeba próbować to zrozumieć, a zarazem mówić, co nas boli".
- To nie była ze strony Ukraińców prowokacja, a ta ustawa, przyjęta zresztą wraz z pakietem innych ustaw historycznych, m.in. o sposobie upamiętnienia II wojny światowej czy otwarciu dostępu do archiwów komunistycznych, w żaden sposób nie była skierowana przeciwko Polsce. W ustawie nie wymieniono formacji kolaborujących z nazistami, jak bataliony Roland, Nachtigall czy dywizja SS Galizien. Padają tam za to nazwy kilkudziesięciu organizacji, które wpisują się w nurt niepodległościowy od czasów I wojny światowej do lat 80. ubiegłego wieku - mówił.
Jak dodał, prezydent Komorowski w swoim wystąpieniu nie ukrywał, że przed nami jest refleksja nad trudną historią polsko-ukraińską, że konieczne jest pojednanie. - Wymaga to z naszej strony cierpliwości i czasu. Teraz przed Ukrainą stoi ważniejsze zadanie, jakim jest przeciwstawienie się rosyjskiej agresji oraz reforma państwa - podkreślił.
Schetyna negatywnie odniósł się do propozycji SLD, by polski Sejm w specjalnej uchwale potępił ukraiński nacjonalizm. - Uchwała SLD to polityczne ekstremum i wpisywanie się w rosyjską narrację - podsumował.
REKLAMA
Z kolei były wiceminister spaw zagranicznych Paweł Kowal radzi rządzącym, by w relacjach z Ukraińcami nie bali się nazywać rzeczy po imieniu. Jak wspomina, w czasach gdy doradzał prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu ten nie bał się używać słowa "ludobójstwo" dla określenia tego, co wydarzyło się na Wołyniu. - Jestem pewien, że powrót do czczenia UPA na Ukrainie nie ma w intencji obrażania Polaków - komentował w TVN 24. - To część akcji dekomunizacyjnej na Ukrainie. Tej samej akcji, która oznaczała zniszczenie pomników Lenina, otwierania archiwów, poważnej lustracji. Dla każdego Ukraińca UPA jest tą organizacją, która najlepiej wyraża postawę antybolszewicką - dodał.
Według Kowala, szkoda, że w trakcie wystąpienia w Radzie Najwyższej prezydent Komorowski nie mówił o ludobójstwie. Jak przekonuje, należy to zrobić nawet jeśli "Ukraińcy będą to traktować jak uderzenie w ich godność". - Powinniśmy minimalizować gloryfikację UPA, także w interesie Ukrainy. Ukraina pod portretem Bandery nie wejdzie do UE - powiedział. Zaleca jednocześnie, by właśnie ten szczególny moment w historii Polski i Ukrainy, Warszawa umiała należycie wykorzystać. - Musimy robić swoje, trwać na swojej pozycji. Nigdy w najnowszej historii Polska nie miała tak dobrej reputacji na Ukrainie jak obecnie. Należy mieć strategiczną cierpliwość. W przypadku Wołynia mamy do czynienia z wypełnieniem kategorii definicji ludobójstwa. Oni tego nie rozumieją, nie wiedzą - oświadczył.
Agnieszka Sopińska-Jaremczak
REKLAMA