Czesław Kiszczak trafił do szpitala. "Jego stan jest zły"
Były peerelowski dygnitarz został przewieziony ze szpitala na Solcu, gdzie leczył złamania, do szpitala MSW. 89-latek ma problemy kardiologiczne - podało Radio Zet. Zdaniem rodziny Czesława Kiszczaka, jego stan jest zły.
2015-09-04, 21:56
Jak przypomniało Radio Zet, Sąd Okręgowy w Warszawie czeka na opinię dotyczącą stanu zdrowia 89-latka. Powołano biegłych lekarzy, by ustalili, czy można podjąć zawieszony w 2013 roku proces byłego szefa MSW oskarżonego o przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników kopalni "Wujek" w grudniu 1981 roku.
HISTORIA w portalu PolskieRadio.pl>>>
W 2013 roku Sąd Okręgowy zawiesił piąty proces Czesława Kiszczaka w sprawie śmierci górników z "Wujka". SO, po zapoznaniu się z opinią psychologa i psychiatrów, uznał że uszkodzenia systemu nerwowego byłego szefa MSW są "trwałe i postępujące". Według biegłych 89-latek nie rozumie pytań i nie może udzielać precyzyjnych odpowiedzi.
2 kwietnia Sąd Apelacyjny w Warszawie "odwiesił" zaś proces odwoławczy Kiszczaka, skazanego nieprawomocnie przez SO na dwa lata więzienia w zawieszeniu za wprowadzenie stanu wojennego w 1981 roku. SA wydał takie postanowienie w związku z opinią lekarzy, którzy uznali, że stan zdrowia psychicznego podsądnego "znacznie utrudnia" jego uczestnictwo w rozprawie. Proces w SA podjęto, bo biegli nie uznali, że stan zdrowia podsądnego to uniemożliwia, lecz tylko utrudnia.
Także oskarżająca Kiszczaka w sprawie "Wujka" katowicka prokuratura okręgowa wysłała SO wniosek o podjęcie również i tego procesu. Powołano się na opinię o zdrowiu Kiszczaka, przeprowadzoną dla sprawy stanu wojennego.
Zobacz serwis specjalny: STAN WOJENNY>>>
Twierdzi, że jest niewinny
Na początku lat 90. katowicka prokuratura oskarżyła Kiszczaka, że umyślnie sprowadził "powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając jako szef MSW 13 grudnia 1981 roku szyfrogram do jednostek milicji mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego.
Zdaniem prokuratury bez podstawy prawnej Kiszczak przekazał w nim dowódcom oddziałów MO swe uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni przez te oddziały - co miało być podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia strzelał w kopalniach "Manifest Lipcowy" i "Wujek".
Z powodu złego stanu zdrowia Kiszczaka jego sprawę wyłączono w 1993 roku z katowickiego procesu zomowców. Po kilku procesach zapadły w nim ostateczne wyroki skazujące ich na kary od trzech i pół roku do sześciu lat więzienia.
Pierwszy proces Kiszczaka ruszył w 1994 roku. Dwa lata później SO uniewinnił go. W 2004 roku skazał na dwa lata więzienia w zawieszeniu. W 2008 roku sprawę umorzono z powodu przedawnienia. Trzy lata później ponownie go uniewinniono. Wszystkie wyroki uchylał potem Sąd Apelacyjny w Warszawie, który zwracał sprawy do SO.
Kiszczak, któremu grozi do ośmiu lat więzienia, twierdzi, że jest niewinny. Podkreśla, że nie wydał rozkazu otwarcia ognia do górników, zakazał użycia broni w "Wujku", gdy zwracał się o to do niego szef MO na Śląsku oraz nakazał wycofanie MO i wojska z kopalni.
Sąd Najwyższy, utrzymując w 2009 roku wyroki skazujące zomowców, zaznaczył, że użyli oni broni bezprawnie, gdyż nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali "mierzone strzały z bezpiecznej odległości", a ich życiu nie groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo.
Górnicy z "Wujka" zastrajkowali 13 grudnia 1981 roku, domagając się m.in. zniesienia stanu wojennego i zwolnienia internowanych. 16 grudnia doszło do starć górników z zomowcami, którzy wdarli się na teren kopalni. Od ich strzałów na miejscu zginęło sześciu górników, siódmy zmarł kilka godzin później, a dwóch kolejnych - w styczniu 1982 roku.
PAP, kk
REKLAMA