Tragiczny poród w Starachowicach. Minister zdrowia: nie było błędu medycznego

2016-11-17, 12:27

Tragiczny poród w Starachowicach. Minister zdrowia: nie było błędu medycznego
Konstanty Radziwiłł powiedział, że w szpitalu w Starachowicach "zabrakło zwyczajnie serca". Foto: PAP/Radek Pietruszka

Wszystko wskazuje na to, że w szpitalu w Starachowicach, gdzie pacjentka urodziła na podłodze jednej z sal martwe dziecko, nie popełniono błędu medycznego; zabrakło serca, empatii i komunikacji - powiedział w czwartek minister zdrowia Konstanty Radziwiłł.

- Mogę na dzisiaj powiedzieć, że wszystko wskazuje na to, że zawiodły przede wszystkim sprawy dotyczące relacji; że zabrakło empatii, komunikacji między ludźmi, także pracownikami służby zdrowia; zabrakło zwyczajnie serca – ocenił Konstanty Radziwiłł.

Powiązany Artykuł

starachowice 1200.jpg
Szefowa MRPiPS: absolutnie bulwersująca sytuacja

Odnosząc się do raportu wojewódzkiego konsultanta ds. ginekologii i położnictwa, minister powiedział, że nie chce i nie może mówić o jego zawartości, gdyż jest tam wiele informacji dot. podejmowanych procedur i stanu zdrowia. - Nie jestem upoważniony do tego, by to ujawniać – powiedział.

Minister dodał, że "na dzisiaj nie wynika z niego, by ktoś popełnił jakiś istotny błąd medyczny". - Ale służba zdrowia, opieka nad pacjentem to nie tylko procedury, leki, maszyny i urządzenia, to przede wszystkim relacja między ludźmi – podkreślił.


TVN24/x-news


Chodzi o zdarzenie w szpitalu w Starachowicach, gdzie kobieta w ósmym miesiącu ciąży zgłosiła się do szpitala, ponieważ przestała czuć ruchy dziecka; zdiagnozowano, że dziecko nie żyje. Według relacji pacjentki i jej męża, na które powołują się media, gdy rozpoczęła się akcja porodowa, kobiecie nie udzielono pomocy; pozostawiona bez opieki, urodziła na podłodze jednej ze szpitalnych sal. Sprawę bada prokuratura – jej wstępne ustalenia pokrywają się z doniesieniami medialnymi.


TVN24/x-news


Dyrektor szpitala Grzegorz Fitas podjął decyzję o rozwiązaniu umowy z ośmioma osobami, które dyżurowały, gdy kobieta rodziła. To ordynator, pielęgniarka oddziałowa, dwoje lekarzy dyżurnych oraz cztery położne pracujące wówczas na zmianie.


TVN24/x-news

Położne zapowiadają jednak w związku z tym pozwy do sądu pracy. Zdaniem działającego w szpitalu związku zawodnego pielęgniarek i położnych dyrekcja zastosowała odpowiedzialność zbiorową - oddział położniczo-ginekologiczny zajmuje dwie kondygnacje szpitala, a położne, przypisane do konkretnych odcinków pracy na oddziale, nie mogły ich opuszczać.

PAP,kh

Polecane

Wróć do strony głównej