"To był atak na całą ludzkość". Dwa lata od zamachów w Paryżu
13 listopada 2015 roku w serii ataków terrorystycznych w centrum i na przedmieściach Paryża zginęło 130 osób. Ponad 300 zostało rannych. Do zamachów przyznało się Państwo Islamskie.
2017-11-13, 18:17
Posłuchaj
Marta Bodziel, Polska mieszkająca w Paryżu, mówiła, że ludzie byli zszokowani skalą dramatu, a wielu nie mogło uwierzyć w to, co się stało, życie w mieście jakby zamarło (IAR)
Dodaj do playlisty
Ataki miały być odwetem za francuskie zaangażowanie w koalicji antyterrorystycznej. Zamachowcy zaatakowali niemal jednocześnie w sześciu różnych miejscach Paryża - w centrum i przy stadionie Stade de France w Saint-Denis na przedmieściach miasta. Pierwszy i ostatni atak dzieliło od siebie 30 minut.
Tragiczne wydarzenia rozpoczęły się o godzinie 21.20 czasu lokalnego eksplozją przy Stade de France, podczas meczu piłki nożnej Francja - Niemcy. Na trybunach było 80 tysięcy widzów, w tym prezydent Francji Francois Hollande. Łącznie w okolicach stadionu ładunki wybuchowe zdetonowało trzech zamachowców-samobójców. Następnie terroryści otworzyli ogień do gości czterech restauracji w X i XI dzielnicy Paryża, a kolejny zamachowiec-samobójca dokonał detonacji na Boulevard Voltaire, również w XI dzielnicy.
O godzinie 21.50 rozpoczęła się największa strzelanina - w sali koncertowo-teatralnej Bataclan, gdzie półtora tysiąca osób brało udział w koncercie amerykańskiej grupy rockowej "Eagles of Death Metal". Zamachowcy wzięli zakładników i starli się z policją, która rozpoczęła szturm. Akcja trwała 3 godziny. Zginęło ponad 80 osób. Były to najkrwawsze ataki we Francji od czasu II wojny światowej. Prezydent Francois Hollande ogłosił w orędziu telewizyjnym stan wyjątkowy oraz tymczasowe zamknięcie granic.
Przed zamachami Francja była już w stanie gotowości po wydarzeniach ze stycznia 2015 roku. Dżihadyści przeprowadzili wówczas w Paryżu atak na redakcję satyrycznego tygodnika "Charlie Hebdo", znanego z karykatur Mahometa. Zamach ten rozpoczął serię ataków w stolicy Francji. W sumie w ciągu trzech dni zginęło 17 osób.
REKLAMA
13 listopada 2015 roku, bezpośrednio po zamachach, w Paryżu zapanował chaos. Policja doradzała mieszkańcom miasta pozostanie w domach. Na ulice wysłano tysiące policjantów i ponad 1,5 tysiąca żołnierzy. Zawieszono kursowanie kilku linii metra, a część centrum miasta została wyłączona z ruchu. Rozpoczęto zakrojoną na szeroką skalę operację antyterrorystyczną. Według danych rządowych, władze do połowy grudnia dokonały ponad 2700 obław i w 360 przypadkach zarządziły areszt domowy. 51 ludzi umieszczono w aresztach.
Operację prowadziły także służby Belgii. Dwa samochody wykorzystane podczas ataków były zarejestrowane właśnie w tym kraju. W marcu 2016 roku w Belgii został aresztowany Salah Abdeslam, obywatel francuski, pochodzenia marokańskiego, będący jedynym pozostałym przy życiu członkiem grupy dżihadystów z Państwa Islamskiego, odpowiedzialnych za zorganizowane zamachów. Przekazano go Francji. W kwietniu ubiegłego roku usłyszał zarzuty zabójstwa o charakterze terrorystycznym, porwań oraz posiadania broni i ładunków wybuchowych. Proces rozpocznie się 18 grudnia.
Na zamachy we Francji zareagowało wielu światowych przywódców. Brytyjski premier David Cameron mówił o solidarności między narodem brytyjskim i francuskim, a prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama określił je jako atak "na całą ludzkość", zapewnił też o gotowości do udzielenia Francji wszelkiej pomocy. Słowa współczucia wyrazili także inni światowi przywódcy, w tym kanclerz Niemiec Angela Merkel, prezydent Włoch Sergio Mattarella, prezydent Polski Andrzej Duda, a także sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg i przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk.
W pierwszą rocznicę tragicznych wydarzeń, w miejscach, w których doszło do ataków, prezydent Francji Francois Hollande odsłonił tablice pamiątkowe. Ponadto zorganizowano uroczystość ponownego otwarcia teatru Bataclan. Odbył się poprzedzony minutą ciszy koncert Stinga.
REKLAMA
mr
REKLAMA