Rząd Japonii chce zmiany konstytucji. Sojusznicy zaniepokojeni [Analiza]
Japoński premier Shinzo Abe, wspierany przez wpływową grupę lobbingową, dąży do zmiany narzuconej przez USA konstytucji, która zdaniem jego zwolenników "wykastrowała Japonię". Proponowane przez Abe zamiary niepokoją zarówno kraje Azji jak i USA.
2016-08-09, 11:00
Chociaż według najnowszego sondażu dla publicznej telewizji NHK tylko 26 proc. Japończyków zgadza się na modyfikowanie konstytucji, to Abe, jego nowy gabinet oraz nacjonalistyczna grupa lobbingowa, będąca zarazem organizacją religijną i polityczną Nippon Kaigi (Japońska Konferencja), dążą za wszelką cenę do zmiany ustawy zasadniczej.
Powiązany Artykuł
Japonia
Anglojęzyczny dziennik "Japan Times" przypomina, że własną propozycję nowej konstytucji rządząca Partia Liberalno-Demokratyczna (PLD) premiera Abe napisała już w 2012 roku i zamieściła na swych stronach internetowych, "a dla mniej kulturalnych osób wydała ją w formie komiksu".
Japonia będzie mieć armię?
Nowa konstytucja miałaby przede wszystkim nie zawierać "artykułu 9., który zabrania Japonii utrzymywania jakichkolwiek sił zbrojnych". Obowiązująca ustawa zasadnicza, która weszła w życie 3 maja 1947 roku, napisana została przez okupujących kraj Amerykanów i "odzwierciedla konstytucję USA" - czytamy na stronach Narodowego Centrum Konstytucji USA, agendy amerykańskiego Kongresu.
"Jednak japońskie wybory parlamentarne z 10 lipca dały PLD wystarczającą przewagę i poparcie, by mogła ona zmienić japońską ustawę" - prognozuje amerykański ośrodek. Decyzję parlamentu musieliby jednak Japończycy zaaprobować w referendum.
(Film - Tysiące kolorowych lampionów w rocznicę ataku na Hiroszimę. Źródło: RUPTLY/X-NEWS)
PLD, wspierana przez Nippon Kaigi, od kilkudziesięciu lat zabiega o tę zmianę, "nie kryjąc, że jej najważniejszym celem jest uczynić dzięki temu Japonię bardziej autonomiczną" - pisze "Japan Times".
Omijając i dość dowolnie interpretując zapisy obecnej konstytucji, Abe od dawna już dozbraja kraj - pisze amerykański ośrodek Stratfor w analizie pt. "Chronologia remilitaryzacji Japonii". O ile jednak początkowo USA były zadowolone z faktu, że Japonia "poniesie większy ciężar związany z międzynarodowym bezpieczeństwem", o tyle ostatnio Waszyngton uważa, że "decyzje Tokio mogą zagrozić amerykańskim interesom w regionie" - podaje Stratfor.
REKLAMA
Zaniepokojenie Chin i ... USA
Ten nowy militaryzm Japonii może "zantagonizować Chiny i zwiększyć ryzyko, że USA zostaną wciągnięte w konflikty, których Waszyngton wolałby raczej uniknąć" - wyjaśnia ośrodek analityczny.
Regionalni rywale są jeszcze bardziej zaniepokojeni. Anglojęzyczny dziennik "South China Morning Post" pisze: "Abe mówi, że chce, by Japonia była znów normalna; ale chodzi o normalność imperialnych lat 30. Nic dziwnego, że sąsiedzi Japonii, włączając w to Chiny i Koreę Płd., biją na alarm".
W ubiegłą środę doszło do przetasowań w rządzie Abe, a najważniejszą i komentowaną szeroko zmianą jest powołanie na stanowisko ministra obrony Tomomi Inady, słynącej z radykalnego nacjonalizmu bliskiej współpracowniczki premiera. Według "SCMP" jest ona też namaszczona na ewentualną następczynię Abe, którego kadencja skończy się w 2018 roku.
Wpływowe lobby Nippon Kaigi
Skład nowego gabinetu upewnia ekspertów, że zmiana konstytucji jest priorytetem Abe. Ma on też potężnego sojusznika - Nippon Kaigi, o którym brytyjski "Economist" pisze, że ma "przerażającą zdolność do mobilizowania ludzi" oraz rozlegle wpływy w rządzie i parlamencie. "Blisko jedna trzecia deputowanych należy do ligi parlamentarnej Japońskiej Konferencji, tak jak połowa gabinetu premiera. A sam Abe jest doradcą specjalnym tego ugrupowania" - napisał brytyjski dziennik.
Nippon Kaigi ma tylko 38 tys. członków, „ale jak każdy ekskluzywny klub ma kolosalne wpływy polityczne” – ocenia portal „Daily Beast”.
"Nawet przeciwnicy Nippon Kaigi są pod wrażeniem tego, jak po cichu zdołała ona przekształcić polityczny krajobraz Japonii" - konstatuje "Economist i dodaje: "Większość energii tej grupy pochłania teraz (...) doprowadzenie do referendum w sprawie rewizji konstytucji".
Brytyjski tygodnik podkreśla, że zmiany do jakich zmierzają zwolennicy nowej ustawy zasadniczej - skądinąd uważający, że powojenne wpływy Amerykanów i podyktowana przez nich konstytucja „wykastrowały Japonię” - mają eliminować „importowane z Zachodu pojęcia praw (człowieka) i położyć nacisk na obowiązki wobec cesarza i państwa”.
Wolność słowa zagrożona ?
Przygotowany przez PLD projekt nowej ustawy zasadniczej jest bowiem krytykowany również za ograniczanie swobód obywatelskich, wolności mediów i wolności słowa, praw kobiet i dzieci, oraz propozycję przywrócenia cesarzowi roli głowy państwa - obecnie jest on jego "symbolem" – czyli de facto powrotu do monarchicznej koncepcji państwa.
Jak komentuje „Daily Beast” dla Japonii nadchodzi moment konstytucyjnych zmian, który przesądzi o tym, „czy kraj będzie się nadal rozwijał jako demokracja, czy cofnie się do epoki Meiji (panowanie cesarza Matsuhito), która skończyła się ponad sto lat temu”.
Narodowe Centrum Konstytucji USA przypomina jednak, że te zmiany japońskiej konstytucji, które dotyczą remilitaryzacji kraju, należy rozpatrywać w kontekście rosnącej potęgi Chin oraz wojowniczych zapędów Korei Płn.
W opublikowanym na początku sierpnia raporcie rząd w Tokio ogłosił, że rozwój północnokoreańskiego programu nuklearnego i rakietowego stanowi zagrożenie "śmiertelne i nieuchronne", a za kolejny poważny czynnik ryzyka uznał działania Chin.
Spór o wyspy Senkaku
Tokio i Pekin toczą spór o prawa do wysp Senkaku (chiń. Diaoyu) na Morzu Wschodniochińskim. Stosunki między Japonią a Chinami pogorszyły się we wrześniu 2012 roku, gdy Tokio kupiło od prywatnego właściciela trzy z pięciu niezamieszkanych wysepek. W Chinach wywołało to falę antyjapońskich protestów. Jednak według “Economist” już sama retoryka konserwatystów z PLD i Nippon Kaigi, którzy powtarzają, że Japonia nie była w latach wojny agresorem, a jedynie „wyzwoliła Azję Wschodnią od zachodniego kolonializmu”, powoduje wzrost napięć w regionie.
W opublikowanej we wtorek analizie Stratfor konstatuje, że po dwóch dekadach ekonomicznej stagnacji, politycznego chaosu oraz wobec niepokojących zmian demograficznych „Japonia wchodzi w okres głębokich reform, których skutki będą raczej niepewne”.
„A jeśli tak będzie, to jest to perspektywa niepokojąca i oznaka tego, że taka Japonia, jaką znały poprzednie pokolenia, zbliża się ku końcowi” – konkluduje Stratfor.
PAP/d
REKLAMA