Łabędzi śpiew katalońskich niepodległościowców?
Poniedziałek jest pierwszym roboczym dniem odkąd w Katalonii na mocy 155. artykułu konstytucji zawieszono autonomię. Od soboty władzę nad tym regionem sprawuje rząd centralny. Co to oznacza w praktyce?
2017-10-30, 13:20
Posłuchaj
Policja pilnuje prządku w strategicznych miejscach w Katalonii. Relacja Ewy Wysockiej (IAR)
Dodaj do playlisty
Od dzisiaj regionem kieruje wicepremier Hiszpanii Soraya Saenz de Santamaria, a ministrowie stoją na czele odpowiadających im regionalnych departamentów.
Pierwsze zmiany widać było już wczoraj. MSW pozbawiło ochrony najwyższych urzędników Katalonii, również kierującego do piątku regionem Carlesa Puigdemonta. Jego zdjęcie zniknęło z większości katalońskich komisariatów, a na swoje miejsca wróciły zaś hiszpańskie flagi, które zostały zdjęte z urzędów miast po ogłoszeniu przed dwoma dniami w Katalonii republiki.
Jak informuje korespondentka Polskiego Radia z Hiszpanii Ewa Wysocka, w Katalonii policja pilnuje porządku w strategicznych miejscach: na dworcach, lotniskach, przy siedzibach partii, budynkach sądów i administracji.
Wszystko na wypadek, gdyby społeczeństwo odpowiedziało na apel partii niepodległościowych o pikietowanie urzędów. Na razie jednak nic takiego nie ma miejsca.
Przestrzegajcie prawa
Szef hiszpańskiego MSW, Juan Ignacio Zoido, który przejął kontrolę nad katalońską policją, powiedział, że wyda jej tylko jeden rozkaz - chce, aby przestrzegali obowiązującego prawa, konstytucji i statutu Katalonii.
REKLAMA
Poinformował również, że zdymisjonowani członkowie katalońskiego rządu mogą wejść gabinetów i zabrać z nich osobiste rzeczy. Jednak jeśli odmówią wyjścia, będą odpowiadali za nieposłuszeństwo wobec władzy. Zaapelował również, aby takich zachowań nie wymuszali na szeregowych pracownikach administracji, "którzy chcą rzetelnie wypełniać swoje obowiązki dla dobra Katalonii".
Od rana, wbrew zakazowi Mariano Rajoya, miejsce pracy zajął tylko jeden członek katalońskiego rządu, odpowiedzialny za terytorium i ekologię Josep Rull. Do pracy nie stawił się ani odsunięty od władzy Carles Puigdemont ani jego zastępcy.
„Farsa, kompromitacja, game over”
Jak jednak donosi hiszpańska prasa - "po ogłoszonej w piątek republice nie ma ani śladu". "Game over" - pisze komentator katalońskiej "La Vanguardii". Przypomina, że proklamowana republika trwała pięć godzin, do odwołania przez Madryt katalońskiego parlamentu i gabinetu rządzącego regionem. "Po proklamacji należało przejąć kontrolę nad terytorium i uruchomić mechanizmy rządzenia państwem. Nic takiego jednak się nie stało" - czytamy w artykule. Madrycki dziennik "El Mundo" cytuje zaś wypowiedź jednego z braci Marx, komików filmowych. "Historia się powtarza - po raz pierwszy jako dramat, po raz drugi - jako farsa." Zdaniem komentującego wydarzenia w Barcelonie, w piątek w regionalnym parlamencie został odegrany groteskowy spektakl.
REKLAMA
Popierający secesję kataloński dziennik "Ara" donosi zaś, że ci, którzy dwa dni temu głosowali za niepodległością, dzisiaj zastanawiają się, czy nie wziąć udziału w ogłoszonych przez hiszpański rząd przedterminowych wyborach w Katalonii. "Jeśli to zrobią, piątkowa deklaracja urośnie do rangi wielkiej kompromitacji" - ostrzega autor komentarza.
Puigdemon na jarmarku
Pozbawiony funkcji Carles Puigdemont teoretycznie prowadził normalne życie. Widziano go na obiedzie z żoną i na ludowym jarmarku. Media donoszą, że dzisiaj może zostać zatrzymany przez policję. Podobno prokuratura ma już gotowy przeciwko niemu akt oskarżenia. Politykowi i jego najbliższym współpracownikom może grozić od 15 do 30 lat więzienia.
Zwracając się w niedzielę do Katalończyków Puigdemont powiedział, że nie akceptuje wprowadzenia 155. artykułu konstytucji i zachęcił do "demokratycznej opozycji przeciwko zawieszeniu autonomii". Podkreślił przy tym, że nie zaprzestanie prac nad stworzeniem wolnego kraju. - Zagwarantujemy w nim większą społeczną sprawiedliwość, równość i solidarność. Będziemy zgodnie żyli z całym światem, a przede wszystkim z Hiszpanią - mówił.
REKLAMA
Niepodległościowcy na równi pochyłej?
Na razie jednak wszystko wskazuje na to, że ogłoszenie przez katalońskie władze niepodległości może osłabić ruch separatystyczny w regionie. Swoją siłę w niedzielnym marszu przez centrum Barcelony pokazali zwolennicy jedności Hiszpanii, których przybyło około 300 tysięcy.
Organizator demonstracji - obywatelskie stowarzyszenie Societat Civil Catalan - ogłosił, że marsz pod hasłem "My wszyscy jesteśmy Katalonią. Rozsądek na rzecz współistnienia" ma na celu obronę jedności Hiszpanii i odrzucenie "bezprecedensowego ataku w historii demokracji".
- Późno się zorganizowaliśmy, ale przyszliśmy tu, by pokazać, że istnieje większość Katalończyków, która przestała już milczeć i która nie chce być już uciszana - powiedział szef organizacji Alex Ramos.
O tym, że proniepodległościowe partie w Katalonii zdają się tracić poparcie świadczy też sondaż opublikowany w niedzielę w dzienniku "El Mundo", z którego wynika, że mogą one liczyć łącznie na 42,5 proc. poparcia, podczas gdy przeciwnicy secesji na 43,4 proc.
pp
REKLAMA
Reuters / AP / IAR / PAP / BBC News
REKLAMA