Komisja śledcza ds. Amber Gold. Jarosław Gowin: prokuratura nie zdała egzaminu
Gdy wybuchła afera Amber Gold obecny wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin pełnił funkcję ministra sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska.
2016-12-15, 17:00
Posłuchaj
Jarosław Gowin: w mojej ocenie sposób samorozliczenia się wymiaru sprawiedliwości z aferą Amber Gold jest dowodem na to, że trzeba zdecydowanie przemyśleć i przemodelować sądownictwo dyscyplinarne (IAR)
Dodaj do playlisty
- Z całą pewnością ani wtedy, ani dzisiaj nie widzę żadnych dowodów na to, że Donald Tusk albo wiedział o tej aferze wcześniej i nie podejmował działań naprawczych, albo wręcz, że tuszował ją - zeznał ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin przed sejmową komisją śledczą.
Gowin pytany był przez Andżelikę Możdżanowską (PSL), kiedy Donald Tusk dowiedział się o aferze? - Nie mam zdania w tej sprawie, dlatego, że z jednej strony wówczas sam Donald Tusk mówił o tym, że został poinformowany o całej sprawie bardzo późno, bo bodajże pod koniec maja przez ABW. Z drugiej strony, w roku 2015 ukazał się zapis nagrania rozmowy odbywanej w restauracji "Sowa i przyjaciele" z udziałem prezesa NBP Marka Belki, który mówił do swoich rozmówców, że kilka miesięcy wcześniej informował premiera Tuska, że Amber Gold jest piramidą finansową - odparł.
Jarosław Gowin Z całą pewnością ani wtedy, ani dzisiaj nie widzę żadnych dowodów na to, że Donald Tusk albo wiedział o tej aferze wcześniej i nie podejmował działań naprawczych, albo wręcz, że tuszował ją
Dopytywany, powtórzył, że "nie widzi podstaw do tego, żeby obarczać Tuska zarzutem, że wiedział o aferze i nie reagował albo, że wiedział o aferze i czerpał z tego jakieś korzyści, bądź tolerował czerpanie korzyści przez ludzi ze swojego otoczenia".
- Jedyny znak zapytania, który się tutaj pojawia, to wspomniane słowa Marka Belki. Bo jeżeli te słowa są prawdziwe, to premier Tusk powinien był zobowiązać podległe mu organy państwowe do bardzo zdecydowanych działań już wtedy, kiedy powziął taką informację od nie byle jakiej osoby, bo prezesa NBP - zauważył.
REKLAMA
Jak zeznał, co najmniej kilkukrotnie rozmawiał z premierem Tuskiem o Amber Gold, a pierwsza z tych rozmów dotyczyła zobowiązania jego samego, a także ministrów Marka Cichockiego oraz Jacka Rostowskiego do przygotowania raportu o aferze, który został później przedstawiony Sejmowi. Według Gowina, rozmowa ta miała miejsce tuż po jego powrocie z urlopu, "co musiało nastąpić w przedziale 5-10 sierpnia".
Powiązania z politykami Platformy Obywatelskiej
Gowin był też pytany przez Możdżanowską o jego działania sprawdzające, czy istnieją jakieś powiązania pomiędzy Marcinem P. a politykami trójmiejskiej PO.
Jak powiedział, gdy przestał już pełnić funkcję ministra sprawiedliwości, odbył szereg rozmów z "autorytetami życia publicznego Trójmiasta". Nie chciał wymienić nazwisk, uzasadniając, iż są to osoby prywatne, w tym osoby duchowne.
- Pytałem ich, czy w ich ocenie i wedle ich wiedzy takie związki istniały, czy nie istniały. (...) Moi rozmówcy twierdzili, że w Trójmieście było zachłyśnięcie się projektem "trójmiejskiego Ryanaira", że powstaną lokalne linie lotnicze (chodzi o OLT Express - PAP). Natomiast wedle wiedzy tych kilku moich rozmówców nie istniały ścisłe związki między trójmiejską Platformą a Marcinem P. - dodał.
REKLAMA
- Wiadomo, że Marcin P. finansował jakieś przedsięwzięcia samorządowe, zwłaszcza w Gdańsku, i że w związku z tym istniały jakieś kontakty między nim a prezydentem Gdańska Pawłem Adamowiczem. Natomiast żaden z moich rozmówców nie był w stanie wskazać na jakiś bardziej bezpośredni i osobisty charakter tych kontaktów - uzupełnił.
"Donald Tusk miał pretensje do szefa ABW"
Zapytany przez szefową komisji śledczej Małgorzatę Wassermann z PiS, czy (ówczesny) premier Donald Tusk wiedział o tym, że w Gdańsku, "mateczniku Platformy Obywatelskiej" wszyscy są "zachłyśnięci" firmą OLT Express (linie lotnicze, których właścicielem było Amber Gold), Jarosław Gowin ocenił, że Tusk, jako wnikliwy obserwator, musiał o tym wiedzieć.
Gowin powiedział, że Tusk w rozmowie z nim formułował duże pretensje pod adresem ówczesnego szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztofa Bondaryka. - Zgłaszał wobec niego pretensje, że ABW nie ostrzegło go, że jego syn podejmuje współpracę z instytucją biznesową podejrzaną - wskazał.
- Mówiąc szczerze uważałem wtedy tak samo, uważałem, że obowiązkiem ABW jest ochrona nie tylko premiera, nie tylko ważnych polityków, ale także ich rodzin - dodał. Jak podkreślił, sam sformułował taką opinię pod adresem Bondaryka, że ABW zawiodła.
Gowin przekazał, że w odpowiedzi Bondaryk stwierdził, że istnieje zróżnicowana praktyka w stosunku do różnych premierów, jeżeli chodzi o osłonę ze strony służb państwowych, wywiadowczych i kontrwywiadowczych, że tutaj decyzja zależy od samego zainteresowanego.
Dymisje w służbach
Podczas czwartkowego przesłuchania szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) pytała Jarosława Gowina, kogo po wybuchu afery Amber Gold zdymisjonował ówczesny premier Donald Tusk.
REKLAMA
- Natychmiast po wybuchu afery, wedle mojej wiedzy, premier poważnie rozważał odwołanie szefa ABW gen. Bondaryka oraz prezes UOKiK. Ostatecznie nie zdecydował się ani na jedno, ani na drugie - odpowiedział.
- W obu tych przypadkach zmienił zdanie, chociaż oboje zostali odwołani w późniejszym okresie - dodał.
Gowin wskazał, że w przypadku gen. Bondaryka "zdecydowanie w obronę" brał go minister Jacek Cichocki, który "słusznie wskazywał, że ABW przystąpiło do działań natychmiast po tym, kiedy Amber Gold weszło w obszar przemysłu lotniczego".
Jarosław Gowin Natychmiast po wybuchu afery, wedle mojej wiedzy, premier poważnie rozważał odwołanie szefa ABW gen. Bondaryka oraz prezes UOKiK
Wassermann dopytywała, dlaczego więc nikt ze służb nie ostrzegł wcześniej Tuska, jeśli chodzi o sprawę Amber Gold.
REKLAMA
- Mogę mówić tylko o faktach, których byłem świadkiem. Byłem świadkiem zgłaszania przez premiera Tuska dużych zastrzeżeń do działalności ABW; nie byłem świadkiem zgłaszania zastrzeżeń do działalności policji - odpowiedział Gowin.
Pytania o sprawność prokuratury
- Jeżeli chodzi o działania podejmowane przez wymiar sprawiedliwości, w ścisłym tego słowa znaczeniu, przede wszystkim przez sądy i kuratorów, to niestety stwierdziłem cały szereg uchybień - stwierdził Jarosław Gowin.
- Badałem sposób wykonywania obowiązków przez sędziów i kuratorów w sprawach dotyczących prezesa spółki Amber Gold Marcina P. poprzedzających aferę Amber Gold. Jeśli chodzi o samą aferę, w okresie, kiedy byłem ministrem sprawiedliwości, prokuratura nie podlegała już nadzorowi szefa resortu sprawiedliwości, więc nie miałem instrumentów, ani prawnych umocowań, żeby badać działania związane z samą aferą - przypomniał Jarosław Gowin.
Świadek wskazał, że gdy wybuchła afera - na przełomie lipca i sierpnia 2012 roku - przebywał na urlopie. - Ale natychmiast skontaktowałem się z ministerstwem i zleciłem podjęcie działań zmierzających do ustalenia okoliczności ujawnionego już wtedy faktu, że Marcin P. był już w przeszłości wielokrotnie karany - zaznaczył.
REKLAMA
Jarosław Gowin W sprawie Amber Gold uważam, że egzaminu nie zdała prokuratura
Gowin relacjonował, że po powrocie z urlopu, wraz z ministrami Jackiem Rostowskim i Jackiem Cichockim zobowiązany został przez premiera Donalda Tuska do wspólnego przygotowania raportu przedstawiającego działania instytucji w sprawie Amber Gold i sprawach Marcina P. Jak przekazał, sprawozdanie z tych działań przedstawił podczas posiedzenia Sejmu pod koniec sierpnia 2012 roku.
Gowin podkreślił, że 16 sierpnia 2012 roku złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez jednego z kuratorów. - Wskutek zainspirowanych przeze mnie działań wszczęto także cały szereg postępowań dyscyplinarnych wobec grupy sędziów - powiedział. Wymienił tu sądy rejonowe: w Gdańsku, Starogardzie, Malborku oraz Kościerzynie. Jak dodał, postępowania wszczęto też wobec kuratorów z Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe.
- Niestety muszę powiedzieć, że w mojej ocenie sposób samorozliczenia się wymiaru sprawiedliwości z aferą Amber Gold jest dowodem na to, że trzeba zdecydowanie przemyśleć i przemodelować sądownictwo dyscyplinarne, zarówno w odniesieniu do sędziów, jak i w odniesieniu do prokuratorów. Uważam, że w przypadku i jednej, i drugiej grupy zawodowej mamy do czynienia ze zjawiskiem źle pojętej solidarności korporacyjnej - ocenił.
Jarosław Gowin Uważam, że mamy do czynienia ze zjawiskiem źle pojętej solidarności korporacyjnej
Gowin oświadczył, że jeszcze jako szef resortu sprawiedliwości podjął działania zmierzające do reformy sądownictwa dyscyplinarnego, zwłaszcza prokuratorskiego, a obecnie "bardzo popiera" działania obecnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, aby zmodyfikować sędziowskie sądownictwo dyscyplinarne.
"Mieliśmy wrażenie, że chce się nas wprowadzić w błąd"
Jarosław Gowin powiedział, że na spotkaniu 20 sierpnia 2012 roku w Gdańsku on i jego współpracownicy mieli wrażenie, że mieli do czynienia z próbą wprowadzania ministra sprawiedliwości w błąd ze strony co najmniej ówczesnego prezesa gdańskiego Sądu Okręgowego Ryszarda Milewskiego.
Gowin poinformował, że 10 sierpnia 2012 roku zobligował prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku do "przedstawienia wyników wewnętrznego nadzoru nad działalnością administracyjną tych sądów, które zajmowały się sprawami dotyczącymi szefa Amber Gold Marcina P. w latach poprzednich".
REKLAMA
13 sierpnia otrzymał wstępne materiały. Ponieważ nie był zadowolony z tempa prac gdańskiego Sądu Okręgowego, 20 sierpnia udał do Gdańska i spotkał z przedstawicielami tamtejszego wymiaru sprawiedliwości.
Jarosław Gowin Ja i moi współpracownicy mieliśmy nieodparte wrażenie, że jesteśmy wprowadzani w błąd
Jak wytłumaczył, w spotkaniu tym uczestniczył m.in. sędzia Milewski, jego zastępca sędzia Rafał Terlecki oraz prezes gdańskiego Sądu Apelacyjnego Anna Skupska. Według Gowina podczas spotkania sędziowie stwierdzili, że na podstawie podjętych działań nie widzą powodów do wysuwania jakichkolwiek zarzutów o niedopełnienie obowiązków czy innych poważniejszych wykroczeń.
- Takie też stanowisko przedstawiłem podczas konferencji prasowej, która odbyła się tego samego dnia w sądzie, ale nie będę ukrywał: robiłem to z zaciśniętymi zębami - oświadczył. - Ja i moi współpracownicy mieliśmy nieodparte wrażenie, że jesteśmy wprowadzani w błąd - przyznał.
Gowin wyjaśnił, że po powrocie do Warszawy wystąpił do prezesa Milewskiego o przesłanie do ministerstwa akt spraw dotyczących Marcina P. - W świetle ujawnionych później informacji okazało się, że podczas spotkania ze mnę pan prezes Milewski dysponował już opiniami sędziów, którzy podjęli działania z opiniami wskazującymi na różnego rodzaju uchybienia - powiedział.
- Pan prezes Milewski nie ujawnił tego faktu podczas tego spotkania ze mną. Jak zapewniała mnie później pani prezes Skupna, nie ujawnił tego faktu również jej i pozostałym kolegom. Czy tak było, tego nie wiem, niewątpliwie podczas spotkania 20 sierpnia 2012 roku ze strony co najmniej pana sędziego Milewskiego mieliśmy do czynienia z próbą wprowadzenia ministra sprawiedliwości w błąd - stwierdził.
- W przypadku Amber Gold z całą pewnością doszło do wielu błędów po stronie prokuratury, z całą pewnością doszło do uchybień, a może i złamania prawa w przypadku pracy kuratorów, do uchybień w pracy sędziów sądu rejestrowego, do braku nadzoru ze strony innych sędziów nad wykonaniem kolejnych kar dla Marcina P. - oznajmił Gowin.
"Jestem przekonany, że Marcin P. był 'słupem'"
Na pytanie Andżeliki Możdżanowskiej z PSL, czy wie, kto jest "czarnym bohaterem" Amber Gold, Jarosław Gowin odparł, że gdyby wiedział, to już dawno ujawniłby to opinii publicznej. - Sądzę, że świat przestępczy, mafia, która w Polsce istnieje - wskazał.
- Jestem do dzisiaj przekonany, że Marcin P. był "słupem". To jest jedna z rzeczy, które bezwzględnie powinny być przedmiotem dalszego drążenia przez komisję - podkreślił Gowin.
REKLAMA
Uzasadnił: "Marcin P. był drobnym oszustem, popełniał bardzo prymitywne, łatwe do wychwycenia przestępstwa, jedno za drugim. Nic nie wskazywało na to, żeby mógł popełnić przestępstwo z dużym rozmachem. No i nagle, po jednym z pobytów w areszcie, wychodzi z tego aresztu i rozwija wielkie przedsięwzięcie. Rozwija je z rozmachem, rozwija je z imponującą oprawą medialną. Wiedząc o nim to, co wie opinia publiczna, jestem przekonany, że nie był w stanie sam tego wymyślić ani przeprowadzić".
Wassermann zapytała, jak to jest możliwe, by mieć aż takie możliwości, żeby doprowadzić do tego, że "ani ZUS, ani urząd skarbowy, ani kontrola skarbowa, ani prokuratura, ani policja, ani żaden z sędziów (...) nie byli w stanie zareagować".
- Stawiam sobie dokładnie to samo pytanie, co pani przewodnicząca. Próbowałem je rozwikłać w tym krótkim okresie, kiedy byłem ministrem sprawiedliwości - krótkim, już po wybuchu afery, bo niespełna pół roku byłem ministrem. Stawiam je sobie do dzisiaj jako polityk i jako obywatel. Odpowiedzi nie znajduję - odpowiedział Gowin.
Komisja śledcza ds. Amber Gold
Powiązany Artykuł

Afera Amber Gold
Powołana w lipcu komisja śledcza ma zbadać i ocenić prawidłowość i legalność działań podejmowanych wobec Amber Gold przez: rząd, w szczególności ministrów finansów, gospodarki, infrastruktury, spraw wewnętrznych, sprawiedliwości i podległych im funkcjonariuszy publicznych.
Zbadać ma też działania, jakie podejmowali w sprawie spółki: prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), Generalny Inspektor Informacji Finansowej i prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego.
A także prokuratura oraz organy powołane do ścigania przestępstw, w szczególności szefowie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz Komendant Główny Policji i podlegli im funkcjonariusze publiczni.
REKLAMA
Komisja śledcza ma także zbadać działania podejmowane ws. Amber Gold przez Komisję Nadzoru Finansowego.
Afera Amber Gold
Powstała w 2009 roku firma Amber Gold kusiła klientów wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych.
Głośno o firmie zrobiło się w lipcu 2012 roku, kiedy kłopoty finansowe zaczęły mieć linie lotnicze OLT Express, których właścicielem było Amber Gold. Zawieszono wówczas wszystkie rejsy regularne przewoźnika.
13 sierpnia 2012 roku firma ogłosiła likwidację, tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.
REKLAMA
Proces, w którym oskarżeni są były prezes spółki Marcin P. i jego żona Katarzyna P. trwa przed gdańskim sądem od 21 marca.
Marcin P. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Oskarżony nie zgodził się odpowiadać na żadne pytania, w tym także swojego obrońcy. Katarzyna P. też nie przyznała się do żadnego z zarzutów i odmówiła składania wyjaśnień.
Według śledczych, Marcin P. i jego żona oszukali w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.
Prokuratura ustaliła, że spółka Amber Gold była tzw. piramidą finansową, a oskarżeni bez zezwolenia prowadzili działalność polegającą na gromadzeniu pieniędzy klientów parabanku.
W sumie Marcin P. został oskarżony o cztery przestępstwa, a Katarzyna P. o 10. Grożą im kary do 15 lat więzienia.
kh, kk
REKLAMA