Mateusz Morawiecki: w innej szafie mogą być inne teczki
Lustracja odbywa się w ułomny i cząstkowy sposób. Trzeba zwrócić uwagę na całościowe podejście do problemu – tak stwierdził w radiowej Trójce wicepremier i minister rozwoju Matusz Morawiecki.
2016-02-19, 10:30
Posłuchaj
Trwa dyskusja o dokumentach wyniesionych z domu Czesława Kiszczaka. Komentując tę sprawę minister rozwoju Mateusz Morawiecki oświadczył w Trójce, że od początku opowiadał się za lustracją.
– (Ważne jest), by nikt nie mógł szantażować ludzi zapisanych w teczkach po niewłaściwej stronie – ktokolwiek je ma, w Moskwie, Warszawie, czy innym miejscu świata, by nie mógł wpływać na osoby, które tworzą politykę w Polsce – powiedział.
Według Morawieckiego, podejście do lustracji powinno być bardziej „całościowe”. - Jeśli w jakiejś szafie znajduje się ileś teczek , w której mogą być nazwiska osób z salonów politycznych, to trzeba wyjaśnić, czy w innej szafie nie znajdują się inne teczki i lepiej to wszystko upublicznić – zaproponował.
Teczki z domu Kiszczaków
Przebywający obecnie w Wenezueli Lech Wałęsa zapewnił we wpisie na swoim mikroblogu, że nie współpracował z SB i nigdy nie brał od komunistycznych służb pieniędzy. Zaznaczył też, że w grudniu 1970 roku "nie został złamany". Wcześniej podkreślił, że prawdy będzie dochodził w sądzie.
REKLAMA
"Podczas wielu rewizji, jakie przeżywałem wpadały różne notatki pisane odręcznie, zebrano też z zakładów, gdzie pracowałem wszystkie pisma odręcznie napisane, zebrano też z różnych instytucji, a nawet z sądów pracy pisma odręcznie pisane z walki o bezprawne zwolnienia z pracy. Podczas jednej z rewizji wpadła odręcznie napisana osobista moja relacja z grudnia 1970 r [były tam nazwiska i zachowania]. Materiały te można wykorzystać jako donosy. Dlatego jeśli znaleziono jakieś niejasne dokumenty należy to dokładnie fachowo sprawdzić.
Ja jeszcze raz publicznie osobiście OŚWIADCZAM, że nigdy nie było mojej zgody na współpracę z SB w znaczeniu donosów czy wspieraniu komunizmu. Nie dałem się nigdy złamać, nie brałem pieniędzy za takowe"
To kolejna reakcja byłego prezydenta na doniesienia Instytutu Pamięci Narodowej.
Po tym jak przeszukano we wtorek dom wdowy po Czesławie Kiszczaku - szef IPN Łukasz Kamiński i jego pracownicy zakomunikowali na konferencji prasowej, że wśród sześciu paczek dokumentów znalezionych w domu Marii Kiszczak ma być między innymi "teczka pracy Tajnego Współpracownika SB ps. Bolek" i "odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy z SB podpisane nazwiskiem Lecha Wałęsy". Dokumenty, jak twierdzi Kamiński, są według pracującego w IPN archiwisty autentyczne. Czy są prawdziwe? - Gdy mówimy o dokumentach źródłowych, mamy różne warstwy. Dokument autentyczny, można powiedzieć, nie zawsze zawiera prawdziwe informacje. Te informacje czasem trzeba weryfikować. I tak będzie należało zrobić z tymi aktami (...) - oznajmił Kamiński w TVN24.
Lech Wałęsa był najwybitniejszym przedstawicielem opozycji demokratycznej w PRL. Był jednym z założycieli i następnie przywódców związków zawodowych. Został internowany i aresztowany w stanie wojennym. Po zwolnieniu z więzienia był przywódcą „Solidarności”, największego ruchu sprzeciwu w krajach byłego ZSRR. Przewodniczył opozycji podczas obrad Okrągłego Stołu. Doprowadził do wycofania z Polski stacjonujących tu rosyjskich wojsk Armii Czerwonej - co uważa za jedno z największych swoich osiągnięć na urzędzie prezydenta. W Polsce w różnych okresach stacjonowało do kilkuset tysięcy żołnierzy rosyjskich, a w okresie schyłkowym PRL prawdopodobnie około 50 tysięcy, bez około 40 tysięcy rodzin i personleu pomocniczego.
REKLAMA

wykop.pl
REKLAMA
Politycy o Lechu Wałęsie i teczkach
Platforma Obywatelska apeluje, by politycy dali szansę historykom na ocenę odnalezionych dokumentów. Rzecznik Platformy Jan Grabiec przekonywał podczas briefingu w Sejmie, że teraz czas na pracę historyków, a nie polityczne oceny odnalezionych materiałów SB. Dodał, że Lech Wałęsa i Solidarność są symbolami polskiej wolności i sukcesu. Podkreślił, że na całym świecie były prezydent jest stawiany przez historyków na równi z Dalaj Lamą czy Nelsonem Mandelą. Powinniśmy ostrożnie obchodzić się z symbolami polskiej wolności - ocenił.
"Szczury z szafy Kiszczaka"
Nie ma podstaw do rewidowania historii - uważa z kolei senator PO i były opozycjonista Jan Rulewski. Dla ludzi Solidarności nie są to nowe materiały - powiedział.
- Nowością jest to, że szczury wybiegły z nory Kiszczaka - ocenił. Dodał też, ze wiele osób, które kiedyś z Lechem Wałęsą współpracowały, wita z entuzjazmem materiały dawnego prześladowcy.
Rulewski, b. działacz Solidarności i senator PO powiedział dziennikarzom, że zarówno dla niego, jak i ludzi Solidarności dokumenty pochodzące z domu gen. Kiszczaka nie są nowymi materiałami. - Nowością jest tylko to, że szczury wybiegły z nory Kiszczaka, a część ludzi, która współpracowała, mniejsza część, wita te materiały dawnego prześladowcy z entuzjazmem, może dlatego, że nie znaleźli się na historycznym pudle, może dlatego, że prowadzą gry do tyłu - ocenił Rulewski.
REKLAMA
Zwrócił uwagę, że wielu obecnych, czołowych polityków współpracowało niegdyś z Lechem Wałęsą. - I myślę, że to był dobry czas. Zły jest ten czas, w którym dzisiaj rewiduje się historię do tyłu - uważa senator Platformy.
(Jan Rulewski. TVN24/x-news)
Przypomniał, że Wałęsa w 1970 roku wyszedł z robotnikami przed Stocznię Gdańską. - Tam nie było zamachu, tam były karabiny maszynowe, czynne, strzelały. Lech Wałęsa w 1976 roku zwrócił się do Wolnych Związków Zawodowych, znowuż pomagać ludziom, wrócił z ulotkami na ulicach, w wózku dziecięcym. Lech Wałęsa w 1980 roku, już na większą skalę wraz z ludźmi, dokonał istotnego elementu początku przemian państwa polskiego, po latach internowania, prowokacji, fałszerstw - mówił Rulewski.
REKLAMA
Jak dodał, w 1989 roku Wałęsa "kolejny raz wyszedł, by przy najmniejszych ofiarach, w warunkach pokoju, dokonać jednej z największych pokojowych rewolucji w świecie".
- Jego umiarkowanie, być może podyktowane sytuacją rodzinną, spowodowało, że stworzone przez niego i Solidarność zmiany są nieodwracalne. Z tych zmian korzystają zarówno jego przeciwnicy, bo żyjemy już w państwie demokratycznym, otwartym, w którym media, wydawcy mogą opisywać z dokładnością do jednego mikrona nos Wałęsy, pomijając inne jego dokonania - powiedział senator Platformy.
Senator PiS, były pracownik IPN Jan Żaryn ocenia, że dokumenty potwierdzają treść książki wydanej przez IPN w 2008 roku "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Senator Żaryn był recenzentem wewnętrznym tej pracy. Dlatego - jak dodał - nie będzie dla niego zaskoczeniem, jeśli kolejne dokumenty z "szafy Kiszczaka" potwierdzą tezy tej książki. Zdaniem Jana Żaryna, sąd lustracyjny orzekł, że oświadczenie lustracyjne Lecha Wałęsy jest zgodne z prawdą, bo wiele akt potwierdzających współpracę zostało "sprywatyzowanych" lub zniszczonych. Senator PiS jest przekonany, że dom Kiszczaków nie jest ostatnim miejscem przechowywania materiałów byłej SB i takich "szaf" jest więcej.
REKLAMA
(TVN24/x-news)
Rzecznik Ruchu Kukiz'15 Jakub Kulesza stwierdził, że informacje Instytutu nie są dla niego zaskoczeniem. Jak mówił, generał Kiszczak musiał mieć silne atuty w ręku, skoro wymiar sprawiedliwości nie mógł go osądzić. Być może to były teczki na takie osoby jak Lech Wałęsa - mówił poseł Kulesza.
Rzecznik PSL Jakub Stefaniak apeluje, by nie oceniać Lecha Wałęsy wyłącznie na podstawie dzisiejszych doniesień. Tym bardziej, że - jak mówił - informacji merytorycznych jest niewiele. Na razie skupiono się na mówieniu o autentyczności dokumentów - dodał.
Do informacji IPN odniósł się europoseł Janusz Korwin-Mikke, który w 1992 jako poseł wnioskował o odtajnienie listy Antoniego Macierewicza. Zdaniem tego polityka ujawnienie faktu istnienia dokumentów nie jest "szczególnym odkryciem". Zapewnia, że wiedział o współpracy Lecha Wałęsy i widzial raporty pisane przez Tajnego Współpracownika "Bolka". Korwin-Mikke przypominał, że po tym jak zgłosił wniosek o odtajnienie listy Macierewicza Lech Wałęsa wydał oświadczenie, że kilka rzeczy podpisał, a następnie to oświadczenie wycofano.
REKLAMA
Donald Tusk pzed rozpoczęciem unijnego szczytu w Brukseli powiedział, że nie traktuje ich jako wielkiej sensacji. Jego zdaniem, IPN potwierdził tylko to, co Lech Wałęsa "nie zawsze udolnie i nie zawsze przekonująco" mówił. - Radziłbym maksimum spokoju - dodał były premier. Szef Rady Europejskiej uważa, że kolejne doniesienia w tej sprawie niekorzystnie wpływają na wizerunek Polski i Solidarności na świecie.
Do sprawy odniósł się też prezydent Andrzej Duda. "Naukowcy od dawna prowadzili nad tym badania. Przecież ukazała się książka pana dr. Cenckiewicza i pana dr. Gontarczyka na ten temat i już przecież chyba wtedy dla wszystkich, którzy czytali tę książkę, opartą na bardzo twardych dowodach, jasne było, jakie są fakty i jaka jest prawda" - powiedział.
Jak mówił, znamienne jest, że dokumenty świadczące o współpracy Lecha Wałęsy z SB znalazły się w domu Czesława Kiszczaka, choć już dawno powinny były zostać zwrócone. - I dopiero teraz prokuratura odważyła się to sprawdzić? Ile takich domów jest jeszcze w Polsce - pytał prezydent Duda. - To, że w domach były i pewnie są przechowywane takie dokumenty, to jest właśnie III RP - podsumowa Duda.
REKLAMA
Opozycja i historycy o teczkach
Działacze opozycji w PRL i współcześni politycy są podzieleni w ocenie tych materiałów i IPN.
Bogdan Lis uważa, że Czesław Kiszczak zemścił się zza grobu na "Solidarności" i jej etosie. Były działacz związku powiedział w PR24, że Kiszczak liczył na to, iż po Okrągłym Stole zostanie zostawiony w spokoju. Tymczasem wytoczono mu proces. Zdaniem Bogdana Lisa, były szef komunistycznego MSW zgromadził w domu dokumenty, które miały zostać ujawnione, aby rozpoczęła się gra, która ma skompromitować Wałęsę i "Solidarność". - Ci, którzy wezmą udział w tej grze, to wezmą udział w grze Kiszczaka - dodał Bogdan Lis. Podkreślił, że choć Kiszczak udawał partnera "Solidarności", to w gruncie rzeczy jej nienawidził, gdyż komuniści liczyli, że utrzymają władzę po Okrągłym Stole.
Były działacz opozycji w PRL Piotr Antoni Jegliński uważa, że za ujawnieniem dokumentów w sprawie Lecha Wałęsy mogą stać byli współpracownicy Czesława Kiszczaka. Piotr Antoni Jegliński mówił w Polskim Radiu 24, że w ten sposób próbuje się ostrzec inne osoby, na które są materiały w teczkach. Opozycjonista nie wierzy, że ujawnienie materiałów nie jest przypadkowe i nieprzypadkowo dochodzi do niego teraz. - Nowa władza ma ludzi, którzy działali w tamtych latach, przecież trudno prześwietlić dziesiątki tysięcy ludzi. A ponieważ lustracja nie została tak naprawdę zrobiona, to my nie wiemy kto jest z jakiej partii politycznej, w jaki sposób był umoczony w przeszłości - ocenił Piotr Antoni Jegliński.
Dokumenty znalezione w domu generała Czesława Kiszczaka nie zmienią najnowszej historii Polski - tak uważa Aleksander Hall. Historyk i działacz opozycji mówił w Radiu Gdańsk, że pewne fakty z lat 70. są dobrze znane. A jego zdaniem ocenianie Lecha Wałęsy wyłącznie przez pryzmat tamtych lat jest niesprawiedliwe.
REKLAMA
Jak powiedział, to nie były czasy zorganizowanej opozycji, a ludzie byli samotni wobec aparatu represji. - Albo pękali, albo udawali, że jakoś przechytrzą tamtą stronę. Moim zdaniem Wałęsa się wtedy posunął za daleko i pewnie jakieś szczegóły zostaną ustalone, ale to są rzeczy znane przez historyków- stwierdził Aleksander Hall. Jak dodał, jedni patrzą na to z większą wyrozumiałością i dostrzegają to, co zrobił Wałęsa później, a inni chcą go widzieć wyłącznie w tym momencie. - To jest oczywiście niesprawiedliwe - mówił. Aleksander Hall uważa też, że Lech Wałęsa jest zbyt dużym egocentrykiem i to nie wychodzi mu na dobre, obok innych wybitnych cech, np. talentu politycznego. Jak tłumaczył, były prezydent zbyt często mówi "ja zwyciężyłem". I choć prawdą jest , że był "pierwszy" i był przywódcą ruchu, to lepiej wychodziłby na tym, gdyby częściej mówił "my" - tłumaczył Hall.
Z kolei np. Andrzej Gwiazda nie jest zaskoczony informacjami IPN o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy. Współtwórca "Solidarności" i Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, mówił w Polskim Radiu 24, że on i jego współpracownicy od trzeciego strajku "Solidarności" mieli "wewnętrzną pewność", że Lech Wałęsa jest agentem i działa na korzyść SB. "To było widać szczególnie z jego publicznych wystąpień" - ocenił.
Historycy o debacie wokół Wałęsy
Zdaniem historyka, profesora Andrzeja Paczkowskiego dokumenty znalezione w domu Czesława Kiszczaka potwierdzają związki Lecha Wałęsy z bezpieką. Członek Rady IPN uważa, że te archiwalia mogą jednoznacznie rozwiać wątpliwości dotyczące współpracy byłego prezydenta z Służbą Bezpieczeństwa PRL. - Jeszcze grafolog musi się wypowiedzieć, ale wydaje mi się, że to potwierdzenie tego wszystkiego, co dotyczy współpracy Lecha Wałęsy z SB - do tej pory znanego. Z tym, że dotychczas operowano kserokopiami, wypisami z ewidencji i jeżeli jest ta pełna teczka oryginałów, to sprawa będzie jednoznacznie zamknięta - powiedział prof. Andrzej Paczkowski.
