Klimatyczne rozmowy na unijnym spotkaniu w Brukseli
Barack Obama odbierze w Oslo pokojową nagrodę Nobla. Biały Dom poinformował, że w swoim przemówieniu prezydent USA odniesie się do kontrowersji związanych z przyznaniem mu tego wyróżnienia.
2009-12-10, 06:10
Żadne wiążące decyzje nie są jednak spodziewane. Te powinny zapaść na trwającym szczycie klimatycznym w Kopenhadze, gdzie światowi przywódcy mają uzgodnić globalne porozumienie. Oficjalny cel Unii Europejskiej to redukcja emisji dwutlenku węgla o 20% do 2020 roku. Ale w ostatnich dniach pojawiały się apele, by Wspólnota zgodziła się zwiększyć redukcję emisji do 30%. Naciskają na to Parlament Europejski, Komisja, a także bogate kraje Unii.
Polska, wspierana przez nowe państwa członkowskie, jest przeciwna. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski mówił w Brukseli, że Wspólnota może zgodzić się na tak ambitne plany pod warunkiem, że pozostałe kraje świata też zobowiążą się do znacznych ograniczeń. „Jeżeli Chiny zadeklarują redukcję o 50%, podobnie Indie i Stany Zjednoczone, to nie będzie z tym żadnego problemu" - ironizował szef MSZ. Poza tym Polska uważa, że zanim Unia zdecyduje się na zwiększenie redukcji emisji dwutlenku węgla, Komisja Europejska powinna policzyć co to oznacza dla krajów członkowskich. Polska obawia się bowiem, że bardziej ambitne plany odbiją się negatywnie na jej gospodarce, opartej na węglu.
Tylko jedno krzesło
Spotkanie w Brukseli to pierwsza Rada Europejska zorganizowana według reguł traktatu lizbońskiego, który obowiązuje od półtora tygodnia. Szwedzi, kierujący pracami Unii, stosując się dokładnie do zapisów, zaprosili po jednym przedstawicielu z każdego kraju. Na sali obrad będzie więc mniejszy stół i tylko jedno krzesło dla prezydenta lub premiera państwa członkowskiego.
Szwedzi nie zaprosili na szczyt ministrów spraw zagranicznych, co zaskoczyło wiele unijnych stolic i wywołało ożywioną dyskusję. Podobno wielu szefów dyplomacji było oburzonych, że nie może wziąć udziału w spotkaniu. Polski minister Radosław Sikorski nie narzekał. „Nigdy się nie wpraszałem tam gdzie mnie nie chciano" - mówił niedawno w Brukseli.
REKLAMA
To może być pierwszy i ostatni szczyt z jednym krzesłem dla każdego kraju. Nieoficjalnie wiadomo, że Hiszpania, która od nowego roku rozpocznie przewodnictwo w Unii, chce powrócić do starej zasady i poszerzyć skład delegacji. „To pokazuje jak rozedrgana jest struktura instytucjonalna i jak jeszcze wszyscy musimy zinterpretować zapisy traktatu" - komentował minister Sikorski.
Poszerzenie delegacji teoretycznie jest możliwe "w sytuacji, gdy wymaga tego porządek obrad" - tak zapisano w traktacie lizbońskim. Gdyby reguła - jeden kraj, dwa krzesła - została utrzymana, wtedy takie państwa jak Polska uniknęłyby problemu ze składem delegacji. Bo minister spraw zagranicznych odstąpiłby swoje miejsce, a na szczyt nadal przyjeżdżaliby i prezydent i premier.
REKLAMA