"Nigdy nie spotkałem się z nielegalnymi działaniami stron przy reprywatyzacji"

2017-06-26, 17:11

"Nigdy nie spotkałem się z nielegalnymi działaniami stron przy reprywatyzacji"
Były zastępca Biura Gospodarki Nieruchomościami Jerzy Mrygoń zeznaje jako świadek przed komisją weryfikacyjną ds. reprywatyzacji, podczas pierwszej rozprawy komisji. Foto: PAP/Leszek Szymański

Po 8 godzinach obrad komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji w stolicy zakończyła w poniedziałek swą pierwszą rozprawę. Przesłuchano dwóch świadków, trzeci odmówił zeznań, za co został ukarany grzywną. Szef komisji Patryk Jaki zarządził przerwę do 29 czerwca.

Posłuchaj

Krzysztof Śledziewski został zapytany o działania kupca roszczeń, biznesmena Macieja M. (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Przewodniczącym komisji jest powołany przez premier Beatę Szydło wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. W jej skład wchodzą wybrani przez Sejm kandydaci: PiS - Łukasz Kondratko, Jan Mosiński, Paweł Lisiecki i Sebastian Kaleta; PO - Robert Kropiwnicki; Nowoczesnej - Paweł Rabiej; Kukiz'15 - Adam Zieliński i PSL - Bartłomiej Opaliński.

- W sprawie nieruchomości położonej przy ul. Twardej 8 nie stawił się beneficjent kontrolowanej decyzji, który przebywa w areszcie śledczym. Stawili się natomiast jego pełnomocnicy - powiedział Patryk Jaki na rozpoczęciu posiedzenia. - Stwierdzam, że przed komisją weryfikacyjną nie stawił się nikt ze strony miasta stołecznego Warszawa ani Skarbu Państwa - oświadczył przewodniczącym komisji.

Na wezwanie komisji stawili się w charakterze świadków urzędnicy ratusza: Krzysztof Śledziewski, Jerzy Mrygoń (wydał decyzję reprywatyzacyjną dla Macieja M.), Gertruda Jakubczyk-Furman. Nie stawili się pełnomocnicy Edith S. - domniemanej spadkobierczyni, pominiętej w ustalaniu udziału w spadku - Marcin Kosiorkiewicz i Artur Bobrowski.

"Komisja działa wbrew konstytucji"

Powiązany Artykuł

mid-176232591200.jpg
Komisja weryfikacyjna. Prezydent Warszawy: złożyliśmy wniosek do NSA

- Deklarujemy wolę współpracy z komisją weryfikacyjną ds. reprywatyzacji, ale uważamy, że komisja działa wbrew konstytucji i narusza zasadę trójpodziału władzy. Te okoliczności będą w przyszłości czynić wątpliwości co do jej rozstrzygnięć - oświadczył na wstępie poniedziałkowej rozprawy obrońca Macieja M. mec. Marek Gromelski.

Patryk Jaki nie zgodził się z tymi argumentami.

- To pan mecenas miesza porządki prawne. Według naszej wiedzy, według orzecznictwa i doktryny, każda ustawa cieszy się domniemaniem konstytucyjności, dopóki Trybunał Konstytucyjny jej nie zakwestionuje. A komisja zapewniła, że przesłuchani jako strony będą mieli pełne prawa wynikające ze statusu strony - oznajmił.

"To był jedyny przypadek"

Twarda 8/12 (dawny adres Twarda 10) to nieruchomość, z której - w wyniku decyzji reprywatyzacyjnej stołecznego ratusza z 2014 roku na rzecz "handlarza roszczeń" Macieja M. - musiało się przenieść jedno z najlepszych stołecznych gimnazjów.

Maciej M. ma już prokuratorskie zarzuty, m.in. w związku z tą reprywatyzacją, jest aresztowany. Według nieoficjalnych informacji Polskiej Agencji Prasowej, komisja ma go przesłuchać we wrocławskim areszcie we wtorek, wraz z dwoma innymi osobami już aresztowanymi w tej sprawie.

Na pytanie przewodniczącego komisji, czy standardową procedurą było to, że zlikwidowano szkołę przed wydaniem decyzji reprywatyzacyjnej? Pierwszy świadek, były urzędnik ratusza Krzysztof Śledziewski, który był referentem sprawy Twardej 8, odpowiedział: "Nie, to był jedyny przypadek".

- Wedle mojej wiedzy, był to pierwszy i jedyny przypadek, że przed wydaniem decyzji reprywatyzacyjnej Rada m.st. Warszawy podjęła decyzję o tym, żeby szkołę przenieść w inne miejsce, bo o to chodziło - nie o likwidację a o przeniesienie - wskazał.

cc 
Były urzędnik warszawskiego ratusza, referent spraw Krzysztof Śledziewski. Fot. PAP/Leszek Szymański

Zapytany, czy na etapie procedowania kwestii reprywatyzacji tej nieruchomości w Urzędzie m.st. Warszawy nie budziła wątpliwości cena praw i roszczeń do tej nieruchomości, która została ustanowiona na mniej więcej 50 zł za m kw. Podczas, gdy ceny w tej części Warszawy oscylują w okolicy 12 tys. zł z m kw. wyjaśnił, że "wszelkiego rodzaju czynności w postaci zniesienia praw i roszczeń w tej sprawie dokonywanych przez kuratorów spadku aprobował sąd".

- Oczywiście, były wątpliwości, czy te operaty są robione należycie. Natomiast decyzja, co do ewentualnych środków zaskarżenia etc. należała do moich zwierzchników - zaznaczył. Dodał, że nie przypomina sobie, by jego zwierzchnicy mówili, że cena zniesienia praw i roszczeń jest zbyt niska.

- Wydaje mi się, że decyzje odnośnie Twardej nie zapadały na poziomie naczelnika - stwierdził. Dopytany, na jakim poziomie zapadały, odrzekł: co najmniej na poziomie dyrektora biura bądź pani prezydent. - Było robionych szereg różnych informacji, które pan dyrektor - no on wie, gdzie on je zawoził - szereg notatek, szereg map i bądź to radni, bądź zastępca prezydenta, prezydent byli o tej sprawie informowani - wskazał.

- Było bardzo dużo rozmów na temat Twardej. Że roszczenia mają panowie M. Ci panowie, wedle oceny szeregowych pracowników, posiadali dosyć rozliczne kontakty i byli bardzo skuteczni w swoich działaniach - skomentował świadek.

- Maciej M. był dosyć częstym gościem w urzędzie, bardzo często telefonował (...) Gdy sprawy szły po jego myśli to był miły i kulturalny, gdy sprawy, mniej więcej od 2014 roku, zaczęły się mu komplikować był stanowczy, niemiły, potrafił powiedzieć, że jego jest stać, by dać kilkadziesiąt tysięcy, by ukazał się niepochlebny artykuł w prasie, różnie bywało - powiedział.

Były urzędnik warszawskiego ratusza zeznał przed komisją, że w ratuszu działał nieformalny zespół podejmujący decyzje dotyczące reprywatyzacji.

TVP

Zapytany, czy był układ z M. oznajmił: ciężko jest mi powiedzieć, byłem szeregowym pracownikiem. - Gdybym powiedział, że na pewno był układ posunąłbym się za daleko, wedle stanu mojej wiedzy. Na pewno zachowanie M. było inne niż innych stron - stwierdził.

TVP

Według Śledziewskiego to, że wokół reprywatyzacji dzieje się coś złego było wiedzą powszechną. - Wątpliwości budziły reaktywowane spółki. Od 2011 roku urząd korespondował z jednym z organów ścigania na temat tych spółek. Niestety, wedle mojej wiedzy, mimo informowania, że różne dziwne osoby, a w mojej ocenie był to krąg kilkunastu osób, podejmują reaktywację przedwojennych podmiotów ta służba chyba nic nie zrobiła - oświadczył.

- Rozmawialiśmy o tym z przełożonymi, że istnieje kilka grup ludzi, którzy zrobili sobie biznes z reprywatyzacji warszawskiej. To było wypaczenie, bo 90 proc. decyzji było wydawanych dla ludzi - spadkobierców, którzy straci krewnych w Katyniu, byli represjonowani. Natomiast były pewne grupy, które traktowały reprywatyzację biznesowo - stwierdził.

"Skorzystam z prawa do odmowy zeznań"

Drugi świadek, urzędnik Gertruda Jakubczyk-Furman, skorzystała z możliwości złożenia swobodnego oświadczenia, co do okoliczności rozpoznawanej sprawy. - Skorzystam z prawa do odmowy składania zeznań w tej sprawie - powiedziała świadek.

- Sytuacja, w której znajduje się pani Jakubczyk-Furman jest sytuacją specyficzną. Nie jest żadną tajemnicą, że świadkowi przedstawiono zarzut w postępowaniu karnym prowadzonym przez prokuraturę regionalną. Zarzut dotyczy tzw. deliktu urzędniczego, czyli kwestii niedopełnienia obowiązków, względnie przekroczenia uprawnień, przy sprawowaniu wszystkich czynności związanych z procedurą reprywatyzacyjną - wyjaśnił pełnomocnik.

xx 
Była naczelnik w Biurze Gospodarki Nieruchomościami Gertruda Jakubczyk-Furman. Fot. PAP/Leszek Szymański

- Z pytań, które były zadawane, chociażby poprzedniemu świadkowi, wynika jasno, że treść informacji, które chce uzyskać komisja, to są dokładnie te same informacje, które chciałaby uzyskać prokuratura w tym postępowaniu przygotowawczym. Kluczowe dla sprawy jest to, że świadek w tamtym postępowaniu korzysta z przysługującego jej prawa do milczenia - wytłumaczył.

Komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji ukarała 3 tys. zł grzywny Gertrudę Jakubczyk-Furman za odmowę zeznań.

"Decyzja była prawidłowa"

Trzecim świadkiem, który stanął przed komisją jest Jerzy Mrygoń (podpisał decyzję reprywatyzacyjną dla Macieja M.). - W moim przekonaniu decyzja [w sprawie Twardej 8], którą podpisałem była w stanie prawnym, ówczesnym, i stanie faktycznym, znanym organowi, prawidłowa - podkreślił Mrygoń.

Świadek zapytany, czy decyzję w sprawie Twardej podjął samodzielnie, bez nacisków, odrzekł: nie otrzymałem fizycznego polecenia podpisania tej decyzji.

Zapytany, czy standardową procedurą było to, że zlikwidowano szkołę przed wydaniem decyzji reprywatyzacyjnej, odpowiedział, że "zdecydowanie nie".

- Gimnazjum nie zostało zlikwidowane tylko przeniesione. Ta decyzja nie wynikała z kwestii zgłoszonych do tej nieruchomości roszczeń - oznajmił. - Ta decyzja mogła być motywowana również tym, że są roszczenia, ale - jak sądzę - była podyktowana także innymi przesłankami - dodał.

Przewodniczący komisji zwrócił uwagę, że w dokumentach jest jasno powiedziane, że likwidacja szkoły wynika z tego, że pojawiły się roszczenia do nieruchomości.

xx 
Były zastępca Biura Gospodarki Nieruchomościami Jerzy Mrygoń. Fot. PAP/Leszek Szymański

Patryk Jaki pytał świadka o poszukiwania spadkobierców. Mrygoń nie był sobie w stanie przypomnieć szczegółów. - Nie przypominiam sobie, aby w tej sprawie były popełnione jakieś zaniedbania - zaznaczył.

Potwierdził, że w ratuszu istniał zespół koordynujący. - To był szeroko rozumiany zarząd miasta stołecznego Warszawy. W skład wchodziła prezydent, jej zastępcy, sekretarz, skarbnik. W posiedzeniach uczestniczyli także przedstawiciel biura prawnego, no i jak sądzę dyrektorzy biur - wyliczył.

Zapytany, czy zespół interesował się kwestiami reprywatyzacji, stwierdził: myślę, że tak. - Nie wiem, czy zespół się interesował, ale na pewno zespół był interesowany. BGN nie raz przedkładał różne problemy związane z reprywatyzacją. Nazwałbym to, że było to praktyką, że poważne i trudne sprawy, to mogło być raz na miesiąc, raz na dwa miesiące, były przez BGN kierowane na zespół - oznajmił.

Zapytany o to, czy była wyznaczona liczba decyzji, którą urzędnicy muszą podjąć w ciągu miesiąca, roku, o czym mówił pierwszy świadek, odrzekł: oczekiwanie było, żeby ta regulacja postępowała. - Raczej była to prośba o wydajną pracę - oświadczył.

Jaki zapytał świadka, czy BGN z zespołem koordynującym rozważał kwestię wstępowania do postępowań kuratorskich, jako strona lub instytucja, która ma interes prawny odpowiedział: że nie ma wiedzy na ten temat, ale problem kuratorów nie jest problemem teoretycznym.

- BGN zdawało sobie sprawę z tego, że niektóre działania podejmowane przez niektórych kuratorów budzą wątpliwości. BGN, w tym ja osobiście, informował różne instytucje uprawnione do badania takich spraw. Prawie każdego roku były jakieś zawiadomienia do prokuratury - wskazał. - Nie przypominam sobie, by w sprawie Twardej taka informacja była składana - dodał.

Mrygoń przyznał, że zdawał sobie sprawę z tego, że są osoby, które uczyniły z reprywatyzacji pewną praktykę gospodarczą. - W moim przekonaniu wszystkie sprawy były badanie ze starannością - zastrzegł.

Świadek podkreślił, że BGN przez pewien czas nadzorowała bezpośrednio prezydent, później nadzór objął zastępca. - Wszystkie sprawy, które oceniałem jako wrażliwe społecznie, czyli każdą sprawę dotyczącą nieruchomości, w której było zlokalizowane przedszkole, szkoła itp. przed podpisaniem przekazywałem przełożonemu. Mój szef - według mojej wiedzy - informował o tym prezydent. Nigdy nie podpisałem żadnej decyzji bez potwierdzenia, że pani prezydent ma o tym wiedzę - zaznaczył.

"Nigdy nie spotkałem się z nielegalnymi działaniami stron"

- Były p.o. wicedyrektor stołecznego BGN Jerzy Mrygoń zeznał też, że nigdy nie spotkał się z przekraczającymi prawo działaniami stron bądź pełnomocników przy reprywatyzacji.

- Nigdy, żaden z moich przełożonych, czy to bezpośrednich, czy to wyższego szczebla, nie naciskał na mnie w konkretnej sprawie w zakresie terminu wydania decyzji - powiedział Mrygoń. I dodał, że "nigdy, nikt, żaden pełnomocnik, ani żadna strona, ani mój dyrektor, ani prezydenci nie sformułowali polecenia służbowego, wniosku, który można by uznać za nieuprawniony nacisk".

Zeznał też, że nie miał żadnych informacji od podwładnych, aby w danej, konkretnej sprawie, strony postępowania albo ich pełnomocnicy przekroczyli uprawnienia w swoich działaniach. Zaznaczył, że kilka lat później po omawianej sprawie reprywatyzacji nieruchomości przy Twardej 8, zdarzały się informacje, że niektóre strony czy ich pełnomocnicy są "nieznośni". - Ciężko powiedzieć że to było nielegalne - zastrzegł.

Przypadek ulicy Twardej

Powiązany Artykuł

warszawa panorama 1000x662.jpg
Afera reprywatyzacyjna

W 1945 roku właścicielami nieruchomości Twarda 10 byli obywatele RP pochodzenia żydowskiego. Od rodziny jednego z nich Maciej M. w 2009 roku nabył prawa do 3/22 części nieruchomości, co potem odsprzedał za 66 tys. zł swemu synowi Maksymilianowi M. (ma zarzuty, jest w areszcie).

W 2010 roku warszawski sąd ustanowił kuratora dla pozostałych spadkobierców, których los od lat 40. jest nieznany - została nim mec. Grażyna K.-B. (ma zarzuty, jest w areszcie).

Sąd wyraził też zgodę na zniesienie wspólności praw i roszczeń do nieruchomości pozostałych spadkobierców - na rzecz Maksymiliana M. za kwotę 489 tys. zł. Potem wszelkie prawa do nieruchomości Maksymilian M. zbył na rzecz ojca.

Następnie Maciej M. zwrócił się do miasta o ustanowienie użytkowania wieczystego, co stało się 29 lipca 2014 roku. Według komisji miało dojść do pominięcia praw jednej ze spadkobierczyń, Edith S.

Wartość nieruchomości szacuje się na 20 mln zł.

W maju Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało osiem osób, które miały wyrządzić Skarbowi Państwa i spadkobiercom szkodę na ponad 46 mln zł.

To Maciej M. i Maksymilian M., adwokat Andrzej M., dwoje adwokatów występujących jako kuratorzy Grażyna K.-B. i Tomasz Ż., dwóch rzeczoznawców majątkowych Michał Sz. i Jacek R. oraz Andrzej K. Postawiono im zarzuty oszustwa na mieniu znacznej wartości, za co grozi do 10 lat więzienia.

Zdaniem Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu, w wyniku przestępczego procederu adwokat Andrzej M. przejął za rażąco zaniżoną cenę prawa i roszczenia do nieruchomości. Miał tego dokonać na rzecz reprezentowanych przez niego spadkobierców, a faktycznie na rzecz Macieja M. i Maksymiliana M.

Sprawa dotyczy nieruchomości przy ul. Twardej 8, Twardej 10, Królewskiej 39 i na pl. Defilad (d. adres Sienna 29).

Komisja weryfikacyjna

Komisja bada zgodność z prawem decyzji administracyjnych w sprawie reprywatyzacji warszawskich nieruchomości.

Wiąże się to z tzw. dekretem Bieruta z 1945 roku, którego skutkiem było przejęcie wszystkich gruntów przez miasto stołeczne Warszawę, a w 1950 roku - po zniesieniu samorządu terytorialnego - przez Skarb Państwa.

Objęto nim ok. 12 tys. ha gruntów, w tym ok. 20-24 tys. nieruchomości.

Właściciele zabranych nieruchomości mieli pół roku na złożenie wniosku o przyznanie im prawa wieczystej dzierżawy z czynszem symbolicznym, ale w praktyce większość wniosków nie była rozpatrywana lub rozpatrywano je odmownie.

Po zmianie ustrojowej w 1989 roku właściciele i spadkobiercy przejętych nieruchomości zaczęli zabiegać o zwrot własności.

Komisja może utrzymać w mocy decyzję reprywatyzacyjną (uznać słuszność zwrotu nieruchomości) albo uchylić ją i podjąć decyzję merytoryczną, która pozwoli odebrać bezprawnie pozyskaną nieruchomość.

Będzie też mogła uchylić decyzję reprywatyzacyjną i przekazać sprawę do ponownego rozpatrzenia organowi, który ją wydał, wraz z wiążącymi wskazaniami co do dalszego postępowania.

Od decyzji komisji przysługuje skarga do sądu administracyjnego.

Unieważnić decyzję reprywatyzacyjną komisja może m.in., jeżeli ktoś uzyskał nieruchomość po zakupie roszczeń o cenie "niewspółmiernej do wartości nieruchomości" lub w wyniku przestępstwa, albo gdy po jej przejęciu doszło od utrudniania korzystania z lokalu, groźby bezprawnej czy przemocy.

A także, gdy nieruchomość zwrócono niezgodnie z prawem reaktywowanej spółce sprzed 1939 roku lub też gdy już wcześniej za daną nieruchomość wypłacono odszkodowanie.

Komisja może stwierdzić wydanie decyzji reprywatyzacyjnej z naruszeniem prawa, jeśli wywołała ona nieodwracalne skutki prawne. Wtedy komisja może nałożyć na osobę, która skorzystała na wydaniu decyzji, obowiązek zwrotu nienależnego świadczenia w wysokości odpowiadającej wartości bezprawnie przejętej nieruchomości.

Komisja może też przyznawać od miasta Warszawy odszkodowania lub zadośćuczynienia lokatorom, jeśli nieprawidłowości reprywatyzacyjne spowodowały pogorszenie ich sytuacji materialnej.

***

Polska - jako jedyny kraj postkomunistyczny - nie ma ustawy reprywatyzacyjnej, która całościowo rozwiązałaby kwestię mienia odebranego po wojnie przez komunistów.

kk

Polecane

Wróć do strony głównej