Historyk dodaje, że te odnalezione dokumenty stawiają w trudnej sytuacji Lecha Wałęsę. Wcześniej były lider "Solidarności" zaprzeczał, że współpracował z bezpieką. - Człowiek wielki może mieć swoje słabości, wtedy kiedy mówimy o słabościach, powinniśmy pamiętać, że on był wielki. A wtedy, kiedy mówimy, że był wielki powinniśmy pamiętać o tym, że miał słabości. I tak jest z Wałęsą, ta cała sprawa dodaje mu nawet kolorytu - ocenił prof. Andrzej Paczkowski.
REKLAMA
Lech Wałęsa napisał na swoim blogu "Nie może być żadnych materiałów mojego pochodzenia. Gdyby były nie byłoby potrzeby podrabiać. W sądzie to udowodnię".
Tymczasem prof. Andrzej Paczkowski uważa, że w zbiorze Kiszczaka mogą być "niezwykle istotne archiwalia". -Mam nadzieję, że wśród tego, co on zachował są np. stenogramy posiedzeń Biura Politycznego, które generał Jaruzelski formalnie kazał zniszczyć, ale może nie do końca - powiedział historyk.
Prof. Antoni Dudek również wierzy w autentyczność odnalezionych teczek. Szef Rady Naukowej Instytutu Pamięci Narodowej przypomina też, że od lat informacje o byłym prezydencie pojawiały się w przestrzeni publicznej. Zdaniem historyka, nawet po publikacji dokumentów przez IPN Polska nadal będzie podzielona w sprawie agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy. Jak mówił, dopóki były prezydent sam nie złoży stosownej deklaracji, to części opinii publicznej nie przekonają żadne dokumenty SB.
Dr Majchrzak uważa znalezione materiały za autentyczne. Jak wyjaśniał na antenie Polskiego Radia 24, można je poddać ekspertyzie grafologicznej i ustalić, czy są tam podpisy Wałęsy. Jednak, zdaniem historyka, nawet to nie zakończy dyskusji o współpracy Wałęsy z SB. Bowiem - jak dodawał - część Polaków już dawno uznała go bowiem za agenta, a część uważa byłego prezydenta za bohatera walczącego z komunizmem. Zdaniem dr. Grzegorza Majchrzaka, Lech Wałęsa, który jest skomplikowaną postacią, będzie miał miejsce w historii, podobne do miejsca zajmowanego przez Józefa Piłsudskiego. Historyk dodał jednak, że ma pretensje do Wałęsy, iz nie przyznał się do kontaktów z SB, gdy został prezydentem.
REKLAMA
Dr Lech Kowalski, autor książki "Jaruzelski. Generał ze skazą", wyraził opinię, że trzeba też przeszukać dom generała. Dziwię się, że pion prokuratorski IPN już takich działań nie podjął - powiedział historyk dodając, że działania IPN w sprawie tak zwanego archiwum Kiszczaka to "amatorszczyzna". Instytut ujawnił bowiem, w jaki sposób dowiedział się o dokumentach i teraz - jak stwierdził - nikt się nie przyzna, iż ma materiały tego rodzaju. Zdaniem Kowalskiego, należy ogłosić okres abolicji, w którym będzie można bezkarnie ujawnić tajne dokumenty. Grzegorz Majchrzak pozytywnie ocenił ten pomysł, zauważył jednak, że prokuratorzy nie mogą przeprowadzić rewizji, jeśli nie mają poszlak wskazujących, ie ktoś ma tajne dokumenty. Pomysł abolicji poparł też Andrzej Anusz. Dodał, że IPN musi zachować maksymalną staranność przy procedurach i pokazać wiarygodność przejmowania i udostępniania archiwów
IAR/PAP/Trójka / agkm
REKLAMA