Autostopem przez życie, czyli 70-latka w drodze

- Zwykle trafiałam na osoby szczególne: jak wiezie mnie pan ambasador, kustosz, ksiądz, zakonnik, itd., to zyskuję ogromną wiedzę od tych osób - mówi 70-letnia autostopowiczka z Puław Marianna Zielińska. A kto nas wiózł z Żyrzyna do Leżajska? Zapraszamy do obejrzenia reportażu.

2017-08-11, 16:00

Autostopem przez życie, czyli 70-latka w drodze
Marianna Zielińska, 70-letnia autostopowiczka. Foto: Paweł Kurek/PR

"Podróż za jeden uśmiech" to film, który w dzieciństwie zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Dwaj nastoletni chłopcy wyruszają w Polskę autostopem. Cel? Dotrzeć z Warszawy nad Morze Bałtyckie. Wyprawa Dudusia i Poldka pełna jest zabawnych zdarzeń; przemierzając PRL-owskie drogi i bezdroża dzieciaki poznają wielu zwykłych-niezwykłych ludzi. W życiu zdarzyło mi się kilka razy jechać okazją, jednak nigdy to nie była wielka wyprawa przez Polskę czy Europę, ale zawsze, gdy łapałem stopa, przypominałem sobie film o tych dwóch urwisach.

Produkcja powstała w 1972 roku - wtedy bohaterka mojego reportażu miała 21 lat. Jej głowa była pełna marzeń. Mieszkając i pracując w niewielkim mieście jakim są Puławy (woj. lubelskie) Marianna Zielińska marzła by podróżować, poznawać świat. Z czasem te pragnienia zaczęły się realizować. Kiedy w miejscowym biurze podróży "Orbis" dostała pracę przy organizacji imprez zagranicznych, brama na świat stała przed nią otworem. W czasach, gdy uzyskanie pozwolenia na wyjazd poza "żelazną kurtynę" nie było proste, jako młoda dziewczyna odwiedziła między innymi Grecję, Turcję, Uzbekistan czy Tadżykistan.

Praca w branży turystycznej pozwoliła żądnej przygód puławiańce nie tylko zwiedzać świat, o czym znaczna część Polaków tylko mogła pomarzyć, ale też poznawać ciekawych ludzi. W tym lekarzy, którzy mieszkali w Afryce i zaproponowali jej prace gosposi. - W sumie "na czarnym kontynencie" byłam trzynaście razy - mówiła, dodając, że podróżowała też po Europie, Azji, którą odwiedziła 10 razy, była też w Ameryce Środkowej. Łącznie, co podkreśla z dumą, granicę Polski przekroczyła 104 razy.

70-letnia autostopowiczka

Panią Mariannę poznałem przypadkowo. Braliśmy udział w wydarzeniu kulturalnym zorganizowanym w zabytkowym dworku, który znajduje się w malowniczej lubelskiej wsi Bronice. Po zakończeniu przedstawienia moja bohaterka szukała podwózki do domu. Od tego zaczęła się nasza rozmowa. Okazało się, że pasją siedemdziesięciolatki jest muzyka i wszystko, co się wiąże z tzw. kulturą wysoką. Rytm jej życia wyznaczają kolejne festiwale czy wydarzenia, w których chętnie bierze udział. - Wysłuchałam na żywo około 1700 samych koncertów muzyki poważnej - mówiła mi z dumą.

REKLAMA

Ktoś powie: a co w tym niezwykłego? Otóż niezwykłe jest to, że po "mapie kulturalnej Polski" Pani Marianna porusza się autostopem. Gdy "moja" podróżniczka ma "dobry dzień" i sprecyzowany cel, rusza w Polskę. Wcześniej wszystko dokładnie planując. - Zawsze powinniśmy mieć prowiant i wodę, tak jak himalaiści - podkreślała, dodając jednocześnie, że w takim przemieszczaniu się po Polsce - tak jak we wspinaczce - nie wolno się poddawać.

I to właśnie konsekwencja z jaką kobieta realizuje swoje zamierzenia jest najbardziej inspirująca. Ta "alpinistka polskich szos" rusza w drogę niezależnie od pory roku, czy pogody. Zdarzało się, że łapała okazję nocą, ale nie decydowała się na dalszą podróż autobusem, bo: "w życiu liczy się dyscyplina" i... oszczędność. Pani Marianna ze swoją skromną emeryturą, nie może pozwolić sobie na duże wydatki związane z zakupem biletów. Za stopa nie płaci nic. Jej ojciec zwykł mawiać: "co masz zrobić jutro zrób dziś, a co masz zjeść dziś zjedz jutro". Tę maksymę powtarza sobie w chwilach słabości.

To nie Aleksander Doba, ale...

Nim podjąłem się realizacji reportażu zastanawiałem się, czy w dobie wielkich podróżników, blogów i youtuberów, którzy na swoich kanałach pokazują swoje globtroterskie przygody, opowieść o Pani Mariannie może być inspirująca. W końcu to nie Aleksander Doba, który w podeszłym wieku przepłynął kajakiem Atlantyk.

Odpowiedź moim zdaniem jest twierdząca. Każdy z nas ma jakiś Ocean, z którym musi się mierzyć w życiu, "każdy ma do pokonania swój Everest" - jak mówiła legendarna himalaistka Wanda Rutkiewicz, a im człowiek starszy tym wyzwaniom mniej chętnie stawia czoła. Ludziom z wiekiem zwyczajnie się nie chce albo nie mają na to siły; zaszywają się w swoich domach i oglądają świat z perspektywy kanapy. Tymczasem Pani Mariannie się chce, bo siły - jak mówi - czerpie z kosmosu.

REKLAMA

By sprawdzić, jak te moce działają wybrałem się z nią w podróż. W pewien lipcowy poranek umówiliśmy się na rondzie w Żyrzynie. Naszym celem był Leżajsk, determinantem działań zabytkowe organy, które się tam znajdują i które postanowiliśmy zobaczyć. 

Całą drogę przebyliśmy w stylu Pani Marianny - okazją. Pomimo koszmarnej pogody, deszcz się na nas uwziął, w kilka godzin pokonaliśmy prawie 200 km. Zabrało nas pięciu kierowców, którzy umilili nam podróż opowieściami o swoich autostopowych doświadczeniach. Zapraszam Państwa na tę wyprawę.

****

Pani Marianna, po nagraniu reportażu martwiła się, że nie podziękowała przed kamerą prezydentowi Puław za finansowanie programu, w ramach którego - z pomocą pracowników miejscowej biblioteki - może korzystać z internetu. W jej imieniu kieruję te podziękowania, jednocześnie dołączając się do nich, bowiem dzięki programowi ratusza byłem z Panią Marianną w stałym kontakcie, co ułatwiło nam organizację wyprawy. Ze względów "oszczędnościowych i praktycznych" Pani Marianna nie używa telefonu.

Przygotował Paweł Kurek

 

REKLAMA

 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej