Od strachu do nadziei. Media na świecie spodziewają się "nowej ery” za 45. prezydenta USA
To będzie inny prezydent niż dotychczas - media na całym świecie prognozują inną jakość w polityce amerykańskiej po inauguracji Donalda Trumpa. Widać niepewność, obawy przed protekcjonizmem USA, przed kompromisami z Rosją. "Ta prezydentura ma szansę na sukces" - uważa z kolei brytyjski "The Times", zastrzegając, że warunkiem byłyby pokora i elastyczność prezydenta.
2017-01-21, 12:52
Posłuchaj
Brytyjska prasa o Donaldzie Trumpie. Relacja Adama Dąbrowskiego z Londynu (IAR)
Dodaj do playlisty
W Wielkiej Brytanii przeczucie zmian
Brytyjscy komentatorzy nie mają wątpliwości, że objęcie przez Donalda Trumpa stanowiska prezydenta Stanów Zjednoczonych wyznacza początek nowej ery w historii tego kraju i całego świata.
Analizując przemowę, którą prezydent wygłosił podczas inauguracji, większość dzienników wyraża niepokój, podkreślając, że Trump nie złagodził retoryki, znanej z kampanii wyborczej.
"Daily Mirror" wybija na okładce tytuł "Wojna Trumpa ze światem". "Ton przemowy wyznacza przerażającą zmianę w Ameryce" - ostrzega "Guardian". " W 1933 roku Roosvelt apelował, by świat pokonał strach. A teraz Trump mówi światu, by się bał" - czytamy w komentarzu redakcyjnym.
REKLAMA
"Times" pisze, że była to mowa, która nie miała łączyć, jak to zwykle bywa w przypadku przemówień inauguracyjnych. Miała tylko zachwycić zwolenników Trumpa. Wezwania do izolacjonizmu gazeta porównuje do tendencji amerykańskich polityków apelujących o nieangażowanie się w drugą wojnę światową. "Ta prezydentura ma szansę na sukces" - pisze jednak dziennik, zastrzegając, że warunkiem są dwie cechy nowego prezydenta: pokora i elastyczność. "Times" wyraża nadzieję, że niektóre bardziej radykalne instynkty Trumpa będą powściągane przez amerykański system checks and balances, czyli świadomego rozdzielania władzy pomiędzy wzajemnie kontrolujące się organy, a także przez jego doradców i członków gabinetu.
Inny ton dominuje w "Daily Express". Tabloid widzi analogię między wyborem Trumpa a wyborem Brexitu. Zdaniem dziennika, oba wydarzenia to wielki triumf demokracji i ludzi spychanych przez lata na margines. "Progresywny, lewicujący program, który wydawał się być wpisany w zachodnią demokrację, teraz jest rozmontowywany" - pisze "Daily Express", dodając, że nie ma gwarancji, iż wybór Trumpa będzie czymś pozytywnym.
Tymczasem "Financial Times" zamieszcza wywiad z Theresą May, która w marcu lub lutym spotka się z Donaldem Trumpem.
Brytyjska premier deklaruje, że podkreśli wtedy znaczenie Unii Europejskiej i NATO, i zaapeluje o to, by nowy prezydent Stanow Zjednoczonych nie podkopywał europejskiej jedności.
REKLAMA
Komentatorzy tej gazety piszą też o podziałach w społeczeństwie amerykańskim.
"The Economist": to będzie inny prezydent
Zwolennicy Donalda Trumpa oczekują największych zmian w Waszyngtonie od pół wieku. Przeciwnicy obawiają się epokowych zniszczeń i chaosu - pisze w dzisiejszym numerze "The Economist". Zdaniem brytyjskiego tygodnika, chyba każdy zgodzi się co do tego, że Trump będzie całkiem innym prezydentem niż dotychczasowi.
REKLAMA
Donald Trump czasem sobie przeczy: mówi, że zmiany klimatyczne są wywołane działaniem człowieka, a jednocześnie zapowiada uruchomienie kopalni węgla - pisze "The Economist". Podkreśla jednak, że optymizmem napawa giełda - od listopada indeks S&P 500 poszedł w górę o sześć procent bijąc rekordy, a biznesmeni zacierają ręce w oczekiwaniu na obniżki podatków. Ale jeśli popyt wewnętrzny szybko wzrośnie, to umocni się dolar, co będzie kłopotem dla innych krajów zadłużonych w w tej walucie dolarach.
Brytyjski tygodnik niepokoi się faktem, że Donald Trump skrytykował Angelę Merkel, a także Meksyk, i też tym, że antagonizuje wschodzące supermocarstwo, czyli Chiny. Amerykańskie sojusze budowane przez dekady mogą być teraz osłabione w ciągu kilku miesięcy.
Nowa administracja USA jest bardzo zróżnicowana, co oznacza, że rozpoczynająca się prezydentura będzie walką między normalną polityką i partyzantką, a mediatorami będą córka Trumpa, Ivanka i jego zięć Jared Kushner - konkluduje "The Economist".
Rzecznik Kremla: Putin chce się spotkać z Trumpem
Władimir Putin chce się spotkać z Donaldem Trumpem - poinformował rzecznik Kremla. Dmitrij Pieskow w wywiadzie dla BBC oświadczył również, że na razie Rosja nie rozważa wycofania systemów rakietowych z obwodu kaliningradzkiego. O spotkaniu prezydentów Rosji i Stanów Zjednoczonych rosyjskie media informują od kilku tygodni. Do tej pory rzecznik Kremla twierdził, że takie spotkanie nie jest przygotowywane, ponieważ należy poczekać, aż Donald Trump obejmie urząd w Białym Domu.
REKLAMA
Posłuchaj
Putin jest gotowy do spotkania z Donaldem Trumpem. Relacja Macieja Jastrzębskiego z Moskwy (IAR) 0:54
Dodaj do playlisty
Po wczorajszej inauguracji prezydentury Donalda Trumpa, Dmitrij Pieskow w wywiadzie dla BBC oświadczył, że Putin już jest gotów do bezpośredniej rozmowy z nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych. Według Pieskowa, na pewno nie dojdzie do takiego spotkania w przyszłym tygodniu, ale prawdopodobnie w ciągu najbliższych miesięcy.
W rosyjskich mediach ciepłe tony
Rosyjskie media sporo uwagi poświęciły inauguracji prezydentury Donalda Trumpa. Deputowany Rady Federacji Aleksiej Puszkow nazwał amerykańskiego prezydenta "politykiem nowego rodzaju", a jego inauguracyjne wystąpienie określił jako "mocne". W opinii rosyjskiego senatora, Donald Trump będzie wyrazistym, ostrym prezydentem, a jego wystąpienie na ceremonii inauguracji uznał za "wielce zobowiązujące".
Posłuchaj
Rosyjskie media o nowym prezydencie USA. Relacja Macieja Jastrzębskiego z Moskwy (IAR) 0:54
Dodaj do playlisty
REKLAMA
Z kolei rzecznik praw przedsiębiorców Boris Titow jest przekonany, że wkrótce temat "niedobrej Rosji" zniknie z pierwszych stron amerykańskich gazet, a Donald Trump będzie w stanie dojść do porozumienia z Władimirem Putinem. Titow liczy także na systematyczną poprawę stosunków Moskwy z Waszyngtonem.
"Trump przygotował się do skoku w niewiadome" - tak tytułuje tekst poświęcony nowemu prezydentowi Stanów Zjednoczonych "Moskiewski Komsomolec". Dziennik cytuje wypowiedź politologa Dmitrija Trenina, który ostrzega Kreml przed nadmiernym optymizmem, co do przyszłych relacji Moskwy z Waszyngtonem. Ekspert przypomina, że wciąż nie został jasno sformułowany program polityki zagranicznej nowego gospodarza Białego Domu, a w jego ekipie jest sporo osób, które niezbyt przychylnie odnoszą się do Rosji.
Media niemieckie zaniepokojone
Komentując przemówienie Donalda Trumpa na inauguracji jego prezydentury, konserwatywny niemiecki dziennik "Die Welt" ocenił, że zwiastuje ono przyjęcie przez USA zdecydowanie konfrontacyjnej postawy na arenie międzynarodowej.
"Zapowiedź starcia islamskiego radykalnego terroryzmu z oblicza ziemi brzmi niebezpiecznie. Nie dlatego, by Państwo Islamskie było dobre, lecz dlatego, że cel ten jest treściowo tak nieostry, jak ostry jest retorycznie. Do celu tego może się przymierzać, ale kontrolę nad nim będzie miał tylko w razie interwencji wojskowej na Bliskim Wschodzie i w innych regionach" - ostrzega "Die Welt".
Zdaniem gazety sformułowanie Trumpa, iż obok obrony wojskowej "najważniejsze jest to, że będziemy chronieni przez Boga", oznacza rozszerzenie walki z terroryzmem "o wymiar religijny, którego George W. Bush w odniesieniu do Osamy bin Ladena i Saddama Husajna starannie unikał".
"Nie narzucamy nikomu naszego stylu życia - było to bardzo ekscytujące krótkie podsumowanie Trumpa w sprawie polityki zagranicznej. Żegna się on z dziesięcioleciami amerykańskiego, przede wszystkim republikańskiego przekonania, że USA są awangardą wolności i demokracji w świecie. To jedno zdanie, skierowane przede wszystkim do Rosji i Chin, kończy erę. Ameryka Trumpa staje się państwem narodowym jak każde inne" - wskazuje "Die Welt".
Niemiecki tygodnik "Der Spiegel" uznał przemówienie Trumpa za wzbudzające obawy nie tylko tych Amerykanów, którzy nie chcieli się przyłączyć do jego ruchu, ale całego świata.
"Agresywność prezydenta, jego zapowiedź rygorystycznego przeorientowania państwa, są niepokojące. Nie dlatego, że kolejny raz wystąpił ze wspaniałymi obietnicami bez zapowiadania konkretnych kroków politycznych. O wiele bardziej niepokoi w jego przemówieniu resentyment. Nadszedł dziś dzień, w którym naród w końcu odzyskał władzę - to groźba. Zapowiedź, że nie będziemy się już martwić o obronę lub dobrobyt innych narodów - to groźba. A groźba brzmi: my wam to pokażemy" - pisze "Der Spiegel".
"Podczas gdy dotychczasowym inauguracjom zawsze towarzyszyły pojednawcze tony, tutaj mieliśmy dokładną odwrotność: deklarację walki ze wszystkimi przeciwnikami, radykalny odwrót od wszystkich dotychczasowych pewności, demonstrację własnej przemożnej siły bez liczenia się z resztą świata, bez oglądania się na historię, wciąż tylko do przodu. Ten prezydent nie będzie szedł na żadne kompromisy" - wskazuje niemiecki tygodnik.
"Donald Trump widzi siebie jako zwiastuna nowych czasów, widzi siebie jako przywódcę - nie - jako wodza ludowego ruchu. Zapowiedział wpływanie na losy Stanów Zjednoczonych przez wiele lat - i nie tylko na ich losy, lecz na losy całego świata. Otworzył w ten sposób nową erę nadziei: desperackiej nadziei, że jego obietnice nie staną się rzeczywistością" - konkluduje "Der Spiegel".
Ostra krytyka "New York Times" i "Washington Post"
Zdecydowana większość amerykańskich komentatorów negatywnie oceniła wstąpienie Donalda Trumpa na inauguracji prezydentury w piątek, zarzucając mu przedstawianie fałszywego obrazu współczesnej Ameryki Amerykańscy komentatorzy w reakcji podkreślają populistyczny ton jego wystąpienia, który sprawiał wrażenie jakby nowy prezydent nadal prowadził kampanię wyborczą.
REKLAMA
"Inauguracyjne przemówienie Trumpa było wypowiedzianym głośno populistycznym manifestem skierowanym przeciwko politycznym elitom, który z pewnością ucieszy jego elektorat. Jak (manifest) zostanie przełożony na sprawowanie rządów, nie jest jasne, nie ulega jednak wątpliwości, że Trump rzucił się w wir głową w przód” – podkreśla zespół redakcyjny dziennika "The Wall Street Journal".
Dziennik w komentarzu zatytułowanym „Populistyczny manifest Donalda Trumpa” wskazuje, że Trump, jak często mu się zdarza, przedstawił współczesne amerykańskie życie bardziej ponuro niż jest ono w istocie, przywołując w jednym ze szczególnie wzbudzających irytację fragmentów "masakrę Ameryki". "Subtelność nie jest w stylu Trumpa i Ameryka ma problemy, gdyż jednak słowo "masakra" bardziej pasuje do Aleppo pod rosyjskim bombardowaniem" - pisze gazeta.
Podobnego zdania jest redakcja dziennika "The New York Times”, której w czasie kampanii wyborczej Trump często zarzucał, że jest wobec niego uprzedzona.
"Prezydent Trump przedstawił w piątek taką pozbawioną wdzięku i niepokojącą wizję Ameryki, że jego inauguracyjne przemówienie rodzi więcej wątpliwości niż nadziei związanych z jego prezydenturą” - napisano.
Redakcja nowojorskiego dziennika w komentarzu zatytułowanym „Czego Trump nie rozumie o Ameryce” zarzuca nowojorskiemu miliarderowi częste mijanie się z faktami i wyciąganie uproszczonych wniosków.
REKLAMA
Powołując się na statystyki rządowe, zespół redakcyjny dziennika "The New York Times" przypomina, że „podczas gdy od roku 1987 Stany Zjednoczone utraciły ok. 5 milionów miejsc pracy w sektorze produkcyjnym gospodarki, produkcja przemysłowa wzrosła w tym okresie o 86 procent".
„(...)Z pewnością handel jest częścią tego skomplikowanego zagadnienia, ale także związane jest to z automatyzacją…” - zauważa dziennik.
W wielu komentarzach sobotniej prasy amerykańskiej przewija się zaniepokojenie, że Trump tylko podczas składania przysięgi wspomniał o potrzebie przestrzegania Konstytucji Stanów Zjednoczonych.
Jeśli ktokolwiek miał nadzieję, że prezydent Trump wykorzysta swoje (...) inauguracyjne wystąpienie do obniżenia politycznej temperatury Ameryki, to piątkowe wypowiedzi nowego prezydenta można określić tylko jako olbrzymie rozczarowanie” - czytamy w komentarzu redakcyjnym opublikowanym na łamach sobotniego wydania dziennika „The Washington Post”
Francja o protekcjonizmie
REKLAMA
Po inauguracji Donalda Trumpa na prezydenta USA we Francji zarówno prezydent Francois Hollande jak i dziennikarze na pierwszy plan wysunęli podziały wynikające z obietnic nowego lokatora Białego Domu.
Hollande ostrzegł przed protekcjonizmem "do którego nawołuje ten, który składa przysięgę w Waszyngtonie”. Nie wymieniając nazwiska nowej głowy państwa USA, François Hollande stwierdził, że "(żyjemy) w gospodarce światowej, a oddzielenie się od gospodarki światowej nie jest ani możliwe, ani pożądane”.
Według Gillesa Parisa z dziennika "Le Monde” "zapowiadając politykę protekcjonistyczną nowy prezydent wpisał się w to, co głosił w kampanii”. Waszyngtoński korespondent tej gazety, podobnie jak jego koledzy z francuskich stacji radiowych i telewizyjnych, podkreśla "szczupłość tłumów” na ulicach Waszyngtonu i wrogie, "burzliwe manifestacje” „bardzo licznych” przeciwników prezydenta, którzy go „nie akceptują”.
"Donald Trump miał dobrą okazję, by wezwać do zgody (…), ale zadecydował inaczej zwracając się przede wszystkim do 46 procent swych wyborców (…) w krótkim i wojowniczym przemówieniu, zakończonym podniesieniem zaciśniętej pięści” – pisze wysłannik "Le Monde” w wydaniu internetowym.
REKLAMA
Wtóruje mu korespondent "le Figaro”, który uznał w paryskim dzienniku, że „przemówienie inauguracyjne, o wiele bardziej agresywne niż średnia tego gatunku, potwierdza, że Donald Trump zamierza pozostać wiernym samemu sobie”.
Philippe Gélie po stwierdzeniu, że Donald Trump "porąbał na kawałki establishment w momencie, gdy ten wręczał mu klucze do stolicy”, pisze, że "nowy prezydent zapowiadał powrót do jedności, dobrobytu, bezpieczeństwa i potęgi, ale używał zwrotów, które bardziej niż promienną przyszłość, przywodzą na myśl zaciętą walkę”.
"Trzeba wierzyć w to, co mówi Trump” – powtarzała w piątek wieczorem większość francuskich gości francuskich stacji telewizyjnych. Natomiast wśród zaproszonych przez paryskie redakcje obserwatorów amerykańskich, przeważała opinia, że "tego co mówi, nie należy brać dosłownie”.
Komentatorka „BFMtv” wyraziła obawę, że z powodu podejścia nowego prezydenta USA, "geopolityka zmieni się w układy biznesowe”.
REKLAMA
Inni eksperci nie wahali się przewidywać, że "protekcjonizm zburzy fundamenty porozumienia transatlantyckiego” i "de facto zniszczy NATO”.
Tytuł innego komentarza w "Le Figaro” brzmi: "Trump sypie sól na rany Europy”. Jego autor Jean-Jacques Mével pisze, że "podziw miliardera dla prezydenta Rosji stawia Europejczyków wobec niewiadomej”. Jego zdaniem "zaniepokojona jest cała Europa, z wyjątkiem przygotowujących wyborczą zasadzkę "populistów" i być może Władimira Putina”.
Francja i Niemcy nie bez racji martwią się o przyszłość umów rosyjsko-ukraińskich, jednego z rzadkich i połowicznych sukcesów dyplomacji europejskiej – sugeruje dziennikarz "Le Figaro".
Redakcja jako śródtytuł artykułu wybiła zdanie: "Polska, kraje bałtyckie i inne byłe posiadłości Związku Sowieckiego, jak Ukraina i Gruzja, już zaczynają bić na alarm z powodu możliwości "Jałty" XXI wieku”.
REKLAMA
Premier Belgii pozytywnie, prasa i sondaż pesymistycznie
Zróżnicowane wydają się nastroje w Belgii po zaprzysiężeniu Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Premier Charles Michel mówi, by podchodzić do współpracy z nowym amerykańskim przywódcą bez emocji i profesjonalnie. Pesymistyczne tony dominują w prasie, negatywne oceny także w badaniu opinii publicznej. Premier Belgii powiedział, że należy uszanować wybór Amerykanów i że liczy na dobrą współpracę z nową administracją.
Posłuchaj
Prasa w Belgii o nowym prezydencie USA. Relacja Beaty Płomeckiej z Brukseli (IAR) 0:52
Dodaj do playlisty
Wyraził nadzieję, że Donald Trump przyleci do Brukseli na szczyt NATO, który odbędzie się najprawdopodobniej wiosną. Nawiązał też do krytyki Donalda Trumpa pod adresem Europy w związku z niskimi wydatkami na obronę. - Nie możemy liczyć na to, że inni spoza Unii zagwarantują nam bezpieczeństwo - dodał szef belgijskiego rządu.
Pozytywne wypowiedzi premiera kontrastują z pesymistycznymi w tonie artykułami w prasie, która jest pełna obaw. Dziennikarze pisali o niepokoju i niepewności oraz trzęsieniu ziemi. Negatywne są też wyniki sondażu opinii publicznej dla telewizji RTL i gazety "Le Soir", który został przeprowadzony po zaprzysiężeniu Donalda Trumpa. Na pytanie, czy będzie on dobrym prezydentem, 70 procent Belgów odpowiedziało, że nie. Wyjątkowo jednomyślni w tej sprawie byli mieszkańcy trzech regionów - Brukseli, Flandrii i Walonii.
REKLAMA
Arabska prasa o Donaldzie Trumpie
Komentarze arabskich gazet po objęciu stanowiska prezydenta USA przez Donalda Trumpa pełne są niepewności. W nagłówkach prasowych wyróżniono słowa 45. prezydenta o "dumie narodowej i pragnieniu, by uczynić Amerykę wielką".
Posłuchaj
Niepewność dominuje w prasie arabskiej. Relacja Anny Dudzińskiej (IAR) 0:57
Dodaj do playlisty
"Waszyngton, Stany Zjednoczone i reszta świata obudziły się dzisiaj w nowej rzeczywistości" - piszą publicyści dziennika "Gulf News". I zwracają uwagę, że jeszcze nigdy największe mocarstwo świata nie miało przywódcy, który z taką determinacją chciałby zmieniać wszystkie reguły i uczynić Amerykę wielką bez względu na cenę, jaką będą musieli ponieść inni, w tym międzynarodowe korporacje oraz mniejszości: muzułmanie czy Meksykanie.
Arabscy dziennikarze mają jednak nadzieję, że Donald Trump zda sobie sprawę z tego, jak wielka odpowiedzialność łączy się z przyjęciem stanowiska prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zdaniem publicystów, prezydent Trump powinien być przywódcą, który nie tylko podejmuje decyzje, ale również buduje zgodę narodową. 1460 dni nowej prezydentury powinno stać się czasem budowania szacunku dla wszystkich Amerykanów. "Nie można tworzyć podziałów między tymi, którzy są czarni albo biali, są chrześcijanami albo muzułmanami, bogatymi lub biednymi" - przestrzega dziennik "Gulf News".
REKLAMA
Telewizja al-Dżazira przypomina o największych międzynarodowych wyzwaniach nowej prezydentury, do których należy rozwiązanie kwestii irańskiego programu atomowego oraz problemów związanych z polityką dotyczącą Chin, Autonomii Palestyńskiej i Korei Północnej.
Węgry: prorządowy dziennik za poprawą relacji z Rosją
Poprawę w stosunkach Stanów Zjednoczonych z Rosją wymienia jako jedno z głównych oczekiwań wobec nowego prezydenta USA Donalda Trumpa sobotnia węgierska prasa prawicowa. Lewicowe tytuły piszą m.in. o jego nieprzewidywalności.
- My, Węgrzy, chcemy wokół siebie spokoju, a więc na przykład normalniejszych stosunków amerykańsko-rosyjskich, w których nie staniemy się strefą kolizji. Trump wypowiadał się wczoraj ugodowo” – pisze prorządowy dziennik "Magyar Ideok”.
Gazeta podkreśla, że Budapeszt wiele się spodziewa po amerykańskim prezydencie także dlatego, że „jemu mówi coś narodowa suwerenność, rygorystyczna ochrona granic i wierzy w szczere słowa”.
REKLAMA
Dziennik zastrzega jednak, że dla Trumpa, który podczas mowy inauguracyjnej obiecał drogi, koleje i mosty, już "zaczyna bić licznik”, gdyż
Amerykanie nie chcą żyć "w sztucznie stworzonym świecie haseł”. A już w przyszłym roku Trumpa czeka próba w postaci wyborów do nowego Kongresu - podkreśla gazeta.
"Magyar Idoek” zwraca też uwagę, iż Trump musi się przyzwyczaić, że ani świat, ani Stany Zjednoczone to nie Trump Organization, którą można było kierować „pstryknięciem palca”, i że wiele osób będzie miało inne zdanie niż on. „W wieży z kości słoniowej nowojorskiej Trump Tower nie musiał od nikogo niczego wysłuchiwać” – czytamy.
Według konserwatywnego, ale krytycznego wobec rządu węgierskiego dziennika "Magyar Nemzet” Węgry oczekują od Trumpa przede wszystkim nie „kolonialnej retoryki Wielkiego Brata, tylko retoryki sojuszniczo-przyjacielskiej”. Zdaniem gazety arogancka postawa może bowiem podkopać pozytywne zamiary – „niewielu uczyniło za granicą więcej dla umocnienia orbanowskiego systemu(…) niż Hillary Clinton jako minister spraw zagranicznych i zachodni liberalny chór”.
REKLAMA
"Naszą praktyczną troską jest bezpieczeństwo – czytamy w dzienniku. – Na Bliskim Wschodzie, który jest powodem zwalenia się na Europę kryzysu migracyjnego i terrorystycznego, należy w końcu w odróżnieniu od czterech poprzedników Trumpa zmierzać ku porządkowi, a nie chaosowi, wywoływanemu przez coraz to nowe interwencje”.
Także "Magyar Nemzet” akcentuje, że w relacjach Rosja-Zachód należy "powrócić na drogę budowy wzajemnego zaufania i szacunku, na której jednak rolę siły odstraszającej powinna odgrywać Europa, zaś Amerykanie powinni doprowadzić to tego, że skłonią swych sojuszników, by wreszcie wzięli na siebie tę odpowiedzialność i ciężar”.
Gazeta podkreśla przy tym, że obowiązkiem premiera Viktora Orbana jest zadbanie o interesy swojego kraju za nowej prezydentury w Białym Domu. Ostrzega jednak, że do tego, by Orban był brany poważnie, „nie wystarczy, że budżet wojskowy Węgier dopiero w 2026 r., gdy już upłynie ewentualna druga kadencja inaugurowanego właśnie prezydenta, zbliży się do poziomu 2 proc. PKB”.
Lewicowy dziennik „Nepszava” pisze zaś, że „wraz z Trumpem zawitała nowa epoka”. "W Stanach Zjednoczonych rozpoczyna się nowa, nieobliczalna epoka” - czytamy.
REKLAMA
Gazeta podkreśla, że „manhattański inwestor nieruchomości, w którego rządzie zasiadać będą głównie miliarderzy i emerytowani wojskowi”, złożył szereg populistycznych obietnic, a jego inauguracji towarzyszyły demonstracje i aresztowano prawie 100 osób.
Lewicowy tygodnik "Vasarnapi Hirek” pisze zaś w tekście zatytułowanym "Prezydent Trump”, że trzeba się przyzwyczaić do "tego niewyobrażalnego kiedyś zestawienia słów”.
Tygodnik nazywa Trumpa prezydentem "kłamiącym bez żenady, narcystycznym, nieznoszącym innych opinii i zdradzającym cechy autorytarne”. Zdaniem pisma Trump w ciągu ostatniego półtora roku "ignorował niemal wszystkie normy amerykańskie i demokratyczne, w tym groził konkurentce więzieniem i wspominał, że zakwestionuje (w razie swojej przegranej) wyniki wyborów”. "Vasarnapi Hirek” ocenia też, że nowemu lokatorowi Białego Domu "imponuje polityka lokatora Kremla i podobają mu się jego hasła i cele, a więc także osłabienie NATO i UE”.
Demonstracje w Australii i Nowej Zelandii
Tysiące osób - kobiet i mężczyzn - protestowało w sobotę w Australii i Nowej Zelandii w ramach "marszu kobiet" przeciwko objęciu urzędu prezydenta USA przez Donalda Trumpa. Podobne demonstracje odbędą się tego dnia na całym świecie.
REKLAMA
W największym australijskim mieście Sydney około trzy tysiące osób zebrały się na wiecu w Hyde Park, a potem ruszyły pod konsulat USA w centrum; w Melbourne wiecowało 5 tysięcy ludzi.
Demonstrujący w Sydney nieśli transparent z napisem: "Feminizm to moja karta atutowa" (Trump po angielsku to atut).
"Nie maszerujemy jako ruch antytrumpowy jako taki, maszerujemy, aby zaprotestować przeciwko mowie nienawiści, nienawistnej retoryce miozoginii, fanatyzmowi, ksenofobii i chcemy zaprezentować wspólny głos z kobietami na całym świecie" - powiedziała jedna z organizatorek marszu Mindy Freiband.
W Nowej Zelandii marsze zorganizowano w czterech miastach, między w Wellingtonie. W Tokio w protestach wzięli udział mieszkający w Japonii Amerykanie. Do demonstracji doszło także przed ambasadą USA w Manilii, gdzie uczestnicy wiecu spalili papierową flagę USA ze zdjęciem nowego prezydenta.
REKLAMA
Na całym świecie planowane są na sobotę 673 marsze, w których, według organizatorów, mają uczestniczyć ponad dwa miliony ludzi.
Kilkusettysięczna demonstracja przeciwko Trumpowi w Waszyngtonie ma się odbyć w sobotę po południu czasu lokalnego podczas ekumenicznej uroczystości religijnej w katedrze.
Inicjatywa "Marszu kobiet" narodziła się - jak pisze AFP - spontanicznie, gdy emerytowana prawniczka Teresa Shook, która mieszka na Hawajach, zaapelowała na facebooku o zaprotestowanie przeciwko pogardliwym i wrogim wypowiedziom Trumpa na temat kobiet, a także migrantów i muzułmanów.
PAP/IAR/agkm
REKLAMA
WIDEO: inauguracja 45. prezydenta USA. Transmisja wideo telewizji ABC
REKLAMA