Katastrofa smoleńska. "Trudno mówić o dobrej woli ze strony Rosji"
10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku w katastrofie Tu-154M zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka. Siedem lat później postępowania badające przyczyny tego zdarzenia wciąż nie zostały zakończone.
2017-04-07, 18:43
PolskieRadio.pl : W czasie marcowej miesięcznicy smoleńskiej prezes PiS Jarosław Kaczyński mówił, że ujawnienie prawdy o Smoleńsku jest już bliskie. W tej chwili toczą się trzy dochodzenia w sprawie tragedii: rosyjskiej prokuratury, polskiej i specjalnej komisji powołanej przez MON. Na jakim etapie są poszczególne śledztwa? Co o nich wiemy?
Grzegorz Wierzchołowski: Jeśli chodzi o postępowanie rosyjskie, to niewiele możemy powiedzieć, bo Rosjanie nie ujawniają na jakim etapie jest ich śledztwo. Można podejrzewać, że będzie przeciągane tylko po to, żeby nie przekazać stronie polskiej kluczowych dowodów, takich jak rejestratory lotów i wrak. W związku z tym, na zakończenie rosyjskiego postepowania będziemy musieli zaczekać przynajmniej kilka lat.
Jeśli chodzi o postępowanie polskie, to tutaj śledczy też wypowiadają się dość powściągliwie dlatego trudno przewidzieć, czy śledztwo będzie przedłużone o rok lub dwa. Na razie trwają ekshumacje. Do czasu, gdy biegli nie przedstawią ostatecznych wniosków, nie należy spodziewać się generalnych oświadczeń ze strony polskich prokuratorów.
Powiązany Artykuł

Antoni Macierewicz: wkrótce poznamy ustalenia podkomisji smoleńskiej
Jeśli chodzi o postępowanie państwowej komisji lotniczej, to tutaj wiadomo najwięcej. Komisja parokrotnie przedstawiała swój stan wiedzy. Z jej ustaleń wynika, że najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy smoleńskiej była ingerencja osób trzecich i eksplozja. Trudno teraz jednak powiedzieć, kiedy te ustalenia zostaną zawarte w raporcie i czy w ogóle on powstanie.
Na jakich dowodach opiera swoje twierdzenia komisja MON?
- Przede wszystkim na odczytach z komputera pokładowego i danych zawartych w urządzeniach elektronicznych, które zostały oddane do analizy m.in. do instytutów zagranicznych np. w USA. Wynika z nich, że np. komputer pokładowy przestał działać, gdy samolot znajdował się kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Trudno przypuszczać, żeby do zniszczenia samolotu doprowadziło zderzenie z glebą.
REKLAMA
Komisja monowska opiera swoje ustalenia także na analizie rozpadu szczątków - było ich ok. 60 tysięcy – a także na analizach niezależnych naukowców, choćby prof. Obrębskiego z Politechniki Warszawskiej, który badając sposób rozpadu i zniszczeń ustalił, że najbardziej prawdopodobną przyczyną było ciśnienie wewnętrzne, czyli eksplozja, która doprowadziła do rozerwania samolotu.
Dlaczego te ustalenia są tak odmienne od wniosków z raportów komisji Millera i MAK?
- Komisja Millera swoje ustalenia opierała przede wszystkim na tym, co przekazali jej Rosjanie oraz na tym, co znajdowało się w raporcie MAK. Większość zdjęć w komisji Millera została wykonania przez rosyjskiego fotoedytora, który w swojej książce bardzo bronił generał Tatiany Anodiny i MAK.
Komisja monowska przyjęła trochę inną metodologię i postanowiła skupić się na analizie tego co mamy – ocenie szczątków i krytycznej analizie danych z rejestratorów lotów, czyli nie na kopiach dostarczonych przez Rosjan, a na danych z urządzeń pokładowych – komputera pokładowego – który mógł być zbadany przez Amerykanów.
Powiązany Artykuł

Tragedia smoleńska
Dlatego uważam, że ten materiał dowodowy jest nieco bardziej wiarygodny niż ten, na którym opierała się komisja Millera. Poza tym, ta komisja posuwała się za daleko, choćby przypisując jeden z głosów w kabinie pilotów generałowi Błasikowi. Później okazało się, że nie miało to żadnego uzasadnienia i żadne ciało, chociażby Instytut Ekspertyz Sadowych nie zgodził się z taką identyfikacją. Sama komisja Millera, potem nie potrafiła potwierdzić kto za te identyfikację ponosi odpowiedzialność.
REKLAMA
Część społeczeństwa nie akceptuje raportu Millera, bo jest w nim zbyt dużo rozbieżności i sprzeczności, a także dlatego, że ten materiał dowodowy nie był wiarygodny. Przykładem jest fakt, że istnieje co najmniej pięć kopii zapisu z kabiny pilotów. Różnią się długością nagrania, ale w nagraniach są także różne odstępy pomiędzy wypowiadanymi kwestiami. Te same wypowiedzi, na różnych kopiach padają w różnych odstępach czasowych, czyli przynajmniej cztery z pięciu kopii musiały być w jakiś sposób zmanipulowane. Nie wiemy jednak które. Komisja Millera także nie potrafiła stwierdzić, na której kopii się opiera i na ile sprawdziła wiarygodność zapisów dostarczonych przez Rosjan.
I tu wracamy do problemu wiarygodności strony rosyjskiej i jej chęci do współpracy. Polska ma ogromne problemy z odebraniem wraku samolotu. Rosjanie konsekwentnie odmawiają jego wydania rozgrywając sprawę politycznie. Czy możliwe jest zakończenie dochodzenia polskiej prokuratury bez sprowadzenia szczątków tupolewa?
- Wrak jest kluczowym dowodem w tego typu badaniu, tak jak oryginalne, czarne skrzynki. Prokuratura ma tu nie lada kłopot, bo jeśli zakończy postępowanie bez zbadania tych dowodów, to narazi się na zarzut, że formułuje tezy nie zapoznawszy się z całością możliwego, dostępnego materiału. Jeśli zaś będzie przedłużać śledztwo w nieskończoność – tak jak będzie dyktowała Rosja – to padną zarzuty, że prokuratura jest bezczynna, nic nie robi.
Prokuratorzy będą musieli znaleźć jakieś pośrednie wyjście i oprzeć się na dostępnym materiale dowodowym, czyli np. na szczątkach z miejsca katastrofy, które zostały przewiezione do Polski, na eksperymentach z użyciem modelu odwzorowującego wrak i na krytycznej analizie, albo kopii czarnych skrzynek, albo zapisów z rejestratorów takich jak komputer pokładowy. Na koniec, prokuratura będzie musiała przedstawić społeczeństwu, w wiarygodny sposób, wnioski z badania tak ograniczonego materiału.
Patrząc na problemy we współpracy z Rosjanami nasuwa się pytanie czy strona polska wybrała właściwą ścieżkę postępowania po rozbiciu się tupolewa?
- Od samego początku Donald Tusk zapewniał, że oparcie na konwencji chicagowskiej jest najlepszym rozwiązaniem jeśli chodzi o polsko-rosyjskie badanie przyczyny katastrofy. Dziś widzimy, że to rozwiązanie było fatalne. Po pierwsze, konwencja chicagowska dotyczyła lotnictwa cywilnego, a w tym wypadku mieliśmy do czynienia z lotem wojskowym, a po drugie, wspólne działanie polsko-rosyjskie, które miało być fundamentem śledztwa, w ogóle nie istnieje. Rosjanie nie przekazują nam żadnych dowodów, a także uniemożliwiają przesłuchanie podstawowych świadków. Nie był przesłuchany chociażby generał Władimir Benediktow, który jak wiemy ze stenogramów, kierował z Moskwy operacją naprowadzania samolotu. Rosjanie wielokrotnie mataczyli, niszczyli wrak, zmieniali protokoły przesłuchania kontrolerów lotu. Trudno więc tu mówić nie tylko o jakiejkolwiek współpracy, jak i dobrej woli ze strony Rosji.
REKLAMA
Widzimy, że wybór konwencji był zły. Należało się oprzeć na innym rozwiązaniu prawnym, a przede wszystkim, w pierwszych dniach, kiedy oczy świata były zwrócone na Warszawę i Smoleńsk, należało spróbować uzyskać od Rosjan jak najwięcej, to znaczy postawić sprawę jasno – albo komisja międzynarodowa, albo nie wchodzimy w żadne, wspólne polsko-rosyjskie badania. Wiadomo było, że tak to się skończy, że Rosjanie są stroną silniejszą, katastrofa wydarzyła się na ich terenie, dlatego to oni będą dyktować warunki. Zabrakło tutaj, w najlepszym przypadku wyobraźni, a w najgorszym – dobrej woli ze strony ówczesnego rządu polskiego.
Rosyjska strona popełniła błędy w identyfikacji ofiar. Polska prokuratura dowiodła, że były przypadki zamiany szczątków. Czy trwające ekshumacje mają służyć wyjaśnieniu wyłącznie tej kwestii?
- Celem ekshumacji, przede wszystkim jest naprawienie zaniechań ze strony polskiej prokuratury wojskowej, która od razu po katastrofie powinna dokonać własnych obdukcji. Rosjanie przeprowadzili sekcje w sposób nie tylko urągający ogólnoludzkim zasadom - zwłoki były chowane w niechlujny sposób, zawinięte szmatami, z narzędziami chirurgicznymi. Były też błędy przy identyfikacji, ale także identyfikacje zostały przeprowadzone niezgodnie ze sztuką. W przypadku np. posła Wassermana, opisano w protokołach narządy, które miał wycięte podczas wcześniejszych operacji. W związku z tym, te sekcje są niewiarygodne i dlatego pierwszym krokiem – już w kwietniu i maju – powinno być przeprowadzenie sekcji zwłok przez polskich specjalistów.
Powiązany Artykuł

Ekshumowano ciało kolejnej ofiary katastrofy smoleńskiej
Teraz prokuratura próbuje te błędy poprzedników naprawiać. Oczywiście, dużo lepiej byłoby gdyby te identyfikacje były przeprowadzone wcześniej, bo ciała uległy rozkładowi i pewnych rzeczy nie da się już stwierdzić. Jest to ostatnia chwila na to, by spróbować poprzez te sekcje, przybliżyć się do prawdy o przyczynach śmierci. Jak wiadomo, Rosjanie stwierdzali u wszystkich obrażenia wielonarządowe, a sekcje, które są teraz przeprowadzane mają za zadanie te stwierdzenia zweryfikować.
Przed sądem toczy się proces m.in. byłego szefa KPRM Tomasz Arabskiego w związku z zarzutem w sprawie niedopełnienia obowiązków przy organizacji lotu do Smoleńska. Proces odbywa się z oskarżenia w trybie prywatnym przez rodziny ofiar katastrofy. Na jakim jest etapie?
REKLAMA
Trudno mi wypowiadać się kiedy i jak ten proces się zakończy, ale oskarżyciele mają po swojej stronie dość mocne argumenty. Przypominam, że Tomasz Arabski był nie tylko szefem kancelarii premiera Tuska, ale według prawa, był koordynatorem lotu. W czasie koordynacji i organizacji tego lotu popełniono podstawowe błędy m.in. nie wyznaczono lotnisk zapasowych na wypadek gdyby w Smoleńsku nie było warunków do lądowania. To obciąża koordynatora. Jeśli obrona Tomasza Arabskiego nie wykaże, że ówczesny szef KPRM działał w dobrej wierze lub, że nie obciążają go zaniedbania, wtedy uniknie odpowiedzialności, ale jeśli to się nie uda, to oskarżyciele mają dużo argumentów…
Mówiąc o ewentualnej odpowiedzialności Kancelarii Premiera nie sposób nie zapytać o techniczną stronę przygotowań lotu. Czy samolot był skontrolowany pod kątem pirotechnicznym, czy sprawdzono gotowość lotniska Siewiernyj do przyjęcia polskiej maszyny, czy postępowanie BOR było prawidłowe? Co wiemy o tym dzisiaj?
Na pewno trzeba zbadać wszystkie sytuacje, jakie miały miejsce przed katastrofą. Ciekawa jest np. sprawa sprawdzenia lotniska, którego miał dokonać Mariusz Handzlik z kancelarii prezydenta. 16 marca 2010 roku wystosował pismo do MSZ prosząc o pomoc w przeprowadzeniu wizyty w Rosji. Tego samego dnia otrzymał odpowiedź, że zrealizowanie spotkań planowanych przez Handzlika a dotyczących stanu lotniska nie jest możliwe, bo na miejscu jest Tomasz Arabski. Tymczasem Tomasz Arabski wcale nie zajmował się przygotowaniem wizyty tylko prowadził dość zagadkowe rozmowy w moskiewskich restauracjach z przedstawicielami administracji Władimira Putina. Dlatego właśnie sąd i prokuratura powinny dokładnie zbadać, jaki wpływ miały działania Tomasza Arabskiego na stan przygotowań wizyty.
Szef MON Antoni Macierewicz złożył zawiadomienia do prokuratury wykazując zaniedbania Donalda Tuska. Jakiego rodzaju zarzuty stawia byłemu premierowi?
Ówczesne MON zleciło wykonanie remontu samolotu TU 154M spółkom i zakładom powiązanym z rosyjskimi służbami specjalnymi. Silniki samolotu remontowały zakłady Saturn, kontrolowane przez byłego oficera KGB Siergieja Czemiezowa, bliskiego przyjaciela Władimira Putina. Sprawę pogarsza fakt, że przy remoncie nie było żadnych przedstawicieli polskich służb kontrwywiadowczych, w związku z tym odbywał się poza polskim nadzorem. Sam sposób wykonywania przetargu także budzi wiele kontrowersji, bo dokumenty wskazują na to, że spółki, które zwyciężyły znały wynik postepowania przed rozstrzygnięciem. Tego dotyczy pierwsze zawiadomienie złożone do prokuratury.
Powiązany Artykuł

Prokuratura: trafiło do nas zawiadomienie szefa MON ws. zdrady dyplomatycznej
Jeśli chodzi o zawiadomienie dotyczące zdrady dyplomatycznej – tutaj MON wymienia kilka przypadków obciążających byłego premiera, choćby zgodę na zastosowanie badania katastrofy smoleńskiej na podstawie wspomnianego już załącznika nr 13 konwencji chicagowskiej. To zdaniem Macierewicza, uniemożliwiło udział strony polskiej w badaniu przyczyn katastrofy, a także nie miało zastosowania do lotu wojskowego.
REKLAMA
Szef MON twierdzi też, że Donald Tusk nie zagwarantował odpowiedniego udziału strony polskiej we wszystkich czynnościach badawczych na miejscu katastrofy. To stwierdzenie akurat jest prawdziwe, bo faktycznie wiemy, że rola przedstawicieli Polski na wrakowisku ograniczyła się tylko do pobieżnych oględzin. Nasi eksperci nie mogli zbadać poszczególnych części i elementów samolotu w warunkach laboratoryjnych tylko mogli się przechadzać na miejscu katastrofy i robić fotografie.
Jeden z zarzutów dotyczy także tego, że Donald Tusk nie podjął odpowiednich czynności, które mogłyby zapewnić stronie polskiej zwrot wraku i rejestratorów. W ten sposób Donald Tusk miał działać na szkodę państwa.
Grzegorz Wierzchołowski jest dziennikarzem "Niezależna.pl"
REKLAMA