Ranny 14-latek. Wielkopolska: pościg i strzelanina z udziałem nastolatków
14-letni chłopiec został ranny podczas policyjnego pościgu w Starej Kuźnicy w Wielkopolsce. Samochodem jechało 5 nastolatków, przy próbie zatrzymania auta funkcjonariusze zmuszeni byli oddać strzały ostrzegawcze.
2016-11-27, 16:46
Posłuchaj
Rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak o strzelaninie (IAR)
Dodaj do playlisty
O zdarzeniu poinformował w niedzielę rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak.
Wydarzenia rozegrały się w sobotę około godziny 21. Wówczas oficer dyżurny policji z Ostrzeszowa otrzymał wiadomość, że po mieście jeździ najprawdopodobniej pijany kierowca Opla Vectra. Gdy policjanci usiłowali samochód zatrzymać, kierujący samochodem zaczął uciekać.
Samochód ominął blokadę i uderzył w radiowóz
- Auto wyjechało poza miasto i pościg trwał przez jakiś czas na odcinku prawie 20 km. Kierowca uciekał przez okoliczne małe miejscowości lokalnymi drogami. Podczas pościgu inny patrol policji również próbował zatrzymać to auto, ustawiając blokadę, ale kierowcy opla udało się ją ominąć – relacjonował Andrzej Borowiak.
Jak dodał, w pewnym momencie, w miejscowości Stara Kuźnica, kierowca opla uderzył w radiowóz, najprawdopodobniej chcąc go zepchnąć do rowu. Wówczas - jak opowiadał Borowiak - jeden z policjantów oddał strzały; opel zatrzymał się.
REKLAMA
(TVN24/x-news)
- Okazało się, że wewnątrz pojazdu jest pięciu nastoletnich chłopców w wieku od 14 do 16 lat z Ostrzeszowa i okolicznych miejscowości. Kierowcą samochodu był 16-latek, który zabrał samochód rodzicom, bez ich wiedzy i zgody, i wraz z kolegami urządzili sobie "rajd" po mieście i okolicy – mówił rzecznik policji.
Ranny nastolatek
Najmłodszy z chłopców, 14-latek, został ranny. Policjant podkreślił, że chłopakowi od razu została udzielona pomoc, wezwano karetkę. Nastolatka przewieziono do szpitala, gdzie przeszedł zabieg chirurgiczny. Obecnie jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Na miejsce zdarzenia już w sobotę wieczorem został wysłany specjalny zespół kontrolny, który bada sprawę. O zdarzeniu powiadomiono też prokuraturę.
REKLAMA
PAP/IAR/agkm
REKLAMA