Wspólne listy wyborcze opozycji. "Istnieje ryzyko, że przysłonią najważniejsze"
Mówi się od nich od początku obecnej kadencji Sejmu, ale konkretów wciąż brak. Wiele wskazuje jednak, że w końcu staną się faktem. Chodzi o wspólne listy opozycji w wyborach. Chcą ich liderzy PO i Nowoczesnej. Kto jeszcze przystąpi do tej inicjatywy i czy przyniesie ona sukces przy urnach?
2017-07-17, 15:16
- Mogę obiecać, że będziemy razem. Będziemy pracować, będziemy budować wspólne relacje naszych klubów parlamentarnych, będziemy chcieli tworzyć jeden klub w przyszłości, będziemy chcieli być razem na jednej liście wyborczej – mówił podczas niedzielnego protestu przed Sejmem Grzegorz Schetyna. Lider PO jeszcze nigdy nie złożył tak otwartej deklaracji w sprawie wspólnych list całej opozycji.
Wyborcy sprzeciwiający się rządom PiS słowa szefa Platformy mogą wziąć za dobry prognostyk. Do tej pory PO nie zawsze jasno wyrażała chęć udziału we wspólnym opozycyjnym projekcie. Gotowa przystąpić do niego jest także Nowoczesna. Przewodniczący tej partii Ryszard Petru stwierdził dziś nawet, że liderem zjednoczonej opozycji mógłby być polityk Platformy, a konkretnie Ewa Kopacz. Nowoczesna wzywa również do powołania w Sejmie federacji klubów i kół poselskich w ramach której możliwa byłaby współpraca wszystkich antypisowskich sił.
Udziału we wspólnym opozycyjnym projekcie nie wyklucza również Polskie Stronnictwo Ludowe. Nie wiadomo jednak, czy PSL zdecyduje się przystąpić do obozu antyPiS już podczas wyborów samorządowych. Nieoficjalnie politycy ludowców tłumaczą, że w tym przypadku wiele zależeć będzie od tego, jak zostaną ułożone listy. - Nie jest tajemnicą, że w sejmikach jesteśmy mocni i mamy znacznie lepiej rozbudowane struktury niż np. Nowoczesna. W związku z tym powinniśmy otrzymać większą pulę od partii pana Petru, a w przypadku powiatów czy gmin, może nawet od PO - tłumaczy portalowi Polskiego Radia jeden z polityków ludowców.
Platforma jest zdeterminowana, aby wspólne listy powstały już na wybory samorządowe. - Nas nie interesuje bycie „drugą siłą”, my chcemy wygrać wybory samorządowe; żeby wygrać wybory samorządowe trzeba zbudować jedną, wspólną, dużą listę – powiedział w rozmowie z Onetem szef klubu PO Sławomir Neumann. Co na to Nowoczesna?
REKLAMA
– Wybory samorządowe są lokalne, w każdym miejscu jest inna sytuacja. Nie wykluczam, że w wielu miejscach listy będą wspólne, ale nie wszędzie – tłumaczy portalowi Polskiego Radia Katarzyna Lubnauer. Nie jest tajemnicą, że Nowoczesna będzie chciała mieć własnych kandydatów na prezydentów miast, wszędzie tam, gdzie będzie to możliwe. Np. w Warszawie o stołecznych ratusz powalczy Paweł Rabiej.
Zdaniem prof. Norberta Maliszewskiego wspólne listy opozycji są nieuniknione, ale minie jeszcze trochę czasy nim poznamy konkrety. - Nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg. Zmiany w sądownictwie sprzyjają powstaniu takich list wyborczych, ale będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Wynika to z postawy Grzegorza Schetyny i Ryszarda Petru u których ambicja przerasta charyzmę - wyjaśnia politolog UKSW.
Ekspert zwraca uwagę na sondaże, z których wynika, że obu polityków w roli lidera opozycji widzi zaledwie kilka procent badanych Polaków. Jeszcze słabiej w tym zestawieniu wypadła Ewa Kopacz, której kandydaturę do przywództwa wysunął Petru. – Ona nie uzyskała w tym badaniu żadnego głosu. Jeśli nie ma autorytetu społecznego i jest postrzegana jako polityk przegrany, przypomnę o tym, że straciła władzę zarówno w kraju, jak i własnej partii, to nie jest postacią, która mogłaby skutecznie zjednoczyć opozycje i poprowadzić ją do wyborczego sukcesu – ocenia Maliszewski.
W ocenie politolog UKSW Petru wysunął kandydaturę Kopacz, aby pokazać swoim wyborcom, że popiera inicjatywę wspólnych list, ale jednocześnie nie akceptuje Grzegorza Schetyny w roli przywódcy. – Do zbudowania zjednoczonego frontu opozycyjnego dojdzie, ale może zająć to sporo czasu i w związku z tym istnieje ryzyko, że proces ten przysłoni najważniejsze, czyli zmiany w sądownictwie – przewiduje politolog UKSW. I dodaje, że jeśli tak się stanie, to opozycja może na tym stracić.
REKLAMA
- Polacy nie lubią jak politycy koncentrują się na personaliach. W chaosie łączenia się może jednak dojść do pewnych sporów z tym związanych. Petru będzie chciał jak najlepszych pozycji dla ludzi ze swojej partii. Z kolei Schetyna mając poczucie, że PO prezentuje się od niej lepiej w sondażach będzie ograniczał miejsca działaczy Nowoczesnej – przewiduje Maliszewski.
Zdaniem rozmówcy portalu Polskiego Radia wspólne listy powinny powstać już na wybory samorządowe. Jakie korzyści się z nimi wiążą? – Wspólne listy na pewno są opłacalne, bo dzięki nim ze względu na system przeliczania głosów można uzyskać „premię” w wyborach. Kolejny argument „za” to efekt psychologiczny. Dzięki wspólnym listom opozycja mogłaby wyjść na prowadzenie w sondażach. Dzięki temu powstałoby wrażenie, że to za jej postulatami opowiada się większość Polaków – tłumaczy Maliszewski.
Połączenie PO, Nowoczesnej i innych mniejszych partii wcale nie musie okazać się receptą na wyborczy sukces. Eksperci zauważają, że nie wszyscy wyborcy Nowoczesnej są gotowi głosować na PO i odwrotnie. Dowodem na to, że wspólna lista obu partii nie musi zagrozić PiS jest sondaż Ariadna przeprowadzony na początku lipca na zlecenie Dziennika Gazety Prawnej. Wynika z niego, że Prawo i Sprawiedliwość pokonałoby komitet PO i Nowoczesnej. Chęć oddania głosu na PiS wyraziło 37,2 proc. wyborców, z kolei na zjednoczoną opozycję 28,7 proc.
- Michał Fabisiak, PolskieRadio.pl
REKLAMA
REKLAMA