Śledztwo ws. przyczyn katastrofy. "Trzeba uzbroić się w cierpliwość"

To, na co najmocniej należy zwrócić uwagę, to wreszcie umiędzynarodowienie śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej - mówi portalowi polskieradio.pl Marek Pyza - dziennikarz, który w 2010 był w Smoleńsku i od tamtego czasu uważnie śledzi postępy w wyjaśnianiu katastrofy. 

2017-04-07, 18:33

Śledztwo ws. przyczyn katastrofy. "Trzeba uzbroić się w cierpliwość"

Prokuratura przeprowadza kolejne ekshumacje, sprawę bada powołana przez MON podkomisja smoleńska, a przed Sądem Okręgowym w Warszawie toczy się proces ws. organizacji feralnego lotu. Czy po 7 latach od katastrofy, biorąc pod uwagę obecne zaangażowanie badających ją instytucji i intensywności prac, jesteśmy w końcu blisko poznania całej prawdy o tamtym wydarzeniu?

Wciąż jest daleko. Ci, którzy myśleli, że po zmianie władzy nowa komisja czy nowy zespół prokuratorów szybko rozwiążą sprawę – oczywiście się mylili. Nie można było robić takiego założenia. Trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Te nowe instytucje musiały zmierzyć się z ogromem materiału - zespół kierowany przez prokuratora Marka Pasionka otrzymał we wszystkich śledztwach ok. 2000 tomów akt. Musiał się z nimi zapoznać, rozeznać co w nich jest, a trzeba pamiętać, że panował w nich nieprawdopodobny chaos. Na to potrzeba było kilku miesięcy, dopiero gdzieś po pół roku prokuratura zaczęła pracować konkretnie. Wtedy dopiero zaczął wykluwać się plan śledztwa, którego efekty możemy już oglądać.

Prokuratura Krajowa przejęła śledztwo od wojskowej w kwietniu 2016 r. Co udało jej się w tym czasie osiągnąć?

Z ostatniej konferencji prokuratorów najbardziej przebiła się informacja o zmianie w zarzutach, jakie śledczy chcą postawić rosyjskim kontrolerom: dwóm z nich umyślnego doprowadzenia do katastrofy, a ich przełożonemu – pomocnictwa w tym przestępstwie. Naturalnie trudno oczekiwać, by strona rosyjska z otwartymi ramionami je przyjęła i polską prośbę wypełniła. Rosjanie od początku w sprawie mataczą i będą chronić swoich ludzi przed odpowiedzialnością karną. Jednak prokuratorzy musieli postanowienie o zarzutach wydać i wysłać je do Federacji Rosyjskiej. Obligował ich do tego materiał dowodowy, a zwłaszcza – jak usłyszeliśmy na konferencji – bardziej szczegółowa analiza nagrania z głosowego rejestratora. Z moich informacji wynika, że zlecono ją Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i to właśnie ekspertyza ABW, dzięki m.in. zastosowaniu dokładniejszych metod odszumiania dźwięku pozwoliła rozszerzyć zarzuty dla Pawła Plusnina i Wiktora Ryżenki oraz postawić je Nikołajowi Krasnokutskiemu.

"

Marek Pyza Rosjanie od początku w sprawie mataczą i będą chronić swoich ludzi przed odpowiedzialnością karną

Natomiast to, na co najmocniej należy zwrócić uwagę, to wreszcie umiędzynarodowienie tego śledztwa. Przez wiele lat tylko słyszeliśmy o takiej potrzebie, ale ciągle były to tylko słowa. Teraz to się faktycznie dzieje. Prokuratura działa tu w trzech obszarach.

REKLAMA

Pierwszy to powołanie zespołu ekspertów z zakresu medycyny sądowej do przeprowadzenia badań sądowo-medycznych po ekshumacjach. To światowa ekstraklasa - eksperci m.in. z Portugalii, Szwajcarii czy Danii, którzy mają gigantyczne doświadczenie i na co dzień pracują w najlepszych europejskich jednostkach naukowych zajmujących się medycyną sądowa.

Druga płaszczyzna to współpraca z czterema zagranicznymi laboratoriami kryminalistycznymi i to jest rzecz która na świecie precedensu jeszcze nie miała. W smoleńskim postępowaniu pomagają: Laboratorium Badań Materiałów Wybuchowych dla Celów Sądowych w Laboratorium Naukowo-Technicznym Ministerstwa Obrony Wielkiej Brytanii - badało m.in. szczątki samolotu wysadzonego przez terrorystów w 1988 roku nad Lockerbie, wyjaśniało okoliczności zamachu na Bali w 2002 roku oraz w londyńskim autobusie i metrze w 2005 roku, włoskie Laboratorium Kryminalistyczne Korpusu Karabinierów - przez dekady zajmowało się zamachami mafii, Instytut Nauk Sądowych Irlandii Północnej - ma na koncie badanie dziesiątek zamachów autorstwa IRA i Laboratorium Kryminalistyczne Policji Naukowej Hiszpanii - uczestniczyło w śledztwie po zamachach Al-Kaidy w Madrycie w 2004 roku i wyjaśniało liczne ataki ETA. Zaangażowanie takich jednostek to duży powód do dumy dla prokuratury. To instytucje z gigantycznym doświadczeniem, z kilkudziesięcioma latami tradycji w badaniu śladów materiałów wybuchowych.

Te cztery instytucje wypracowały już wspólne procedury i przystępują do kluczowych badań, żeby pomóc odrzucić bądź potwierdzić tę najbardziej nurtującą wszystkich kwestię: czy był wybuch na pokładzie tupolewa czy nie. Ich badania pozwolą odpowiedzieć na to podstawowe pytanie, a w konsekwencji pokierować śledztwem w odpowiednią stronę.

Trzecia ścieżka umiędzynarodowienia to powołanie zespołu biegłych – zdaje się nie tylko z Europy, ale całego świata – do wydania interdyscyplinarnej ekspertyzy opinii naukowej. Podejrzewam, że gdy zespół się uformuje, to za kilkanaście miesięcy będziemy wreszcie mieli opinię na temat bardzo szerokich przyczyn katastrofy: mechanoskopijną, fizyczną, aerodynamiczną itd.

REKLAMA

Badania na obecność materiałów wybuchowych prowadziło już Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji.

Ja bym powiedział wprost – te badania zostały "skręcone". Uważam, że ludzie, którzy nimi się zajmowali, powinni mieć postawione zarzuty prokuratorskie za utrudnianie śledztwa prokuratury wojskowej. Przyjęli taką metodologię, po której było wiadomo, że nic nie wykryją. Jedna z czterech metod badawczych - jak sami później dowiedli na wykładzie, na którym miałem przyjemność być – nie wykrywała poszukiwanych materiałów wybuchowych. Wcześniej twierdzili, że jeśli każda z tych czterech metod wykaże obecność materiału wybuchowego, to tylko wtedy potwierdzą, że on tam był. A więc było to niemożliwe przy takim założeniu metodologicznym.

"

Marek Pyza Prokuratura sięgnęła po pomoc z najlepszych miejsc, z których mogła

Te badania należało powtórzyć. Dobrze że odbędą się za granicą, gdzie nie będzie żadnych wątpliwości co do ich wiarygodności. Prokuratura sięgnęła po pomoc z najlepszych miejsc, z których mogła. To na pewno trzeba jej zaliczyć na plus.

Już przy badaniach CLKP podnoszono, że są przeprowadzane dopiero dwa lata po katastrofie i trudno może być cokolwiek stwierdzić. Czy teraz, po kolejnych pięciu latach, nie jest już na to po prostu za późno?

Nauka idzie do przodu. Metody, jakimi dziś będą pracowały laboratoria w Madrycie czy w Belfaście, są już nieco inne niż te, które stosowało CLKP. Poza tym będą badane wszystkie pozostające w polskiej dyspozycji próbki – zarówno te, które są pobierane teraz w czasie sekcji zwłok po ekshumacjach ciał ofiar, jak i te pobrane po ekshumacjach prowadzonych przez prokuraturę wojskową, ale przede wszystkim pobrane w 2013 roku przez biegłych prokuratury w Smoleńsku.

O ile te pobierane z wraku, który leżał pod gołym niebem rzeczywiście mogły już jakieś ślady utracić, to na elementach samolotu zrzuconych w szopie w Smoleńsku, które były osłonięte od działania warunków atmosferycznych, wszystkie substancje lepiej się zachowały. To pokazały też badania CLKP.

REKLAMA

Trzeba tu też przypomnieć opinię śp. prof. Krystyny Kamieńskiej-Treli i prof. Sławomira Szymańskiego z Instytutu Chemii Organicznej PAN, którą zlecił pełnomocnik części rodzin mec. Pszczółkowski. Wskazali oni, że w 150 przypadkach próbek - pobranych właśnie ze szczątków zrzuconych w "magazynie" na Siewiernym - badanych przez CLKP interpretacja wyników powinna być zupełnie inna, tzn. że wykryto tam nie ftalany, ale RDX, czyli heksogen – popularny materiał wybuchowy. Wykresy na chromatogramach były charakterystyczne właśnie dla heksogenu.

To koniecznie trzeba zweryfikować. Zbadać duplikaty tych próbek – bo każda z nich była pobrana w dwóch egzemplarzach – i odpowiedzieć na pytanie: kto wtedy miał rację.

Przy ekshumacjach też pojawiały się opinie, że zwłoki będą w fazie późnego rozkładu i niewiele powiedzą. Jednak ten argument chyba już został obalony – w ubiegłym roku stwierdzono zamianę ciał Mariusza Handzlika i Piotra Nurowskiego, a według nieoficjalnych na razie informacji nieprawidłowości wykryto też podczas marcowych ekshumacji. 

To jest obowiązkowa czynność w takim śledztwie. Kodeks postępowania karnego mówi, że jeśli doszło do wypadku za granicą, trzeba przeprowadzić sekcję zwłok ofiar, zwłaszcza jeśli nie jest znana przyczyna dokładna śmierci, a tak jest w tym przypadku.

REKLAMA

Czy sekcje zwłok zostały zrobione w Rosji? W niektórych przypadkach tak, w niektórych nie wiemy, w innych wiemy, że zostały sfałszowane. Dlatego prokuratura ma obowiązek się tego podjąć. Nie podołała temu obowiązkowi prokuratura wojskowa, za co ci prokuratorzy, uważam, powinni mieć postawione zarzuty, z których przed laty wybronił ich sąd wojskowy w Poznaniu.

"

Marek Pyza Rodziny czekają na to, aż wreszcie będą mogły uporać się z pogrzebami

Na ekshumacje czekają też rodziny. Nawet te, które sprzeciwiały się tym czynnościom i to bardzo głośno, zaczynają zmieniać zdanie. Nie mam kontaktu ze wszystkimi rodzinami, ale wiem o co najmniej dwóch takich przypadkach. Gdy okazało się, że ciała Piotra Nurowskiego i Mariusza Handzlika zostały zamienione, one teraz chcą przede wszystkim wiedzieć, czy w przypadku ich bliskiego też do tego nie doszło.

Poza tym rodziny czekają na to, aż wreszcie będą mogły uporać się z pogrzebami. To brzmi nieprawdopodobnie, ale rozmawiałem niedawno z rodziną, która pogrzeb ma teoretycznie zaplanowany za kilka tygodni, ale nie wiadomo czy nie będzie ją czekać kilka dochówków. Okazuje się, że ciało jej bliskiego znajduje się na pewno w kilku grobach. W ilu? Nie wiedzą tego nawet po siedmiu latach!

To, co okazuje się przy okazji tych ekshumacji, to nie tylko zamiana ciał, ale wprost nie mieszczące się w głowie skandaliczne potraktowanie ciał przez Rosjan. Można powiedzieć, że zgarniali ze stołów identyfikacyjnych, sekcyjnych szczątki ofiar do worków "jak leci". Zdarzyło się, że w jednym z grobów znaleziono trzy buty, w innym trzy ręce, w kolejnym dwie ręce, ale dwie lewe, albo męską i żeńską. Żeńska noga znajdowała się w męskim grobie z przywieszką z nazwiskiem tego mężczyzny. To horror, który trzeba uporządkować! Jesteśmy 7 lat po katastrofie, a nie jest nawet możliwe zamknięcie pochówków. Przez szacunek dla tych ludzi i ich rodzin, trzeba to przeprowadzić.

REKLAMA

Trzeba też pamiętać, że ciała ofiar mogą jeszcze sporo powiedzieć. Sekcje przeprowadzone przez prokuraturę wojskową dotyczyły tylko ok. 10 proc. ofiar, a nawet po tylu latach uszkodzenia układu kostnego mogą dużo powiedzieć o mechanizmie zaistnienia katastrofy – w jakiej pozycji ktoś przebywał w chwili dekonstrukcji samolotu. Będziemy mieć odpowiedź na pytanie, czy samolot uderzył w ziemię kołami, czy – jak głosi oficjalna wersja – w pozycji odwróconej, czy też rozpadł się w powietrzu. Do tego dochodzi konieczność pobrania próbek na obecność materiałów wybuchowych i wiele innych badań np. dotyczących drobnych elementów samolotu powbijanych w ciała ofiar.

Sprzeczne informacje docierają do nas z sali sądowej z procesu byłego szefa KPRM Tomasza Arabskiego ws. organizacji lotu do Smoleńska. Jeden ze świadków – były pracownik gabinetu prezydenta – zeznał, że kancelaria nie wiedziała, że lotnisko jest nieczynne. Inny, z tej samej kancelarii, stwierdził, że "to, że lotnisko w Smoleńsku jest nieczynne, istniało w świadomości w momencie przygotowywania wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego".

Myślę, że pamięć świadków nie jest najważniejszym dowodem, zwłaszcza że sięgamy do niej po tylu latach. Lepiej spojrzeć w dokumenty. Zwłaszcza te, które znamy od lat – pisałem o nich chyba już w 2012 roku - dotyczące przygotowania wizyty.  Tam są e-maile, noty dyplomatyczne pomiędzy ambasadą, a MSZ w Warszawie, które mówią, że to lotnisko jest nieczynne, ale Rosjanie specjalnie na kwietniowe uroczystości je uruchomioną. Jeśli to było nieczynne lotnisko, a tylko prowizorycznie uruchamiane, to tam nie wolno było lecieć, jeśli lot miał mieć status HEAD. Instrukcja HEAD zabraniała lądowania na nieczynnych lotniskach.

Generał Marian Janicki, ówczesny szef BOR, podejmując decyzję, że ten samolot tam poleci – a podjął taką decyzję - pytanie, czy na piśmie – złamał instrukcję HEAD i też powinien usłyszeć zarzuty. Tak samo jak kozioł ofiarny w tej sprawie, czyli jego zastępca Paweł Bielawny.

Mnóstwo maili pomiędzy ambasadorem Jerzym Bahrem, jego podwładnymi w ambasadzie, a wiceszefem MSZ Andrzejem Kremerem wysyłanych do ostatnich dni przed wizytami polskich delegacji w Rosji pokazuje, że ta wizyta była kompletnie nieprzygotowana, a lotnisko było nieczynne.

REKLAMA

Dokumenty pokazują też, że rozdzielenie wizyt nastąpiło na wyraźne życzenie strony rosyjskiej. Rosjanie powiedzieli, że ich interesuje tylko jeden wariant - Lecha Kaczyńskiego miało w Katyniu nie być.

Dlaczego Polska na to się zgodziła?

Polski rząd grał na ocieplenie stosunków z Rosjanami, potwornie naiwnie. Donald Tusk chciał być tym premierem, który pokaże, że Rosja jest inna, niż wszystkim się wydaje i to my ją ucywilizujemy, my będziemy przykładem dla świata, mimo że nasza wspólna historia nie implikuje łatwych relacji. I temu wszystko było podporządkowane.

"

Marek Pyza Donald Tusk chciał być tym premierem, który pokaże, że Rosja jest inna

Działanie na szkodę państwa i narażenie na szwank interesu obywateli zarzuca Tuskowi minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Złożył w tej sprawie doniesienie do prokuratury.

Jest nieco dziwne, co zrobił Antoni Macierewicz, który złożył doniesienie o tym, że Donald Tusk dopuścił się zdrady dyplomatycznej. Bo przecież śledztwo w tej sprawie toczy się od roku. Prokuratura – gdy zespół Marka Pasionka przejął śledztwa smoleńskie – wznowiła również to postępowanie. Antoni Macierewicz o tym wie.

Poza tym złożył doniesienie do sekcji wojskowej prokuratury, wiedząc, że to nie ona się tym zajmuje, lecz właśnie zespół Pasionka i do niego to zawiadomienie powinno trafić. Jego losy będą takie, że trafi do materiałów śledztwa, które od dawna się toczy i niewiele w nim zmieni. Chyba że są tam jakieś nowe sensacyjne materiały. Osobiście w to wątpię.

REKLAMA

Antoni Macierewicz zapowiada też, że wkrótce poznamy ustalenia podkomisji smoleńskiej. Wcześniej zelektryzował opinię publiczną informacją o nowych, sensacyjnych taśmach ze Smoleńska. 

Dobrze by było, żeby minister mniej mówił o przełomowych materiałach, a bardziej dopingował podlegającą mu podkomisję do pracy. Jej efekty po roku, niestety, są mizerne. Oczywiście zakładam też, że ciało kierowane przez dr. Berczyńskiego nie chce chwalić się częściowymi ustaleniami, lecz dopiero kiedy będą mieli konkrety, zorganizują konferencję prasową lub wydadzą komunikat. Jednak sygnały, jakie dochodzą z podkomisji każą raczej sądzić, że na wyciągnięcie szczegółowych wniosków potrzeba jeszcze sporo czasu. 

W kwestii taśmy, o której mówił minister: ona nie była ani nowa ani sensacyjna. Doskonale ją znałem od 2010 roku, bo była to tzw. "surówka" nagrywana 10 kwietnia w Smoleńsku tuż po katastrofie. Codziennie przez pół roku na niej pracowałem jako reporter "Wiadomości" TVP.  Nie przyniesie ona żadnego przełomu.  W przeciwieństwie do badań naukowych, które ta komisja ma przeprowadzić.

Na przykład jakich? 

REKLAMA

Co do badań – słyszałem, to nieoficjalna informacja, że już "przedmuchano" model tupolewa w skali 1:40 w tunelu aerodynamicznym na Wojskowej Akademii Technicznej. Jakie są wyniki tego eksperymentu, jeszcze nie wiemy. Komisja planowała zakupić też skrzydło do badań aerodynamicznych, ostatecznie z tego zrezygnowała. Teraz rozważa kupno całego samolotu, aby móc przeprowadzić na nim próby statyczne oraz rozebrać go na części celem poznania dokładnej konstrukcji maszyny. Przed 10 miesiącami zeskanowano drugiego tupolewa, który stoi w Mińsku Mazowieckim, dzięki czemu powstał model komputerowy, na którym prowadzone będą kolejne badania.

Tego jednak ciągle jest mało i nie ma przełomu w tych obszarach, w których można go było się spodziewać. Bardzo dużo słyszeliśmy – i to prawie już rok temu – o nowych, bardzo dokładnych zdjęciach satelitarnych, które dostarczyli Amerykanie. Komisja bardzo długo też pracuje na kopii nagrań z czarnej skrzynki – nie wiemy za bardzo co nowego z nich wynika. Słyszałem, że przed najbliższą rocznicą mamy poznać analizę przelotu iła, który próbował lądować w Smoleńsku przed tupolewem.

Komisja miała jechać do Moskwy, słyszeliśmy o piśmie z zaproszeniem, które przysłała Tatiana Anodina. Szef komisji bardzo entuzjastycznie się wypowiadał o tym pomyśle, chciał odpisywać, jechać, ale ten plan upadł. Z tego co wiem, zapadło takie ustalenie w MON i podkomisji, że dopóki Rosjanie nie będą chcieli z nami faktycznie współpracować, to my tam nie jedziemy. Bo nie ma po co...

Na pomoc Rosji nie można liczyć, ale na miejscu komisji robiłbym wszystko, aby na własne oczy i własnym sprzętem ten wrak zobaczyć i zbadać. Chociażby po to, żeby stwierdzić, czy jest umyty, czy nie ubyło części w porównaniu do zdjęć, które znamy, poddać je analizom metalurgicznym. Uważam, że prokuratura, która ma zamiar tam jechać, robi słusznie. Przygotowuje się do tego od paru miesięcy, ma specjalną aplikację do elektronicznego zinwentaryzowania wraku i jeśli Rosjanie się zgodzą, to oznaczą każdy najdrobniejszy element, który tam znajdą.

REKLAMA

Komisja wydała komunikat, w którym stwierdza, że generała Andrzeja Błasika nie było w kabinie pilotów.

Wątek dotyczący nieobecności generała jest dla mnie od dawna jasny. Sama prokuratura wojskowa to zresztą kiedyś stwierdziła, wydała zdecydowane oświadczenie, uspokoiła wdowę po generale. Właściwie wtedy ta sprawa powinna zostać zamknięta. Wyłącznie z powodów politycznych jeszcze przez lata się ciągnie. Patrząc na to, co robi zespół parlamentarny Marcina Kierwińskiego z PO, to widać, że kwestia generała Błasika będzie wracać. Na jednym z ostatnich posiedzeń tego zespołu, przedstawiono jako rzekomo zawarte w raporcie Millera te słynne słowa "zmieścisz się śmiało", które miał generał wypowiadać do pilota - według Andrzeja Artymowicza, samozwańczego eksperta zatrudnionego przez wojskowych śledczych do analizy nagrania z rejestratora głosowego. Taki fakt po prostu nie miał miejsca.

"

Marek Pyza Wrak jest dowodem, zawsze tym dowodem będzie. I dlatego Rosjanie nie będą chcieli nam go oddać.

Ten szum propagandowy będzie jeszcze wywoływany. Ja bym się nim nie przejmował i czekał na wyniki konkretnych prac w ważniejszych i jeszcze nieodgadnionych kwestiach. 

Jest jeszcze kwestia wraku. Czy w tej chwili wrak może nam coś jeszcze wyjaśnić, czy to już głównie sprawa wizerunkowa?

To nie jest sprawa PR. Wrak jest dowodem, zawsze tym dowodem będzie. I dlatego Rosjanie nie będą chcieli nam go oddać. Tutaj należy pochwalić ministra obrony narodowej za zatrudnienie byłego głównego prokuratura Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze.

To człowiek, który był ładnych kilka lat szefem MTK, jest bardzo rozpoznawalny w świecie prawniczym i ma gigantyczne doświadczenie w bardzo trudnych sprawach międzynarodowych jak ekstradycja Ericha Priebkego, czy sądzenie junty w Argentynie albo watażków afrykańskich. Wynajęcie go do tego, żeby przygotował nam grunt prawny w relacjach z Rosją jest znakomitym ruchem.

REKLAMA

Jak rozumiem, chodzi nie tylko o pomoc przy zwrocie wraku tupolewa – taki jest oficjalny powód zatrudnienia pana Luisa Moreno-Ocampo. Myślę, że on ma szersze zadania, obejmujące bardzo dokładną analizę wszystkich aspektów prawa międzynarodowego w różnych wątkach dotyczących katastrofy. Nawet jeśli jego praca miałaby nam nie pomóc w konkretnym uzyskaniu czegoś od Rosji, czy przy ewentualnej skardze do MTK, którą zapowiadał minister spraw zagranicznych, to jest to genialne zagranie wizerunkowe. Sam fakt, że Moreno-Ocampo się tą sprawą zajmuje, sprawi, że świat się dowie, że coś jest nie tak w sprawie Smoleńska. To jest czytelny sygnał dla świata. Jeśli były główny prokurator MTK po śmierci naszego prezydenta, staje po stronie Polski w sporze z Rosją, to znak, że coś tu brzydko pachnie. Dowie się o tym prasa światowa i elity na Zachodzie.

Rozmawiał Filip Ciszewski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej