Marsz do szkół!

Mimo cięć budżetowych oraz sprzeciwu specjalistów i rodziców, minister edukacji chce wysłać 6-latki do szkół.

2009-02-16, 13:19

Marsz do szkół!

Zgodnie z nowelizacją ustawy o oświacie, w 2012 roku wszystkie sześciolatki pójdą do pierwszej klasy. Do tego czasu dyrektorzy, na życzenie rodziców, będą mogli przyjąć tak małe dzieci do szkoły, pod warunkiem, że znajdzie się dla nich miejsce, dziecko ma za sobą przedszkole lub pozytywną opinię poradni psychologiczno-pedagogicznej. Od 2011 roku wszystkie pięcioletnie dzieci będą obowiązkowo uczęszczać przez rok na wychowanie przedszkolne. Od września tego roku samorządy będą musiały zapewnić miejsca w przedszkolach wszystkim pięciolatkom, których rodzice wyrażą taką chęć.

 

Po co ta reforma?

- Obniżenie wieku obowiązku szkolnego z 7 do 6 lat to działanie dla dobra dzieci. Dzięki temu szanse edukacyjne polskich dzieci będą porównywalne z szansami dzieci w innych krajach Unii Europejskiej – broniła reformy w grudniu zeszłego roku minister Katarzyna Hall. Wprowadzenie zmian argumentowano także mówiąc, że będzie to krokiem w kierunku wyrównania szans edukacyjnych dzieci wiejskich w stosunku do dzieci z dużych miast. Część specjalistów obala jednak te założenia i twierdzi, że rezultaty będą odwrotne do zamierzonych, a reforma jeszcze bardziej różnice powiększy.

- Reforma edukacji nie może być terenem zabiegów politycznych, lecz wynikiem długotrwałego, zaplanowanego procesu wymagającego całościowej koncepcji oraz gwarancji harmonijnej realizacji – podkreśla prof. Piotr Petrykowski, prodziekan wydziału pedagogicznego U.M.K - To wymaga czasu i środków oraz rozwiązań systemowych, a nie doraźnych. Reformatorzy zdają się nie zauważać jednak tych problemów - dodaje. - Nie ma co robić dramatu w sprawie sześciolatków, bo różnica między nimi a siedmiolatkami jest tylko pozorna - twierdzi z kolei Zbigniew Marciniak, wiceminister edukacji.

Za zmianami mogą stać też bardziej prozaiczne kwestie. - Sześciolatki muszą iść do szkół, bo chodzi również o to, żeby wcześniej kończyły edukację. To element polityki rynku pracy, bez tego nie będzie miał, kto zarabiać na nasze emerytury – tłumaczył Michał Boni, minister w rządzie premiera Tuska.

REKLAMA

Nie prośbą, to siłą

 

Chociaż rząd nie ma pieniędzy na sfinansowanie reformy, to w ustawie oświatowej pozostawiono zapis mówiący, że już w tym roku każde pięcioletnie dziecko ma prawo do edukacji przedszkolnej. Samorządy zostały zobligowane do zapewnienia każdemu pięciolatkowi, jeśli tylko rodzice tego chcą, korzystania z edukacji. Zapis ten nie podoba się samorządowcom. Obawiają się oni, że w przedszkolach, zabraknie miejsca dla młodszych dzieci. Rodzice podejrzewają z kolei, że minister Hall chce w ten sposób, rękami samorządów, przymusić rodziców sześciolatków do przenoszenia ich do szkół. - Przesuną sześciolatki do szkół i nie stworzą oddziałów dla tych, których rodzice nie wyrażą zgody na posłanie do szkoły – twierdzi Stanisław Matczak z Forum Rodziców.

Kryzys nam nie straszny

Jeszcze niedawno wydawało się, że kryzys gospodarczy uniemożliwi odgórne decyzje urzędników. Cięcia w resorcie edukacji narodowej spowodowały, że z 347 mln zł dotacji dla gmin na przygotowanie szkół zostało… 40 mln zł. Premier Donald Tusk zapowiedział, że spowoduje to przesunięcie wprowadzenia reformy o rok. Mimo tego MEN zapowiedział, że wchodzi ona w życie od września tego roku. Za jej realizację odpowiedzialność spadnie teraz przede wszystkim na samorządowców, którzy nie mają co liczyć na wcześniej obiecywane państwowe dofinansowanie. Miało ono wynieść ok. 2 tys. zł na każdego sześciolatka, rozpoczynającego naukę w szkole. Liczba takich uczniów, według obliczeń ministerstwa, może wynieść około 112 tysięcy. Pieniądze miały być przeznaczane na remonty szkół i organizowanie maluchom opieki w świetlicach. Dofinansowania jednak nie będzie, a to znaczy, że wiele dzieci może rozpocząć naukę w nieprzygotowanych do tego szkołach.

- Nie jesteśmy doktrynalnie przeciwko obniżeniu wieku szkolnego. Należy najpierw upowszechnić edukację przedszkolną, następnie wprowadzić dla pięciolatków obowiązek edukacji przedszkolnej, a dopiero po takich dobrze i skutecznie przeprowadzonych przedsięwzięciach można obniżać wiek szkolny – uważa poseł PiS Marzena Machałek. Rady specjalistów, opozycji ani rodziców nie zmieniły jednak decyzji pani minister, choć ta zapowiadała, że „wszelkie zmiany trzeba wprowadzać bardzo ostrożnie, stopniowo i z namysłem”. Już na wiosnę, gdy zaczynało być głośno o proponowanych przez panią minister zmianach, powstały strony „Prawa Rodziców”, „Forum Rodziców” i najważniejsze

REKLAMA

"
Postulaty rodziców były przez PO odbierane jako atak polityczny, twierdzono, że powstały one na „polityczne zamówienie”.

z nich „Ratuj Maluch” Karoliny i Tomasza Elbanowskich. Rodzice mogli na nich wyrazić swoje zaniepokojenie i prosić o radę oraz pomoc. Strona rządowa od początku niechętnie odnosiła się do tych inicjatyw. Postulaty rodziców były przez PO odbierane jako atak polityczny, twierdzono, że powstały one na „polityczne zamówienie”. Mimo poparcia 40 tysięcy osób urzędnicy nie potraktowali ruchu jako partnera. Zdesperowani rodzice nie składają jednak broni i zapowiadają dalszą walkę o swoje pociechy.

Petar Petrović

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej