"Gra o dużą stawkę". Hiszpanie znów idą do urn i liczą, że przełamią polityczny impas
W Hiszpanii odbywają się w niedzielę drugie wybory parlamentarne w ciągu pół roku. Ostatnie sondaże przedwyborcze wskazywały na zwycięstwo konserwatystów (PP), ale bez większości bezwzględnej.
2016-06-26, 18:14
Posłuchaj
Hiszpanie od godz. 9 wybierają 350 członków Kongresu Deputowanych i 208 członków Senatu; pozostałych 58 jest delegowanych przez regionalne parlamenty. Głosowanie potrwa do godz. 20. Uprawnionych jest 36,5 mln obywateli, z których ok. 2 mln oddaje głos za granicą. 200 tys. młodych ludzi po raz pierwszy w życiu idzie do urn. Wyniki exit polls będą znane tuż po zamknięciu lokali wyborczych, a ok. godz. 22.30 podane zostaną wstępne oficjalne rezultaty.
Komisja wyborcza poinformowała, że do godz. 14 w całym kraju zagłosowało ok. 36,8 proc. uprawnionych i frekwencja była tylko nieznacznie niższa od frekwencji z tej godziny w grudniu ubiegłego roku; wówczas wyniosła 36,9 proc.
"Gra o dużą stawkę"
Po porannych pustkach, w lokalach wyborczych zrobił się tłok. Wielu Hiszpanów spędziło poranek na plaży i dopiero potem poszło do urn. Głosujący są świadomi, że ich zadaniem jest tym razem nie tylko wybrać skład obu izb parlamentu ale też doprowadzić do zakończenia impasu politycznego, który trwa od grudnia.
- Gra jest o dużą stawkę. Sytuacja się zmieniła, nie chodzi o to, że wygra jeden czy drugi. Teraz każdy głos jest ważny, bo w grę wchodzą powyborcze pakty - wyjaśniał głosujący w Sewilli.
REKLAMA
Liderzy partii już głosowali
P.o. premiera Mariano Rajoy z centroprawicowej Partii Ludowej (PP) zagłosował w madryckiej dzielnicy Aravaca, w pobliżu siedziby hiszpańskiego rządu, Pałacu Moncloa. Zaapelował do obywateli, by wzięli udział w wyborach. - Każdy głos jest ważny. Hiszpania będzie takim krajem, jakiego chcą Hiszpanie i będzie miała taki rząd i takich deputowanych, jakich chcą Hiszpanie – oświadczył Rajoy. Wyraził nadzieję, że dalsza część głosowania przebiegnie spokojnie.
Przywódca socjalistów Pedro Sanchez oddał głos z żoną w lokalu wyborczym w Pozuelo de Alarcon pod Madrytem. Powiedział, że jest spokojny i pełen nadziei co do wyniku swej formacji. - Dziś ważą się losy Hiszpanii na cztery kolejne lata – podkreślił, wzywając do masowego pójścia do urn. Telewizja TVE informuje, że kandydat zapomniał długopisu i musiał pożyczyć go od pracownika lokalu wyborczego.
REKLAMA
Lider lewicowej koalicji Unidos Podemos (Zjednoczeni Możemy) Pablo Iglesias oddał głos w madryckiej dzielnicy Vallecas w towarzystwie matki i numeru 2 swego ugrupowania Inigo Errejona. - Liczymy na zwycięstwo, niewiele nam brakuje – powiedział Iglesias.
Szef centroprawicowej, liberalnej partii Ciudadanos zagłosował w rodzinnej Barcelonie, po czym udał się do Madrytu. Polityk zaapelował o wysoką frekwencję. Oświadczył, iż chciałby, aby Hiszpanie dziś wieczorem nie musieli "żałować, że zostali w domu".
REKLAMA
Prognozowane rezultaty
Oczekuje się, że w wyniku niedzielnego głosowania utrzyma się podział głosów z wyborów z 20 grudnia 2015 roku na cztery największe partie. Nowością może być drugie miejsce lewicowej koalicji a nie socjalistów.
Głosowanie sprzed pół roku nie dało żadnemu ugrupowaniu wyraźnego mandatu do rządzenia. PP zwyciężyła, ale utraciła większość bezwzględną. Hiszpanie, zmęczeni 21-procentowym bezrobociem, skandalami korupcyjnymi i niepopularnymi kryzysowymi cięciami, położyli kres tradycyjnemu podziałowi parlamentu na dwa bloki - konserwatystów i socjalistów. Do Kongresu Deputowanych weszły nowe ugrupowania: lewicowa, sprzeciwiająca się antykryzysowym cięciom Podemos i liberalna Ciudadanos.
Przez kilka miesięcy cztery główne formacje prowadziły intensywne negocjacje w sprawie koalicji rządowej, ale gdy wiosną okazało się, że są one bezowocne, konieczne było rozpisanie kolejnych wyborów. Wcześniej Rajoy ze zwycięskiej PP zrezygnował z prób utworzenia koalicji z powodu braku wystarczającego poparcia. Liderowi Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE) Sanchezowi nie udało się przekonać Podemos do koalicji i z tego powodu na początku marca dwa razy nie uzyskał wotum zaufania, co było bezprecedensową sytuacją w hiszpańskiej polityce. Poparła go tylko Ciudadanos.
Według sondaży w niedzielę znowu zwycięży Partia Ludowa (PP), ale ponownie nie zdobędzie bezwzględnej większości 176 miejsc w 350-osobowymi Kongresie Deputowanych. Może to oznaczać kolejne wielomiesięczne rozmowy, a nawet kolejne głosowanie za pół roku.
PSOE, która w grudniu uplasowała się na drugim miejscu, po raz pierwszy w historii może zostać zepchnięta na trzecią pozycję przez koalicję wyborczą Unidos Podemos. W maju zawiązała ją istniejąca od początku 2014 roku Podemos i Zjednoczona Lewica (IU), która jest spadkobierczynią Komunistycznej Partii Hiszpanii.
REKLAMA
Według ekspertów, jeśli sondaże się potwierdzą, najbardziej prawdopodobny scenariusz zakłada, że powstanie rząd mniejszościowy PP.
Eksperci liczą, że do stworzenia koalicji polityków zmobilizuje nie tylko wewnętrzna sytuacja Hiszpanii ale też aktualna sytuacji w Europie.
Po wyczerpującej grudniowej kampanii w ostatnich tygodniach partie mniej się udzielały i organizowały niewiele spotkań, by nie wydawać dodatkowych środków, obawiając się, że mogłoby to jeszcze bardziej zrazić do nich rozczarowanych klasą polityczną wyborców. 82 proc. Hiszpanów uważa, że sytuacja polityczna w kraju jest "zła" lub "bardzo zła". W związku z tym niezadowoleniem pojawiały się głosy, że w niedzielę frekwencja może być znacznie niższa niż w grudniu, ale według badań różnica może wynieść tylko kilka punktów procentowych.
Głównymi tematami kampanii były kryzys gospodarczy i korupcja. W ostatnich dniach pojawiła się także kwestia Brexitu i apele o dymisję szefa MSW Jorge Fernandeza Diaza, gdy do mediów wyciekło nagranie, na którym minister zwraca się do członka katalońskich władz, by objął śledztwem lokalnych polityków w celu ich skompromitowania.
REKLAMA
PAP/IAR/agkm
REKLAMA