Wybory na Ukrainie: niepewny sukces demokracji

Do 4 listopada Centralna Komisja Wyborcza będzie liczyła głosy oddane w trakcie wyborów lokalnych. Z częściowych rezultatów wynika, że wygrała partia prezydenta.

2015-10-31, 10:06

Wybory na Ukrainie: niepewny sukces demokracji
Wybory samorządowe na Ukrainie nazywane są przez komentatorów testem poparcia dla polityki Poroszenki. Foto: Flickr.com/Sandro Weltin/©Council of Europe

W dziesięciu z dwudziestu czterech obwodów zwyciężyła Solidarność związana z prezydentem Petrem Poroszenką. Ośmiu jej kandydatów będzie walczyło także o stanowiska mera, w tym w stolicy, gdzie prowadzi Witalij Kłyczko.

Na drugim miejscu znalazł się Opozycyjny Blok (wcześniej Partia Regionów związana z byłym prezydentem Wiktorem Janukowyczem). Ich kandydaci zwyciężyli w trzech obwodach i wciąż mogą liczyć na trzech merów.

Nowe zasady

Powiązany Artykuł

wybory 1200.jpg
UE pozytywnie oceniła wybory na Ukrainie

Zgodnie ze zmianami przyjętymi przez ukraiński parlament w lipcu wybory do rad wiejskich odbyły się w systemie większościowym a do rad miejskich, obwodowych i rejonowych w systemie proporcjonalnym. Nie mogły w nich brać udział bloki a próg wyborczy podniesiono z 3 do 5 procent. Jeśli żaden z kandydatów na mera nie uzyskał ponad 50 procent głosów, to odbywa się druga tura. W tym przypadku wyznaczono ją na 15 listopada.

REKLAMA

Te zmiany wiążą się z decentralizacją ukraińskiego systemu politycznego. Ma być on ukończony do 2017 roku, dlatego też kadencja władz lokalnych będzie trwała tylko dwa lata.

Charków i Odessa już wybrały

W znacznej części miast żadnemu z kandydatów na mera nie udało się dostać absolutnej większości. W dużych ośrodkach najwięcej głosów uzyskał mer Charkowa Hennadij Kernes. W nocy z piątku na sobotę ogłoszono oficjalne wyniki, zgodnie z którymi dostał on 65,8 procent. Na drugim miejscu był kandydat Samopomocy Taras Sitenko (12,3 procent).

Do kontrowersji doszło w Odessie, gdzie urzędujący mer Hennadij Truchanow wygrał w pierwszej turze z rezultatem 52,9 procent. Drugi wynik uzyskał Ołeksandr Borowyk (25,7 procent) z Solidarności, związany z gubernatorem obwodu odesskiego Micheilem Saakaszwilim. Borowyk uznał, że wybory zostały sfałszowane i że jego sztab odnotował ponad osiemdziesiąt naruszeń wyborczych. W środę w Odessie zorganizowali oni protest, ale mieszkańcy nielicznie wyszli na ulice.

Gdzie druga tura?

Do drugiej tury dojdzie między innymi w Kijowie, Dniepropietrowsku, Lwowie, Łucku, Równym, Czernihowie, Połtawie, Sumach, Mikołajowie i Zaporożu.

REKLAMA

W Kijowie zmierzą się Witalij Kłyczko (40,5 procent poparcia) i Borysław Bereza (8,8 procent), wcześniej członek Prawego Sektora. Obecnie reprezentuje Partię Zdecydowanych Obywateli. Jak pokazują sondaże, Solidarność dostanie też największą liczbę głosów w radzie miejskiej. Tu jednak decyzja wciąż nie jest pewna, bo rezultaty nie zostały oficjalnie ogłoszone.

Do najbardziej zaciętej bitwy dojdzie w Dniepropietrowsku. W drugiej turze spotkają się były wicepremier Ołeksandr Wiłkuł (37,5 procent) z Opozycyjnego Bloku i Borys Fiłatow (35,3 procent) z partii UKROP. Pierwszy jest związany z najbogatszym Ukraińcem oligarchą Rinatem Achmetow. Fiłatow zaś należy do grupy Ihora Kołomojskiego, który plasuje się tuż za Achmetowem i sprawował władzę w obwodzie Dniepropietrowskim od 2014 do początku 2015 roku. Kto zdobędzie wpływy w Dniepropietrowsku? Jak twierdzi Kristina Berdinskich z tygodnika „Nowoje Wremia”, sprawa wciąż pozostaje otwarta i żaden z kandydatów nie zamierza ustąpić.

Powtórka wyborów

Wybory nie mogły odbyć się na Krymie, który został zaanektowany przez Rosję. Do głosowania nie doszło także w części Donbasu, gdzie kontrolę sprawują bojownicy z nieuznawanych „republik ludowych” i w strefie przyfrontowej.

Jak informuje Komitet Wyborców Ukrainy, w wyborach nie mogło wziąć udziału prawie 70 procent mieszkańców obwodu donieckiego. Na listach znalazło się niemal milion sto dziesięć tysięcy wyborców. Dane te jednak zostały opublikowane przed tym, gdy okazało się, że wybory nie odbędą się w Mariupolu i Krasnoarmijsku – razem ponad czterysta tysięcy uprawnionych do głosowania. Jak zauważa Witalij Atanasow z tygodnika „Fokus”, to w połączeniu z niską frekwencją Donbasu, może oznaczać, że w głosowaniu wzięło udział mniej niż 10 procent wyborców.

REKLAMA

Nie jest jasne, kiedy zostaną powtórzone wybory w Mariupolu i Krasnoarmijsku. Zgodnie ze słowami gubernatora obwodu donieckiego Pawła Żebriwskiego, mogą zostać wyznaczone na początek stycznia 2016 roku.

Uchodźcy wewnętrzni bez głosu

Kontrowersje budzi też fakt, że tylko dwóm z półtora miliona uchodźców wewnętrznych z Krymu i Donbasu udało się oddać głos w wyborach. Oba przypadki dotyczyły Kijowa. Za pomocą sądów uzyskali pozytywną decyzję. Jak podkreślają jednak przedstawiciele Komitetu Wyborców Ukrainy, władza nie zrobiła nic, aby zapewnić uchodźcom wewnętrznym możliwość głosowania w ich nowym miejscu zamieszkania.

Paradoks tego pokazywał artysta Serhij Zacharow, który kandydował na mera Mariupola. Sam musiał uciekać z Doniecka, gdzie były przetrzymywany i bity przez bojowników z tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej. Chociaż w Mariupolu nie mógł oddać głosu, to nie miał najmniejszego problemu z tym, żeby zarejestrowano jego kandydaturę

Kasowanie wyborów

Paweł Żebriwski mówił o wyborach w Donbasie jako sukcesie demokracji, bo – jak twierdzi – lepiej żeby się nie odbyły niż miałby być sfałszowane. Pozytywnie też wypowiedział się o nich Petro Poroszenko. – Po raz pierwszy Doniecczyzna i Ługańszczyzna wybrały dla siebie władzę w dosyć konkurencyjnych wyborach. Czegoś takiego nie było – stwierdził prezydent.

REKLAMA

Nasuwające się wnioski są jednak mniej optymistyczne i niekoniecznie jedynym problemem było głosowanie w Donbasie. Dużo do życzenia pozostawiają działania Centralnej Komisji Wyborczej, której działania przyprawiały o głowy. Najbardziej kontrowersyjny był przypadek Pawłohradu w obwodzie dniepropietrowskim, gdzie jej decyzją skasowano drugą turę wyborów, bo nie zgadzały się listy wyborców – miało być ich mniej niż wcześniej deklarowano. Dopiero, gdy ukraińscy obserwatorzy oskarżyli CKW o łamanie prawa i nihilizm, decyzja została zmieniona. Skład komisji ma zostać zmieniony przez parlament od razu po wyborach.

Kontrowersyjnych przykładów było jeszcze wiele, a zaufanie obywateli do procesu wyborczego wciąż jest bardzo niskie, co pokazuje niska i spadająca frekwencja wyborcza (46,61 procent; w 2010 – 48,7 procent). 15 listopada w trakcie drugiej tury może być jeszcze niższa.

KRYZYS UKRAIŃSKI: SERWIS SPECJALNY >>

Paweł Pieniążek

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej