Akta TW "Bolka". Lech Wałęsa: przysięgam, że nigdy nie współpracowałem z SB
- Przysięgam, że nigdy nie współpracowałem, ale miałem swoje metody walki - powiedział we wtorek w Gdańsku Lech Wałęsa. Zapowiedział, że jego prawnicy wystąpią prawdopodobnie o nową opinię grafologiczną dotyczącą akt TW "Bolka".
2017-02-07, 15:30
Posłuchaj
Lech Wałęsa zaprzecza, że coś podpisywał i na kogoś donosił (Radio Gdańsk/IAR)
Dodaj do playlisty
Tydzień temu Instytut Pamięci Narodowej poinformował, że z opinii biegłych grafologów Instytutu Sehna w Krakowie dotyczącej teczek TW "Bolek" wynika, że zobowiązanie do współpracy z Służbą Bezpieczeństwa podpisał Lech Wałęsa. B. prezydent był w tym czasie na zjeździe noblistów w Kolumbii i dopiero w poniedziałek wrócił do Polski.
Powiązany Artykuł

Lech Wałęsa a Służba Bezpieczeństwa
- Biegli stwierdzili, że pismo Bolka jest tożsame z pismem Lecha Wałęsy - poinformował prokurator Andrzej Pozorski, szef pionu śledczego IPN. - Ze sporządzonej opinii wynika, że odręczne zobowiązanie o podjęciu współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa z dnia 21 grudnia 1970 roku zostało w całości nakreślone przez Lecha Wałęsę. 17 odręcznych pokwitowań odbioru pieniędzy za przekazanie funkcjonariuszom Służby Bezpieczeństwa informacji zostało w całości nakreślone przez Lecha Wałęsę - powiedział prokurator Pozorski.
Pokwitowania są datowane od stycznia 1971 roku do czerwca 1974 roku. Opiewały na łączną kwotę 11,7 tys. zł. Ustalono, że Lech Wałęsa w całości sporządził i podpisał 29 doniesień. 11 kolejnych donosów sporządził, ale nie podpisał. W 6 z tych 11 przypadków podpis "Bolek" nanieśli funkcjonariusze. Jednego doniesienia Lech Wałęsa nie sporządził, ale podpisał dokument na każdej stronie. Tylko jedno doniesienie - jak stwierdzono - nie zostało ani sporządzone, ani podpisane przez Lecha Wałęsę.
Stanowisko Lecha Wałęsy
- Ja mogę postawić 100 grafologów, którzy powiedzą odwrotnie - powiedział we wtorek dziennikarzom Wałęsa.
REKLAMA
Wałęsa tłumaczył, że po stłumionym strajku w grudniu 1970 r. uznał, trzeba zmienić sposób walki z komunistyczną władzą. - Widząc, że nie mamy szansy na zwycięstwo postanowiłem jako szef strajku zaoszczędzić tych ludzi i nie wpychać ich w walkę z góry przegraną. I dlatego rzeczywiście hamowałem głupie ataki czy wychodzenie na ulicę, bo byłem przeciwnikiem bijatyk i przegrywania. Mogłem postąpić tak jak w powstaniu warszawskim - wykrwawić naród, ale ja lubię zwyciężać, a nie mordować swoich ludzi (..) W związku z tym postanowiłem, że będę rozmawiał. Będę - możecie nawet powiedzieć - współpracował - ale nie zasadzie zdrady, poddania się, opowiedzenia się po stronie komunistów - podkreślił Wałęsa.
Pytany o dalsze kroki ws. oskarżeń o agenturalną przeszłość, Wałęsa odpowiedział: "Będę wyszydzał bohatera Zybertowicza, wyszydzał Cenckiewicza, speca od papierów, który nawet nie wie, jak powstały teczki Kiszczaka (...) Żaden ten tekst (badany przez grafologów) nie jest moim tekstem. Nigdy nie byłem po tamtej stronie".
Tłumaczył, że został wezwany na przesłuchanie po tym, jak służby specjalnie dowiedziały się, że nie odpowiedział wraz z innymi robotnikami "pomożemy" na wezwanie I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka podczas jego wizyty w Stoczni Gdańskiej. - Na filmach złapali mnie, że nie krzyczę. I na komendzie zaśpiewali mi, że Gierek to Zachód i będzie lepiej, i pytają mnie: "Polska jest w trudnej sytuacji. Czy pan będzie przeszkadzał, czy pan pomoże nam wyjść z tego wszystkiego?". Takie sytuacje są, że nie ma innego wyjścia - dodał.
Zastrzegł, że podpisywał po przesłuchaniu to samo, co inne osoby. - Podpisywałem wszystko to, co inni podpisywali, a więc "sznurówki oddajemy". Jeden tekst był tylko niebezpieczny, że nie powiem nic, co było na przesłuchaniu. To były standardowe papiery dla wszystkich takie same. W tamtym czasie oni byli tak butni, że nie zaproponowali mi współpracy - ja byłem nawet trochę obrażony. Ale oni mieli tak dobrych, mądrych i wykształconych ludzi, że robotnik taki jak ja nie był im potrzebny (...) Ja chciałem ich nawracać i dlatego rozmowy moje były w tym kierunku. Walczyłem bowiem z systemem, a nie z ludźmi - mówił.
Wałęsa opowiadał, jak przebiegało przesłuchanie po jednym z zatrzymań. - Wszystko wyśpiewałem, bo ja nie miałem nic złego - nie biłem się, nie kradłem - ale to nie były donosy. Walczyłem z otwartą przyłbicą, mówiłem co mi się nie podoba, tak byłem bezczelny (...) Mnie nikt nigdy nie złamał i nie złamie - mówił.
REKLAMA
Kategorycznie zaprzeczył, że brał jakiekolwiek pieniądze od SB. - Nie miałem nic z tym wspólnego, żadnych pieniędzy - podkreślił.
- Były dwie teczki pod nazwą "Bolek": jedna ta legalna - która prowadziła do tego, żeby mnie postawić przed sądem, a finał miał być, że jestem szpiegiem amerykańskim - taki finał proponowała tamta strona - te dokumenty sto procent, 100 tomów zostało zniszczonych w Świeciu. I była druga teczka, którą teraz tu pokazują. Ta teczka to była "nielegalna walka z Wałęsą", a polegało to na tym, że zbierano, podrabiano różne papiery. I - nie mogąc pokonać Wałęsy - próbowano zniechęcić społeczeństwo do Wałęsy jako agenta i donosiciela - powiedział b. prezydent.
Jak dodał, "dopóki ta władza jest, to nie ma sensu z nimi rozmawiać". - Nie wiem, co mi zalecą prawnicy. Ja wykorzystam wszystko, żeby tych ludzi małych, zdrajców ojczyzny, albo głupców - tak ich nazywam - żeby ich doprowadzić do porządku, by nie niszczyli zdobyczy Polski - zaznaczył.
- Mnie ubliżają w wolnej Polsce. Zniszczyli Solidarność przez takie gadki, że zdrajcy byli na czele. Zniszczyli nasz wielki dorobek. I są to albo głupcy i szaleńcy albo zdrajcy i rzeczywiście agenci, którym zależy, żeby zniszczyć polski dorobek - stwierdził Wałęsa.
REKLAMA
Źródło: TVP Info
B. prezydent tłumaczył, że donosy TW "Bolka", analizowane przez grafologów, zostały napisane przez funkcjonariuszy SB na podstawie podsłuchów założonych w miejscach, gdzie przebywali robotnicy. - Te podsłuchy tak przepisane są bardzo podobne do donosów. I te podsłuchy generał Kiszczak wykorzystywał kserami wysyłając je różnym ludziom, w tym pani Walentynowicz. Tak próbowano mnie złamać, zastraszyć, ale nie dałem się złamać, nie dałem się przekupić - dodał.
Następnie - według Wałęsy - treść posłuchów była wykorzystywana podczas przesłuchań w taki sposób, żeby przesłuchiwani zaczęli się wzajemnie podejrzewać o donosicielstwo.
- Doprowadzono nas do takiej sytuacji, że wszyscy się podejrzewaliśmy - ja podejrzewałem wszystkich kolegów, z którymi rozmawiałem, a oni podejrzewali mnie. I do dziś tak się podejrzewamy. Tym sposobem rozwalono w tamtym czasie, w latach 70. naszą solidarność - ocenił.
REKLAMA
- I prawdopodobnie część tych papierów leżało u Kiszczaka, a nasi wielcy bohaterowie z Cenckiewiczem na czele weszli w posiadanie tych informacji i uznali to za donosy, bez wyjaśnienia i sprawdzenia. Uwierzyli Kiszczakowi - przeciwko Wałęsie. To jest tak poniżające, żebym ja się tłumaczył przed SB-ekiem. Jemu uwierzono, a nie mnie? To jest tak skandaliczne, że powinniście się tym zająć - ale nie w obronie Wałęsy, bo ja tego nie potrzebuję - ale, żeby udowodnić prawdę tym małym ludziom, tym tępym ludziom. I kto tu walczył, a kto nie walczył? - mówił b. prezydent.
Wałęsa zachęcał dziennikarzy, aby zbadali, dlaczego w latach 70. ub. wieku był trzykrotnie zwalniany z pracy - w Stoczni Gdańskiej, Zrembie i Elekromontażu. - Sprawdźcie, dlaczego za "moje tchórzostwo i agenturalność" zostałem zwolniony i porównajcie z tym bohaterem z Torunia, który tak się popisuje bohaterstwem i patriotyzmem - dodał.
- A więc bohaterze z Torunia porównaj się ze mną (...) Trzeci mój zakład Elektromontaż. Podobnie - za moją walkę z komunizmem znów zostałem zwolniony z pracy. Macie rok od 1970 do 1980. Chciałbym, żeby ktoś się tym zajął, bo na tym dobrze zarobi, jak napisze prawdę. Żeby porozmawiał z kierownikami i moimi przełożonymi z tamtego czasu. Niektórzy z tych ludzi oceniając mnie za samą pracę nie chcieli mnie zwolnić i wyrzucać i mieli z tego tytułu wiele nieprzyjemności - zapewniał Wałęsa.
mr
REKLAMA
REKLAMA