Były rzecznik Lecha Wałęsy: dokonujemy oceny człowieka poprzez materiały kata
Historyk i były współpracownik Lecha Wałęsy dr Andrzej Drzycimski - mówiąc o ujawnionych przez IPN dokumentach - podkreślił, że "rewolucji i przemian nie dokonują aniołowie, ale ludzie krwiści, ze swoimi wielkościami i małościami".
2016-02-18, 21:11
Posłuchaj
Historycy o dokumentach znalezionych w domu Czesława Kiszczaka. Relacja Agnieszki Drążkiewicz (IAR)
Dodaj do playlisty
Drzycimski, który pełnił funkcję rzecznika prasowego Wałęsy w czasie gdy ten był przewodniczącym NSZZ "S" oraz gdy został prezydentem, zastrzegł, że "ze względów moralnych" nie chce komentować tej konkretnej informacji. - Współpracowałem z Lechem Wałęsą, był moim pracodawcą (…). Mam takie staroświeckie poglądy, że tam, gdzie pracuję i odchodzę, zamykam ten rozdział, szanując drugiego człowieka - powiedział w rozmowie z PAP.
Powiązany Artykuł
![Akta_Instytut_Pamięci_Narodowej_IPN free 1200.jpg](http://static.prsa.pl/images/d971c518-8e06-4ac0-b08c-ce0252ba629b.jpg)
IPN: przejęto rękopisy, maszynopisy i fotografie
Zaznaczył, że nie podważa ustaleń IPN. - Mam jednak taką zasadę historyka, że dopóki nie obejrzę, nie wypowiadam się - podkreślił. - Ważne jest dla mnie coś innego: my w tej chwili dokonujemy oceny człowieka poprzez materiały kata - powiedział Drzycimski. - Jestem historykiem, który zna materiały UB-eckie, akurat nie te związane z Wałęsą, bo tych nie chciałem nigdy dotykać - wyjaśnił.
- Abstrahując od tego, czy to potwierdzi się czy nie (autentyczność znalezionych dokumentów), dajemy wiarygodność ogromną, niepodważalną, materiałom, które powstały w jakichś tam okolicznościach, natomiast człowieka, który został tym dramatycznie skrzywdzony, czy zniszczony, czy złamany, traktujemy jako tego, którego musimy osądzić. Nie osądzamy tych, którzy to robili - zaznaczył.
(Film - IPN: w dokumentach Kiszczaka jest zobowiązanie do współpracy podpisane "Lech Wałęsa, Bolek"/ Źródło: TVN24/x-news)
REKLAMA
- To jest coś niewiarygodnego w sensie takiego moralnego stosunku do człowieka. Zajmujemy się li tylko kwestią "podpisał czy nie podpisał", natomiast w jaki sposób do tego doszło, co było przyczyną, w jaki sposób to dokonało się, to w ogóle nie istnieje dla nas. Mamy czarno-biały obraz, a wtedy było tyle szarości - mówił Andrzej Drzycimski.
Dodał, że w grudniu 1970 roku on sam wiele widział i "głęboko tkwił w tym, co się działo w Gdańsku". - Gdybym się znalazł w sytuacji podobnej, nie wiem, co bym zrobił. Wówczas nie było takiej świadomości, jaką mieliśmy pod koniec lat 70., że coś można było zrobić, albo czegoś nie zrobić - powiedział.
Drzycimski dodał, że dziś na wydarzenia z lat 70. czy 80. patrzymy przez pryzmat dnia dzisiejszego. - Tak nam nie wolno. Jako historyk ja przeciwko temu protestuję. To jest ahistoryczne spojrzenie - dodał.
Zaznaczył, że jego refleksje nie dotyczą bezpośrednio sprawy Lecha Wałęsy, ale generalnie tej kwestii. - Tu chodzi o coś większego - powiedział. Podkreślił, że "absolutnie nie podważa wiarygodności materiałów znajdujących się w IPN". - Ale to nie jest jedyne źródło do poznania tamtej sytuacji, tamtego czasu. To jest tylko jedno ze źródeł: bardzo specyficzne źródło tworzone przez oprawców - podkreślił.
REKLAMA
Dodał, że sytuacja, która dotknęła Lecha Wałęsę, jest jednym z wielu przykładów na to, że "rewolucji i przemian nie dokonują aniołowie". - Dokonują ich ludzie krwiści, ze wszystkimi swoimi wielkościami i małościami. Gdyby nie byli krwiści, to by nic nie zrobili. Kim był Piłsudski, kim był Lenin, kim był Kościuszko? (…) Podkreślając różne rzeczy, które każdy z tych ludzi miał (na sumieniu), nie wolno zapomnieć, że są to ludzie, którzy są twarzą przemian, twarzą rewolucji. Nie możemy zapomnieć o ich znaczeniu - powiedział Drzycimski.
Szef IPN Łukasz Kamiński poinformował w czwartek, że w dokumentach zabezpieczonych w środę w domu gen. Czesława Kiszczaka znajdują się m.in. teczka personalna i teczka pracy TW "Bolek" oraz odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek". Powiedział, że dokumenty znajdujące się w obu teczkach obejmują lata 1970-1976, a według opinii uczestniczącego w badaniu dokumentów eksperta archiwisty są one autentyczne.
***
Były prezydent Lech Wałęsa był oskarżany o bycie TW "Bolkiem", wiele razy temu zaprzeczał. W 2000 r. Sąd Lustracyjny orzekł, że Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb PRL. Sąd uznał wówczas, że SB fałszowała akta dotyczące Wałęsy i nie ma - oprócz wypisu z rejestru SB - jakiegokolwiek dowodu, który potwierdzałby fakt współpracy Wałęsy jako TW "Bolek".
W 2010 r. pion lustracyjny IPN uznał, że nie wystąpi o wznowienie procesu lustracyjnego Wałęsy, bo ocenił, że wydana przez Instytut słynna książka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "nie przynosi nowych faktów". Książka stawiała tezę, że Wałęsa był agentem SB w początkach lat 70., a jego proces lustracyjny był nierzetelny.
W styczniu 2016 r. Wałęsa poprosił IPN o zorganizowanie spotkania z osobami, które zarzucają mu agenturalną przeszłość, jednak na początku lutego nie zgodził się na proponowane przez Instytut warunki debaty. IPN uznał, że w tej sytuacji do debaty nie dojdzie.
Do udziału w debacie zostali zaproszeni Cenckiewicz i Gontarczyk, a także reżyser Grzegorz Braun, dr Andrzej Drzycimski (odmówił udziału), dr Grzegorz Majchrzak, Piotr Semka, dr hab. Jan Skórzyński (odmówił udziału) i Paweł Zyzak. Debatę miał poprowadzić dziennikarz Adam Hlebowicz.
Lech Wałęsa w piśmie, które opublikował na swoim blogu, pisał, że proponuje publiczny finał sprawy tzw. Bolka, mając na względzie prawdę historyczną, powołując się na właściwą rolę IPN, a jednocześnie trwający nieustannie stalking, "tak w tradycyjnych środkach przekazu medialnego, jak i w przestrzeni internetowej".
REKLAMA
PAP/IAR/aj
REKLAMA