Ruchy miejskie wystawią kandydata na prezydenta Warszawy? Jan Śpiewak: chcemy odsunąć lobby deweloperskie od władzy

- Chciałbym, aby ktoś przełamał partyjny monopol w stolicy, ale mam świadomość, że będzie to niezwykle trudne zadanie - mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl Jan Śpiewak ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Śródmiejski radny wylicza choroby, z którymi zmaga się dziś Warszawa i dodaje, że ruchy miejskie muszą wystawić kandydata na prezydenta stolicy. Czy będzie nim Jan Śpiewak? 

2017-02-12, 14:00

Ruchy miejskie wystawią kandydata na prezydenta Warszawy? Jan Śpiewak: chcemy odsunąć lobby deweloperskie od władzy

Mafia w białych kołnierzykach, która w pańskiej ocenie od lat działa w Warszawie, w końcu zaczęła się sypać?

Wszystko wskazuje na to, że rozpada się przynajmniej fragment tego układu. Od trzech lat głośno mówimy o tym, że w sprawie stołecznej reprywatyzacji dzieją się nieprawdopodobne rzeczy. Są one szkodliwe dla miasta i krzywdzące dla ludzi. Od 2011 roku, kiedy zamordowano Jolantę Brzeską, nie mam wątpliwości, że w Warszawie działa mafia reprywatyzacyjna. Niestety, psychologiczna siła wyparcia tego tematu od początku była ogromna, dlatego mimo tak głośnych spraw jak morderstwo znanej działaczki społecznej, przez lata udawało się zamiatać go pod dywan. Na szczęście w ostatnim czasie sprawy zaczęły iść w dobrym kierunku.

No właśnie. Niedawno CBA zatrzymało kilka osób w związku z warszawską reprywatyzacją. W tej grupie są między innymi pracownicy stołecznego ratusza, część z nich usłyszała nawet zarzuty. Jaką te osoby mogły odgrywać rolę w mafii o której pan mówi?

Mam wrażenie, że były to bardzo ważne elementy całej układanki. Działalność mafii opierała się na korzystnych decyzjach reprywatyzacyjnych wydawanych w stołecznym ratuszu. Podpisywali się pod nimi konkretni urzędnicy, upoważnieni przez panią prezydent. W sidła CBA wpadły więc drogocenne okazy, ale mam wrażenie, że zatrzymanie grubych ryb, które zaplanowały cały proceder i rozwinęły nad nim parasol ochronny, jest dopiero przed nami.

Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz utrzymuje, że nie wiedziała co się działo, a odpowiedzialność ponoszą urzędnicy, którzy i ją wprowadzili w błąd. Przekonuje pana jej tłumaczenie?

Trudno uwierzyć w to, że nikt z władz miasta nie zdawał sobie sprawy z tego co się wyprawia w związku ze stołeczną reprywatyzacją. Z jednej strony mieliśmy to, na czym skupiają się dziś media, czyli sam fakt wydawania decyzji. Ale oprócz tego były wykonywane również inne podejrzane kroki. Mam na myśli działania umożliwiające komercjalizację tych nieruchomości, wydawanie decyzji budowalnych, remonty, niszczenie zabytków czy zmienianie planów zagospodarowania. Najlepszym przykładem jest Chmielna 70, której reprywatyzacja przyczyniła się do nagłośnienia całej afery. Bardzo ważnym elementem tamtej układanki była zmiana planu zagospodarowania okolic Pałacu Kultury i Nauki. Do 2010 roku przewidywano na tym terenie wysokość zabudowań do 30 metrów. Gdy zmaterializowały się roszczenia do tej działki, to plan został zmieniony. W nowym wysokość zabudowań wzrosła do 230 metrów, co znacznie podniosło wartość całego terenu i fikcyjnego roszczenia. Takich sytuacji jest masa i trudno uwierzyć, aby władze stolicy nic o nich nie wiedziały. Nieakceptowalne są też tłumaczenia liderów PO.

Grzegorz Schetyna mówi, że przypisywanie pani prezydent personalnej odpowiedzialności za aferę reprywatyzacyjną jest „politycznym polowaniem”.

Politycy PO przekonują nas, że Hanna Gronkiewicz-Waltz przez 11 lat była figurantką, która nic nie wiedziała, nic nie umiała. To brzmi absurdalnie. Przecież mówimy o osobie stojącej na czele jednego z najważniejszych urzędów w Polsce, który operuje miliardami złotych. Słowa Grzegorza Schetyny, który mówi, że pani prezydent o niczym nie wiedziała, są bardzo obraźliwe, zarówno dla pani prezydent jak i partii, która wysunęła jej kandydaturę do tego stanowiska.

REKLAMA

Bardzo ucieszyła pana informacja, że prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie przyjęcia korzyści majątkowej przez panią prezydent lub jej zastępcę. Na Twitterze napisał pan, że to prezent na 30 urodziny.

Każdy taki fakt jest dla nas radosny. W ostatnich latach złożyliśmy kilkanaście podobnych zawiadomień i prokuratura nie zawsze decydowała się na wszczęcie śledztwa.

Hanna Gronkiewicz-Waltz twierdzi, że „pana zarzuty wyglądają na chęć przykrycia kompromitacji PiS”.

To jakaś paranoja. Platforma Obywatelska znów gra swoją starą śpiewkę. Zawsze, gdy chcą zamknąć usta przeciwników, to zapisują ich do Prawa i Sprawiedliwości. Patrzę na ręce każdej władzy i wszystkim politykom. Czuję, że takie mam zadanie. Słowa pani prezydent utwierdzają mnie w przekonaniu, że jesteśmy niewygodni, a to dowodzi naszej skuteczności.

Reprywatyzacja to nie jedyna choroba z którą zmaga się dziś stolica. Z jakimi jeszcze problemami będzie musiał się zmierzyć następca Hanny Gronkiewicz-Waltz?

O matko. Długa lista.

Co umieściłby pan na jej czele?

Moim zdaniem największym problemem jest dziś chaos przestrzenny i rozlewania się miasta na przedmieścia. Powstrzymać ten proces miała między innymi ustawa aglomeracyjna, która w założeniach jest słuszna. Do Warszawy wjeżdża codziennie milion samochodów, większość z nich pochodzi z sąsiednich gmin. Dla miasta jest to duży problemem, ponieważ auta zabijają przestrzeń publiczną, tworzą korki, powodują smog. Zaczyna brakować miejsca dla ludzi, bo wszędzie wokół są parkingi. Żadne nowoczesne miasto nie jest w stanie obsłużyć tak wielu samochodów. Warszawa nie jest z gumy i utrzymywanie takiej sytuacji szkodzi miastu.

REKLAMA

Jak proponuje pan rozwiązać ten problem?

Najlepiej zastosować metodę kija i marchewki. Trzeba rozbudowywać komunikację miejską, zwłaszcza transport szynowy i zintegrować go z koleją podmiejską.

Co będzie kijem?

Należy podwyższyć opłaty za parkowanie oraz mandaty dla tych, którzy jej nie uiszczają. Sytuacja, w której kara za brak opłaty parkingowej jest sześciokrotnie niższa od kary za podróżowanie komunikacją miejską bez biletu, zachęca do korzystania z samochodu. Czyja szkodliwość jest większa? Gapowicza, czy człowieka, który parkując za darmo przyczynia się do pogorszenia stanu powietrza? Rachunek ekonomiczny jest jasny. Poza tym komunikacja indywidualna sprzyja centrom handlowym, a szkodzi lokalnym przedsiębiorstwom.

W jaki sposób?

Jest mnóstwo badań, które pokazują, że im większy ruch transportem publicznym, tym większe zyski dla lokalnego handlu. Mniej samochodów to więcej pieszych, który kupują w sklepach na parterach domów. To jest skomplikowany system naczyń połączonych. Miasto musi wspierać drobnych, lokalnych przedsiębiorców, bo płacą oni podatki w naszym mieście. Wielkie centra handlowa wyprowadzają generowane zyski poza Polskę, a poza tym sprzyjają komunikacji indywidualnej, która przyczynia się do zanieczyszczenia środowiska.

Chciałby pan zmusić mieszkańców do jazdy komunikacją miejską, zlikwidować centra handlowe. Jakie restrykcje ma pan jeszcze w zanadrzu? 

Nie proponuję likwidacji centrów handlowych, ale uważam, że należy ograniczyć ich budowę. A co do transportu, to chciałbym, aby ludzie mogli podróżowali do pracy piętnaście minut tramwajem, a nie dwie godziny samochodem. Mieszkańcy, którzy chcą się dziś dostać z Białołęki na Służew muszą przejechać przez całe miasto.

REKLAMA

Duża odległość dzieli te dzielnice.

Czas podróży można jednak znacznie skrócić budując między nimi bezpośrednie połączenia komunikacyjne, zwłaszcza szynowe. Poza tym uważam, że każda dzielnica powinna być w miarę możliwości samowystarczalna. Dziś tak nie jest, bo za pracą czy szkołą trzeba często wyjeżdżać na drugą stronę miasta.

Zaraz, zaraz. Ale jak chce pan sprawić, aby dany mieszkaniec pracował na terenie swojej dzielnicy?

Nie, chodzi o to, żeby racjonalnie projektować przestrzeń przyjazną dla mieszkańców, środowiska i lokalnego biznesu. Sytuacja, w której deweloperzy mogą bezkarnie budować osiedla, bez dostępu do transportu czy sieci infrastruktury jest skrajnie szkodliwa.

Pan to nazywa prywatyzacją zysków i uspołecznieniem kosztów.

Bo tak jest. Oni budują sobie osiedla i maja niewiarygodne zyski, a mieszkańcy otrzymują w zamian astmę, zamiast zieleni przestrzeń wypełnioną miejscami parkingowymi oraz gigantyczne korki. Jedynymi grupami, które korzystają na tej sytuacji są właśnie deweloperzy, producenci samochodów oraz Rosja i kraje arabskie, które sprzedają nam ropę. Osiedla muszą być budowane tam, gdzie jest infrastruktura komunikacyjna i społeczna. Poza tym uważam, że deweloperzy powinni partycypować w kosztach budowy tej infrastruktury.

Z jakimi jeszcze chorobami zmaga się współczesna Warszawa?  

Smog, który wynika w dużej części z problemu o którym już mówiłem. Kolejna kwestia to gospodarowanie nieruchomościami. Władze Warszawy źle zarządzają dziś swoim majątkiem, to dziura bez dna. Dla mnie osobiście bardzo ważne są sprawy decydujące o tożsamości miasta, czyli kwestia ochrony zabytków. W szybkim tempie tracimy pozostałości po starej Warszawie. Problem współczesnej stolicy jest w mojej ocenie również korupcja i brak transparentności w działaniu administracji samorządowej. Brakuje też współpracy z uczelniami. Nie ma wizji budowy konkurencyjności miasta w oparciu o wynalazki i sektor B+R, czyli badania i rozwój. Polskie wynalazki nie są wykorzystywane w naszym kraju. Warszawa powinna się temu przeciwstawić, bo współczesne metropolie rozwijają się w oparciu o nowe technologie.

REKLAMA

W przeszłości był pomysł zbudowania w stolicy parku technologicznego. Uważa pan, że należałoby wrócić do tej inicjatywy?

Dlaczego nie? Mamy świetnych informatyków, niezłe uczelnie techniczne. Trzeba jakoś zachęcić tych młodych ludzi do pozostania w stolicy i budowali tu przemysł oparty na wysokich technologiach. Bez budowy tego sektora przedsiębiorców Warszawa będzie w pułapce średniego rozwoju, czyli w gronie metropolii kategorii B. A ja chciałbym, żeby stolica była jedną z najważniejszych aglomeracji w Europie. Wielkość Polski oraz zamożność Warszawy wskazują, że mamy pełne prawo stawiać takie wymagania.

Sprostać tym wymaganiom będzie musiał następca Hanny Gronkiewicz-Waltz. Pytanie tylko, kto nim zostanie?

Sam jestem tego ciekaw. Nazwiska, które na razie pojawiają się na giełdzie nie są inspirujące. Mam wrażenie, że głównym partiom brakuje mocnych kandydatów. Obecna konkurencja jest słaba, co jest zaskakujące, bo mówimy przecież o wyborach w największym mieście w Polsce.

Może start Janka Śpiewaka podniósłby poziom?

Janek Śpiewak nie składa na razie żadnych deklaracji. Miasto Jest Nasze wie, jeśli chce mieć w radzie miasta swoich przedstawicieli, to musi wystawić własnego kandydata na prezydenta. Mam nadzieję, że taki się znajdzie. Ale jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o tym, kto nim będzie.

Eksperci uważają, że kandydat spoza układu partyjnego nie ma szans na zwycięstwo w stolicy. 

Chciałbym, aby ktoś przełamał partyjny monopol w stolicy, ale mam świadomość, że będzie to niezwykle trudne zadanie. W Warszawie uprawnionych do głosowania jest ponad milion osób. Przy ograniczonych środkach na kampanię kandydatowi pozapartyjnemu, który zazwyczaj jest mniej rozpoznawalny, trudno będzie dotrzeć do tej grupy wyborców.  Stolica to ogromne miasto z bardzo różnymi problemami. Sprawy, które są istotne dla mieszkańców Pragi Północ, nie mają znaczenia dla osób mieszkających w Białołęce i na odwrót.

REKLAMA

Z jeszcze innymi problemami borykają się mieszkańcy Wołomina czy Piaseczna, a niewykluczone, że oni też będą wybierać prezydenta Warszawy. 

Jeśli oni będą mogli głosować, to kandydat społeczny w ogóle nie ma szans. W obecnych granicach miasta z logistycznego punktu widzenia trudno będzie mu zdobyć rozpoznawalność. Gdyby jeszcze musiał walczyć o głosy mieszkańców sąsiednich gmin, to jego misja staje się niewykonalna.

Skoro ruchy miejski chcą mieć kandydata, który będzie się liczył, to powinny postawić na osobę rozpoznawalną. Jedyną rozpoznawalną osobą w ich szereg jest mój rozmówca. Namawiają pana do startu?

Takie głosy ze strony przedstawicieli ruchów miejskich rzeczywiście się pojawiają. Najczęściej o start pytają mnie jednak dziennikarze. Nie wiem, czy odbierać to jako dobrą wróżbę.

Co odpowiada pan kolegom, którzy zachęcają do startu?

Jest za wcześnie na podjęcie decyzji. Dużo zależeć będzie od tego, jakich kandydatów wystawiają główne partie. Czy będą to osoby potrafiące zainspirować warszawiaków, czy ludzie którzy dostarczą nam partyjnej młócki. Jeśli wystawieni zostaną ci drudzy, to wtedy stworzy się przestrzeń dla kandydata ruchów miejskich.

Jak ocenia pan szanse kandydatów największych partii? Zacznijmy od PO.  

REKLAMA

Mam wrażenie, że ludzie są już zmęczeni rządami Platformy, mimo iż partia ta wielu osobom kojarzy się z rozwojem miasta i pieniędzmi europejskimi. Zauważmy jednak, że PO włada stolicą od połowy lat 90., z krótką przerwą na Lecha Kaczyńskiego. W przeszłości jej ludzie rządzili miastem pod szyldami Unii Wolności. Marcina Święcicki czy Paweł Piskorski to osoby, które są lub były związane z PO. Układ ten od ponad 20 lat włada miastem i ponosi za nie pełną odpowiedzialność. 

PiS?

Nie sądzę, aby partia ta mogła wygrać w samorządzie zdominowanym przez liberalny elektorat. Dużych szans nie daję też Nowoczesnej, widzimy, że ugrupowanie to słabnie w sondażach.

Nie wierzy pan w szanse kandydata ruchów miejskich, nie wróży sukcesu przedstawicielom poszczególnych partii. Ktoś jednak te wybory musi wygrać. Może PiS i ruchy miejskie powinny wystawić wspólnego kandydata? Skoro PO przedstawia pana jako sojusznika Prawa i Sprawiedliwości, a partia ta nie ma dziś poważnego kandydata, to może powinniście połączyć siły i dać jej pańską twarz?

Nie, to niemożliwe. Zbyt wiele spraw różni mnie z PiS-em.

Na przykład?

Nie chcę pomnika smoleńskiego przed Pałacem Prezydenckim. To miejsce wykonawcze władzy państwowej, a nie wspominania zmarłych. O jakiejś formie pomnika można rozmawiać na Krakowskim Przedmieściu, ale nie przed pałacem. Różni nas też kwestia komunikacji miejskiej. Jacek Sasin w kampanii wyborczej akcentował budowę nowych dróg od centrum miasta.

REKLAMA

Ostatnio z nim rozmawiałem. Mówił, że należy zachęcać mieszkańców sąsiednich gmin do korzystania z komunikacji miejskiej, bo dziś wielu z nich tworzy w stolicy korki, blokuje miejsca i przyczynia się do zanieczyszczania powietrza. Brzmi jak pan. Ma też konkretną zachęta dla tych, którzy przesiądą się do komunikacji miejskiej w postaci bezpłatnych przejazdów.

Cieszę się, że nasze słowa docierają do polityków. Ale z pomysłem bezpłatnej komunikacji akurat się nie zgadzam. Uważam, że za takie usługi trzeba płacić, to racjonalizuje ich wykorzystanie, w dodatku człowiek czuje, że może wymagać. Dobra komunikacja powinna więc być płatna, ale jednocześnie dostępna cenowo. 

A wracając do różnic z PiS?

Jestem zaniepokojony tym, co rządząca partia robi w skali całego kraju. Nie podoba mi sytuacja w sądach, ale niszczenie Trybunału Konstytucyjnego, czego dopuściło się Prawa i Sprawiedliwość, uważam za skandaliczne. PiS nie mając większości konstytucyjnej uzurpuje sobie prawo do zmiany ustroju. Obawiam się, że do podobnej sytuacji mogłoby dojść w Warszawie, gdyby partia Jarosława Kaczyńskiego wygrałaby tu wybory.

Mówił pan, że chcecie w najbliższych wyborach zdobyć mandaty w radzie miasta. Gdyby pojawiła się szansa na wejście do koalicji rządzącej, to skorzystacie z tej propozycji?

Wejście do koalicji rządzącej miastem jest naszym celem. W tym momencie nie wyobrażam sobie jednak, abyśmy mogli zawrzeć ją z PiS-em.

A z PO?

Też nie za bardzo.

REKLAMA

Trudno będzie wam wejść do koalicji rządzącej miastem, gdy nie wyobrażacie sobie współpracy z dwiema największymi partiami.

Na pewno będziemy musieli iść na jakieś kompromisy. Najpierw jednak niech wypowiedzą się mieszkańcy i zdecydują, kto ma największe poparcie. Osoba, która zostanie prezydentem będzie miała ogromny mandat, a my zaakceptujemy ten wybór. Nie chce dziś wykluczać współpracy zarówno z PO, jak PiS, ale obecnie po prostu trudno mi ją sobie wyobrazić. Po wyborach będziemy mieli jednak świadomość, że jedna z tych partii została przez mieszkańców upoważniona do decydowania o kierunku rozwoju miasta. W takiej sytuacji będziemy gotowi wejść w koalicję z każdym, ale oczywiście pod pewnymi warunkami.

Czego będziecie chcieli w zamian za swoje głosy?

Realizacji naszego programu.

Zwycięski kandydat będzie chciał realizować własny program.

No tak, ale słyszymy, że na przykład pan Sasin przejmuje hasła ruchów miejskich, Platforma też się skłania w tym kierunku w związku z tym mamy pole do wspólnej pracy na rzecz stolicy. Wydaje mi się, że nikt poza nami nie dysponuje świeżym programem dla Warszawy. Problem polega na tym, że nasz ruch narusza status quo, co budzi sprzeciw wielu środowisk. Warszawą rządzą dziś deweloperzy. Zarzut ten odnosi się również do dzielnic, w których władzę sprawuje PiS. Oni są ponadpartyjni i mają największy wpływ na to, co dzieje się w mieście. My chcemy odsunąć lobby deweloperskie od władzy. Grupa ta jest istotna dla rozwoju miasta, ale nie może być tak, że ogon macha psem. Z tego biorą się problemy, o których wspominałem. Dziś wszyscy robią dobrze deweloperom, a nie ma komu zatroszczyć się o mieszkańców. Chciałbym zmienić tę sytuację.

- rozmawiał Michał Fabisiak, PolskieRadio.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej