Senat podzielony w sprawie in vitro: ustawa wraca do komisji zdrowia. "Ideowy przekręt stulecia"

Blisko 14 godzin trwała w Senacie debata na temat ustawy o in vitro. Ustawa podzieliła senatorów, zgłoszono wiele poprawek, były wnioski o przyjęcie ustawy bez poprawek oraz o odrzucenie jej w całości.

2015-07-09, 13:29

Senat podzielony w sprawie in vitro: ustawa wraca do komisji zdrowia. "Ideowy przekręt stulecia"

Posłuchaj

Igor Radziewicz-Winnicki porównywał metodę in vitro do podawania insuliny cukrzykowi, dawania okularów niewidzącemu, czy wycinania nowotworu jego nosicielowi (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Dyskusja na temat ustawy o leczeniu niepłodności - przyjętej przez Sejm pod koniec czerwca - rozpoczęła się w środę po godz. 11, a zakończyła przed godz. 1 w nocy. W związku ze zgłoszeniem poprawek ustawę ponownie skierowano do komisji zdrowia. Jej posiedzenie zaplanowano na czwartek.

TVN24/x-news

Odrzucenie ustawy rekomendowała senacka komisja zdrowia. Wielu senatorów, szczególnie z PiS, deklarowało, że nie poprze ustawy i ostro ją krytykowało.
Senator Jan Maria Jackowski (PiS) stwierdził, że nawet jeśli ustawa ta wejdzie w życie, na pewno szybko zostanie uchylona ze względu na wątpliwości konstytucyjne. Jego zdaniem dyskryminuje ona życie ludzkie ze względu na sposób poczęcia.

- Dziecko ma prawo, żeby być poczęte w miłości - mówiła Dorota Czudowska (PiS). Jej zdaniem przez procedurę in vitro życie ludzkie - dlatego że jest jeszcze nieme i niewidoczne - poddawane jest prawom rynku i uprzedmiotawiane. - My tą ustawą otwieramy piekielne wrota. Wrota nadużyć, których jeszcze nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić - oceniła.

REKLAMA

Bogdan Pęk (PiS) nazwał ustawę ideowym przekrętem stulecia. Przekonywał, że w trakcie procedury in vitro tworzy się jedno życie kosztem innych. W imieniu swoim oraz kolegów z klubu obiecał, że w następnej kadencji parlamentu podejmą działania, które "usankcjonują odwieczny ład", wprowadzając do porządku prawnego definicję, w myśl której życie ludzkie jest od poczęcia aż do śmierci.

Zgłosił też poprawkę do tytułu, aby zamiast "o leczeniu niepłodności", ustawa nazywała się: "o pozaustrojowym zapłodnieniu in vitro". Jego zdaniem gdyby ludzie zdawali sobie sprawę z "tego historycznego kłamstwa w tytule", z całą pewnością byliby przeciwko ustawie. Pęk podkreślił jednak, że ustawę można jeszcze poprawić, przyjmując odpowiednie poprawki, np. wykluczające tworzenia nadliczbowych zarodków.

Możliwość nadużyć?

O odrzucenie ustawy wnioskował Andrzej Matusiewicz (PiS), argumentując, że jest ona przeciwko życiu.

Ustawa budziła także zastrzeżenia niektórych senatorów PO. Stanisław Hodorowicz (PO) zapowiedział, że nie będzie w stanie poprzeć ustawy, gdyż - jak ocenił - jest to metoda inżynieryjna, a nie medyczna, sprowadza człowieka do roli produktu i pozbawia go "atrybutu cudu natury".

REKLAMA

Jak mówił Filip Libicki (PO), choć metoda ta daje życie, to jednak tworzy się przy tym nadliczbowe zarodki, co stwarza dylematy etyczne i możliwość nadużyć. - Uważam, że ta metoda nie powinna być u nas prawnie dopuszczalna - powiedział. Przyznał jednak, że ta sprawa musi być jakoś uregulowana z maksymalnym poszanowaniem godności ludzkiej. Ale jego zdaniem zaproponowana ustawa ubiera w ramy prawne tę dowolność, z którą mamy do czynienia obecnie.

Wskazał np., że choć ustawa określa maksymalną liczbę tworzonych zarodków, jednak dopuszcza od tej zasady wyjątki. Jego zdaniem zapisanie, że możliwe jest to w przypadku kobiet powyżej 36. roku życia, sprawi, iż to, co miało być wyjątkiem, będzie normą, zważywszy jak późno w dzisiejszych czasach kobiety decydują się na macierzyństwo.

Zdaniem Libickiego przykładów na "pozorność" proponowanych rozwiązań jest w ustawie bardzo wiele. Zapowiedział, że nie poprze jej, jeśli nie zostaną przyjęte poprawki, które mają poprawić tę regulację.

Także Helena Hatka (PO) zgłosiła szereg poprawek. Mają one m.in. poprawić definicję zarodka, ograniczyć liczbę zarodków do dwóch, oddzielić ośrodki leczenia niepłodności od tych stosujących procedurę in vitro. Poinformowała, że pod poprawkami podpisali się także m.in. Libicki i Hodorowicz.

REKLAMA

TVN24/x-news

Z kolei Alicja Chybicka (PO) zgłosiła wniosek o przyjęcie ustawy bez poprawek. Przekonywała, że ustawa - nawet nie najlepsza - jest lepsza niż brak regulacji.
- Jestem za ochroną każdego życia, przez 40 lat walczę o życie dzieci i jestem przekonana, że ta ustawa jest niezbędna - mówiła. Wskazywała, że obecnie nie wiadomo, co się dzieje z zarodkami, jest "wolna amerykanka". - Trzeba to usankcjonować - przekonywała.

Wielu senatorów miało zastrzeżenia co do dopuszczenia stosowania in vitro dla par żyjących w związkach nieformalnych. Poprawkę zmierzającą m.in. do finansowania procedury in vitro wyłącznie dla małżeństw zgłosili senatorowie Andżelika Możdżanowska, Józef Zając (oboje z PSL), Jan Filip Libicki (PO) i Jarosław Obremski (Koło Senatorów Niezależnych).

Możdżanowska tłumaczyła, że poprawka ta jest potrzebna ze względu na dobro dzieci.
Podczas debaty wielokrotnie odwoływano się do światopoglądu i religii, przywoływano m.in. nauczanie Jana Pawła II i stanowiska Episkopatu Polski, wielu senatorów uzasadniało sprzeciw wobec in vitro swoją wiarą.

REKLAMA

Józef Pinior (PO) powiedział, że podczas tej debaty czuje się szantażowany, czuje się tak, "jakbyśmy w Polsce wszyscy opierali się na jednym światopoglądzie i jednej religii, a tak nie jest". - Nie jest tak, że mamy jakąś powszechną zgodę w cywilizacji ludzkiej na temat tych kwestii, o których tu dyskutujemy - ocenił.

Jako przykłady podawał rozwody - nieakceptowane przez Kościół katolicki, a jednak dopuszczane w większości państw, a także kwestię aborcji, która w różnych krajach jest różnie rozwiązywana.  - To nie jest próba narzucania nikomu określonego światopoglądu. (...) Przecież ta ustawa nikogo nie zmusza do stosowania tej metody. (...) To jest dopuszczenie wolności wyboru - przekonywał Pinior. Tłumaczył, że chodzi o to, by nie narzucać nikomu określonych poglądów - każdy ma prawo do wyznawania własnych zasad, a prawo powinno to szanować.

Także Marek Borowski (niez.) mówił, że parlamentarzyści powinni uchwalać prawo dla wszystkich, niezależnie od poglądów, jakie wyznają.

Wiceminister zdrowia: ustawa jest "afirmacją życia"

- Leczenie niepłodności metodą in vitro nie jest kupowaniem sobie dzieci - podkreślił w środę wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki, odpowiadając na pytania senatorów. Wiceminister przypomniał, że leczenie w medycynie może być albo przyczynowe, albo objawowe. Podkreślił, że choć medycyna dąży do tego, by jak najwięcej chorób leczyć przyczynowo, na razie większość jesteśmy w stanie leczyć objawowo.

REKLAMA

Jak mówił, nikt nie kwestionuje, że wycinanie guzów nowotworowych jest leczeniem raka, podobnie jak podawanie insuliny jest leczeniem cukrzycy. - Chory, który nie widzi, dostaje okulary; one powodują, że zaczyna widzieć, ale dalej ma wadę wzroku. Mamy tu do czynienia z leczeniem, które kompensuje pewne niedoskonałości organizmu. I tak samo jest z leczeniem niepłodności - przekonywał Radziewicz-Winnicki.

Podkreślił, że leczenie objawowe jest także leczeniem poszczególnych schorzeń.- Jestem przekonany, że wszyscy lekarze na tej sali, niezależnie od poglądów, zgodzą się ze mną - podkreślił wiceminister. Jak dodał - co ciekawe - są przypadki, że po zastosowaniu metody in vitro pacjentki po kilku miesiącach zachodzą w ciążę naturalnie.

Wiceminister ocenił, że ustawa jest "afirmacją życia", bo daje szansę na posiadanie potomstwa i przeprowadzanie procedury in vitro w bezpiecznych warunkach. - To nie eksperyment, tylko leczenie zgodne z aktualną wiedzą medyczną - podkreślił.

Radziewicz-Winnicki pytany był też m.in. o mrożenie zarodków. Jak powiedział, efektywność procedury in vitro jest większa w przypadku zarodków mrożonych, ze względu na to, że przeniesienie ich do organizmu kobiety nie odbywa się w tym samym czasie, co stymulacja hormonalna w celu pobrania komórek jajowych.
Jak dodał, stymulacja hormonalna to jedno z najistotniejszych obciążeń zdrowotnych w procedurze in vitro, dlatego dobrze jest pobrać jak największą liczbę komórek jajowych.

REKLAMA

Wiceminister zaznaczył, że ustawa mówi o zapładnianiu maksymalnie sześciu komórek jajowych. Zwrócił uwagę, że jest duża różnica pomiędzy zapładnianą komórką jajową, a zarodkiem: nie z każdej komórki uzyskuje się zarodek. Wskazał, że z zapładniania sześciu oocytów nie uzyskuje się automatycznie sześciu zarodków. Przeciętnie z sześciu komórek jajowych uzyskuje się 3,31 zarodka, co pokazał rządowy program in vitro.

Jak ocenił, pod tym kątem polski program jest jednym z najlepszych na świecie, bo nie powoduje powstawania zarodków nadliczbowych. Wiceminister zaznaczył, że ustawa określa maksymalną liczbę zarodków, co nie znaczy, że nie można utworzyć ich mniej.

Zapewnił, że mrożenie nie powoduje zniszczenia zarodków, nie niszczy ich potencjału rozrodczego, nie wpływa na powstawanie wad genetycznych. Dzieje się tak zaś w przypadku mrożenia komórek jajowych. Wskazał, że najstarszy zarodek wykorzystany na świecie do rozrodu miał 32 lata i udało się uzyskać z niego ciążę i zdrowe dziecko.

Igor Radziewicz-Winnicki zapewnił, że nie ma zgody na to, by ludzie wybierali zarodki pod kątem pożądanych cech fenotypowych. - Dziś brak regulacji może powodować, że takie nieetyczne, naganne moralnie praktyki są stosowane - zauważył. Jak wskazał, ustawa wprowadza kategoryczny zakaz wyboru cech fenotypowych z jednym wyjątkiem - zgodnym z konwencją bioetyczną - gdy wybór taki pozwala uniknąć ciężkich i nieuleczalnych chorób genetycznych. - My, lekarze, wiemy, że jest wiele chorób genetycznych związanych z płcią - mówił.

REKLAMA

Odnosząc się do pytań Stanisława Koguta (PiS), Radziewicz-Winnicki podkreślił, że leczenie niepłodności metodą in vitro nie jest "kupowaniem sobie dzieci", podobnie jak leczenie operacyjne, nawet w prywatnej placówce, nie jest kupowaniem sobie zdrowia. Przypomniał, że handel ludźmi jest zabroniony i ścigany. Dodał, że ustawa po raz pierwszy wprowadza do polskiego prawa ochronę zarodka przed zniszczeniem i sankcje karne za ten czyn.

Pytany, czy państwo mogłoby finansować leczenie niepłodności metodą naprotechnologii, wiceminister podkreślił, że nie jest to technologia medyczna i w żadnym razie nie może być ona alternatywą dla pozaustrojowego zapłodnienia metodą in vitro.

"Syndrom ocaleńca"

Czesław Ryszka (PiS) przekonywał, że ustawa pozwala na korzystanie z in vitro przez związki nieformalne, co - jego zdaniem - pozwala, by kobieta wybrała sobie na ojca przyszłego dziecka jakiegokolwiek mężczyznę. Radziewicz-Winnicki temu zaprzeczył. Wskazał, że mężczyzna w związku nieformalnym jest przed przystąpieniem jego partnerki do in vitro zobowiązany do złożenia oświadczenia w Urzędzie Stanu Cywilnego, na podstawie którego po urodzeniu dziecka zostanie on uznany za ojca.
Ryszka przekonywał też, że osoba, która urodziła się w wyniku procedury in vitro, doświadcza "syndromu ocaleńca", tzn. ma poczucie, że "szereg jej braci i sióstr uległa destrukcji".

Andrzej Matusiewicz (PiS) pytał z kolei, czy resort zdrowia prowadzi badania statystyczne dotyczące częstości występowania u dzieci urodzonych w wyniku procedury in vitro wad genetycznych, takich jak krótkogłowie, zespół Angelmana, hipotonia, skrajna otyłość i niedorozwój narządów płciowych. Radziewicz-Winnicki podkreślił, że in vitro nie powoduje wad genetycznych. Jak wyjaśnił, nieco częstsze występowanie u tych dzieci wad rozwojowych spowodowane jest faktem, że osoby leczące się na niepłodność częściej obarczone są innymi schorzeniami.
Radziewicz-Winnicki był też pytany, czemu ma służyć zapis ustawy, który daje możliwość pobrania komórek rozrodczych od osób nieletnich. Wyjaśnił, że chodzi o zabezpieczenie płodności na przyszłość, np. dzieci chorych na białaczkę, bo leczenie może upośledzić ich funkcje rozrodcze.

REKLAMA

Wiceminister pytany był również o liczbę zarodków przechowywanych obecnie w Polsce. Odpowiedział, że nie ma takich danych, dopiero wprowadzenie ustawy pozwoli na ich ewidencjonowanie - także tych, które powstały przed jej wejściem w życie.
Krzysztof Słoń (PiS) pytał o ryzyko kazirodztwa przez spotkanie się w następnym pokoleniu dzieci tego samego dawcy materiału genetycznego. Radziewicz-Winnicki wyjaśnił, że w Polsce przyjmuje się jako bezpieczną, wykluczającą takie ryzyko, liczbę 25 dzieci urodzonych z materiału tego samego dawcy. Aby jeszcze bardziej zminimalizować to ryzyko, w ustawie przyjęto 10 jako liczbę graniczną.

Senatorowie pytali także, czy pary, których zarodki zostaną przekazane do dawstwa, mogłyby decydować do jakich rodzin miałyby one trafić. Wiceminister ocenił, że otwierałoby to drogę do zalegalizowania surogacji.

Wiceminister był pytany przez senator Zając o to, czy zna encyklikę Jana Pawła II Evangelium Vitae. "Ze względu na rozdział Kościoła od państwa pozwolę sobie nie odpowiedzieć na to pytanie" - odparł.

Prezydent: jestem pełen dobrej woli

Prezydent Bronisław Komorowski powiedział w środę w Berlinie, że podpisze ustawę o in vitro, o ile będzie ona zgodna z konstytucją. Prezydent wysłał w tej sprawie list do marszałka Senatu Bogdana Borusewicza. - Jestem pełen dobrej woli, jeśli chodzi o możliwość podpisania ustawy o in vitro, ale warunkiem jest jej konstytucyjność - powiedział prezydent dziennikarzom w Berlinie.

REKLAMA

Bronisław Komorowski poinformował, że wysłał do marszałka Senatu Bogdana Borusewicza pismo "z sugestią rozwiązania kwestii, która może stanowić zagrożenie dla konstytucyjności przyjętego rozwiązania". Zadeklarował, że od tego uzależnia swoje dalsze działania. Pytany przez dziennikarzy, o jaką kwestię chodzi, nie sprecyzował, co ma myśli.

Marszałek Senatu powiedział w środę, że jest spokojny o los ustawy regulującej zasady zapłodnienia pozaustrojowego in vitro. Stanowisko Senatu ws. ustawy będzie przyjęte w piątek.

- Jeśli Senat zaakceptuje ustawę dotyczącą in vitro, nie wprowadzi do niej poprawek, ustawa ta ma szansę zostać podpisana do 5 sierpnia - oceniła z kolei premier Ewa Kopacz. Zapewniła, że jest optymistką co do decyzji senatorów. Odpowiadając na pytanie dziennikarzy, premier podkreśliła na środowej konferencji prasowej w Legionowie, że zależy jej na zakończeniu procesu legislacyjnego ustawy dot. in vitro przed 5 sierpnia. To ostatni dzień, w którym ustawę podpisać będzie mógł prezydent Bronisław Komorowski. 6 sierpnia zaprzysiężony zostanie obecny prezydent elekt Andrzej Duda.

***

REKLAMA

Sejm uchwalił ustawę o leczeniu niepłodności, regulującą również stosowanie procedury in vitro, pod koniec czerwca. Daje ona prawo do korzystania z niej małżeństwom i osobom we wspólnym pożyciu, potwierdzonym zgodnym oświadczeniem. Leczenie niepłodności tą metodą będzie mogło być podejmowane po wyczerpaniu innych metod leczenia, prowadzonych przez co najmniej 12 miesięcy.
Ustawa zezwala na dawstwo zarodków, zabrania zaś ich tworzenia w celach innych niż pozaustrojowe zapłodnienie. Zakazuje też niszczenia zarodków zdolnych do prawidłowego rozwoju - grozić będzie za to kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5.

W ubiegłym tygodniu resort zdrowia podsumował dwa lata funkcjonowania rządowego programu in vitro. Dotychczas w programie utworzono 45,8 tys. zarodków. Do organizmów kobiet przeniesiono 23 tys. z nich, 22,8 tys. poddano kriokonserwacji. Uzyskano 6,9 tys. ciąż pojedynczych i 478 wielopłodowych. Urodziło się 2287 dzieci (ostatnia liczba dotyczy urodzeń zgłoszonych przez kobiety uczestniczące w programie).

IAR,PAP,kh

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej