Wolny handel w odwrocie

Fiasko kolejnych spotkań członków WTO jest wynikiem strukturalnego odwrotu od wolnego handlu w gospodarce światowej.

2008-08-25, 16:54

Wolny handel w odwrocie

Fot. stockxpert.com


Po upadku Muru Berlińskiego i wprowadzeniu gospodarek rynkowych w krajach byłego „Bloku Wschodniego” większość ekonomistów była przekonana, że nadchodzi nowa era wolnego handlu, w której stopniowo znoszone będą bariery międzynarodowej wymiany handlowej. W latach dziewięćdziesiątych powstała Światowa Organizacja Handlu, której celem jest nadzorowanie stopniowego znoszenia barier handlowych. Jednak od końca ubiegłej dekady daje się zaobserwować wyraźny odwrót od wolnego handlu i powrót do protekcjonistycznej polityki. Pokazują to kolejne klęski rozmów między państwami WTO w ramach rundy negocjacyjnej rozpoczętej w 2001 roku w stolicy Kataru, Al.-Duaha.

Celem „rundy z Doha” (jak za angielską nazwą stolicy państwa znad Zatoki Perskiej określa się tę rundę negocjacji WTO) miało być wypracowanie wielostronnego porozumienia o wolnym handlu, które pozwalałoby na stopniową redukcję celnych i poza celnych barier w międzynarodowej wymianie handlowej. Jednym z celów takiego porozumienia było stworzenie warunków zrównoważonego, stabilnego rozwoju dla gospodarek państw słabo rozwiniętych i rozwijających się. Główną receptą na to miałoby być, według ekspertów WTO, otwarcie rynków państw rozwiniętych (przede wszystkim państw Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych) na przetworzone produkty żywnościowe z krajów najbiedniejszych (dziś najuboższe państwa świata, głównie z rejonu Afryki i Karaibów mogą eksportować nieprzetworzone produkty rolne do krajów UE) połączone z odejściem od subsydiowania rolnictwa przez kraje rozwinięte. Jednak kolejne negocjacje między ministrami odpowiedzialnymi za gospodarkę i handel państw zrzeszonych w WTO kończyły się regularnie fiaskiem. W ciągu siedmiu lat negocjacji nie udało się wypracować żadnego wielostronnego porozumienia o wolnym handlu, a wola polityczna jego wypracowania wydaje się coraz bardziej słabnąć. Wyraźnie niechętne wobec niej są elity ekonomiczno-gospodarcze Stanów Zjednoczonych (ciągle najpotężniejszej gospodarki świata) oraz Indii i Chin (najbardziej dynamicznie rozwijających się dziś gospodarek, które według wielu ekspertów mogą wyprzedzić Amerykę w ciągu trzech, czterech dekad).

REKLAMA

Ostatnia runda negocjacji, która miała miejsce w lipcu tego roku w Genewie, także zakończyła się fiaskiem. Przedstawiciele rządów rozjechali się do domu, nie dochodząc do żadnego porozumienia. Politykiem, któremu jak się zdaje najbardziej zależało na sukcesie negocjacji genewskich, był Komisarz UE ds. handlu, Peter Mendelson. Kilka tygodni poprzedzających negocjacje w Genewie spędził on podróżując między stolicami najważniejszych państw zrzeszonych w WTO. Mendelson nie zdołał jednak przekonać do porozumienia nawet państw Unii Europejskiej, którą teoretycznie reprezentował. Przeciwko podpisaniu porozumienia, którego częścią miałaby być rezygnacja przez kraje rozwinięte z możliwości ochrony własnego rynku rolnego i prowadzenia interwencjonistycznej polityki rolnej, zaprotestowała bardzo silnie Francja.

Właśnie kwestie żywności i rynków rolnych były jednym z głównych punktów sporu między uczestnikami genewskich negocjacji. Z powodu globalnego wzrostu cen produktów żywnościowych większość krajów powraca do koncepcji silnej obecności państwa w sektorze rolno-spożywczym, a polityczne elity powracają do przekonania o konieczności zapewnienia sobie przez każde państwo żywnościowej suwerenności. Takie kraje jak Indie i Brazylia nie chciały podpisać żadnego wielostronnego porozumienia, jeśli nie znajdą się w nich klauzule umożliwiające prowadzenie polityki zapewniającej stałą podaż żywności w przystępnych cenach na ich wewnętrznych rynkach. Kolejnym punktem niezgody była niechęć najszybciej rozwijających się dziś gospodarek (Chiny, Indie, Brazylia) do otwarcia swoich rynków w sektorze przemysłowym i bankowym na produkty i kapitał z krajów rozwiniętych, czego szczególnie silnie domagały się Stany Zjednoczone. Rządy tych państw są przekonane, że w ich gospodarkach kapitał w tych obszarach nie jest jeszcze dostatecznie skoncentrowany, by mógł konkurować z kapitałem z krajów najbardziej rozwiniętych i ciągle potrzebuje państwowej ochrony, by mógł się przygotować do równej konkurencji na globalnym rynku w przyszłości.

W efekcie ministrowie rozjechali się do domu nie osiągając żadnego porozumienia. Wypracowanie nowego, głębiej integrującego światową gospodarkę, wielostronnego układu o wolnym handlu w ramach WTO, znów odsuwa się w czasie. Co oznaczają kolejne klęski negocjacji w ramach rundy z Doha? Wielu ekspertów uważa, że nie są one tylko wynikiem partykularnych różnic interesów, niezdolności elit gospodarczych i politycznych do osiągnięcia kompromisu, ale wskaźnikiem strukturalnego odwrotu od wolnego handlu w gospodarce światowej. Ściślej rzecz ujmując, od wolnego handlu opartego o wielostronne umowy egzekwowane przez organizacje międzynarodowe. Klęskom kolejnych rund negocjacji w ramach WTO towarzyszy bowiem znaczny wzrost dwustronnych, międzypaństwowych umów, ustanawiających wolną wymianę handlową w wygodnych dla danych państw dziedzinach. W ciągu najbliższych dekad będzie to najczęściej stosowana forma ustanawiania wolnej, międzynarodowej wymiany handlowej. Prezydent Bush, choć wielokrotnie deklarował swoje przywiązanie do „wolnego handlu”, prowadził tak naprawdę protekcjonistyczną politykę handlową (wysokie cła na stal, dotowanie producentów bawełny itp.). Za Ameryką do protekcjonistycznej polityki wracają inne gospodarki. Wygląda na to, że wolny handel, pod którego znakiem przebiegała poprzednia dekada, znów jest w odwrocie. Klęska kolejnych negocjacji WTO, w tym ostatnich rozmów w Genewie, wydaje się być symptomem tego trendu.

Jakub Majmurek

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej