Erytrea to jedno z najbardziej restrykcyjnych państw świata [reportaż]
Masowa inwigilacja, tortury, niewolnictwo i przymusowa służba wojskowa. Codziennie setki Erytrejczyków uciekają z kraju, wielu z nich ginie po drodze do Europy.
2015-06-16, 11:05
Z raportu komisji Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) zajmującej się prawami człowieka w Erytrei wynika, że kraj ten jest totalitarnym państwem opartym na całkowitej kontroli obywateli przez aparat bezpieczeństwa na wszystkich poziomach społecznych. "Informacje gromadzone przez system kontroli są używane przeciwko obywatelom, by trzymać ich w stanie permanentnego niepokoju" - czytamy.
W kraju, gdzie mieszka 6 mln ludzi, jest ponad 300 przepełnionych więzień. Ludzie trafiają do nich najczęściej bez sprawy sądowej i wyroku. Nie mają możliwości kontaktu z rodziną i prawnikiem. W więzieniach stosuje się tortury, takie jak podwieszanie czy rażenie prądem.
Reżim mówi nam, w którego Boga mamy wierzyć
- W Erytrei nie rządzi prawo, ale strach. Każdy boi się donosów. Wystarczy, że sąsiad powie, że jesteś szpiegiem, bo cię nie lubi i masz problem - powiedział Iob. 23-latek uciekł z Erytrei przed wojskiem. Wszyscy mężczyźni i niezamężne kobiety są zmuszani do tzw. służby narodowej. Trwa ona teoretycznie 18 miesięcy, jednak wielu ludzi spędza w niej całe życie. Na rodziny dezerterów nakłada się karę ponad 3 tys. dolarów (z danych Banku Światowego wynika że roczny dochód na mieszkańca Erytrei wynosi 560 dolarów) lub więzienie.
Iob uciekł najpierw do Sudanu Południowego, ale w kraju tym wybuchła wojna, więc przyjechał do Ugandy. - Ciężko tu żyć, imam się dorywczych prac, nie starcza mi na przeżycie. Takich jak ja jest więcej niż pracy dla nas. Ale i tak wolę takie życie. Mam przynajmniej nadzieję na przyszłość. Nie potrafię żyć bez wolności, reżim mówi nam nawet, w którego Boga mamy wierzyć (legalne są cztery odłamy religijne: islam sunnicki, etiopski Kościół ortodoksyjny, katolicyzm i luteranizm) - opowiada.
- Sam pracowałem kiedyś dla erytrejskiego rządu. Byłem dyrektorem w jednym z departamentów. Jednak nie mogłem siedzieć cicho i patrzeć, co wyprawia z Erytreą prezydent i jego ludzie - powiedział Izajasz (imię zmienione). - Musiałem uciekać i tak się tułam od 18 lat. Teraz mieszkam w Ugandzie. Od czasu do czasu dorabiam sobie lecząc ludzi ziołami, ale to nie starcza na życie. Jestem już stary i schorowany. Nie mogę wrócić. Jestem wrogiem ludu - podkreślił.
W naszej ojczyźnie nie mamy żadnych perspektyw
Rząd często odmawia wydania paszportu. Dla wielu ludzi nielegalna ucieczka przez granicę do Sudanu czy Etiopii jest jedynym wyjściem. Na granicy erytrejskie straże bez ostrzeżenia strzelają do uciekinierów.
- Mnie udało się dostać paszport, więc legalnie wyjechałam do Sudanu, teraz czekam w Ugandzie na wyjazd do Stanów Zjednoczonych - wyjaśniła Maria. - W Erytrei byłam nauczycielką, ale nie byłam w stanie wykarmić własnych dzieci. Mój brat przepadł w więzieniu, bo ktoś doniósł, że nie lubi rządu. Z mężem postanowiliśmy uciec. W naszej ojczyźnie nie mamy żadnych perspektyw - oceniła.
Maria czeka na rozpatrzenie wniosku o wyjazd do Stanów Zjednoczonych już trzeci rok. Pracuje nielegalnie w etiopskiej restauracji w Kampali, zarabia w przeliczeniu ok. 200 złotych miesięcznie. To nie starcza na życie w Ugandzie. - I tak mam szczęście, ponieważ pomaga nam rodzina męża z Ameryki - przyznaje.
Tortury, porwania, handel ludźmi, egzekucje
Nielegalna ucieczka przez granicę to dopiero początek niebezpiecznej podróży. W obozach w Sudanie i Etiopii pośrodku pustyni żyje ponad 200 tysięcy ludzi.
W Sudanie uchodźcy często padają ofiarami porwań dla okupu i handlu ludźmi. Jeśli krewnych nie stać na zapłacenie okupu, porwanych sprzedaje się lub morduje. Zajmują się tym zorganizowane gangi. Z raportów organizacji zajmujących się obroną praw człowieka wynika, że wobec uchodźców stosowane są tortury.
REKLAMA
Ci, którzy mają środki na dalszą podróż, przez Egipt lub Libię próbują dostać się do Europy. W Libii wielkim zagrożeniem są bojownicy Państwa Islamskiego, którzy w kwietniu rozstrzelali kilkudziesięciu uciekinierów z Etiopii i Erytrei.
***
Spośród wszystkich Afrykanów, którzy udają się w podróż przez morze do Europy, najwięcej jest Erytrejczyków. Tylko w ubiegłym roku w Europie podania o azyl złożyło 37 tys. obywateli Erytrei. Nieznana jest liczba tych, którzy nie dotarli do Europy.
Erytrea ogłosiła niepodległość w 1991 roku po 30 latach wojen domowych z Etiopią. W ciągu ostatnich 10 lat z kraju uciekło ponad 5 proc. populacji.
Julia Prus/PAP/kk
REKLAMA