Człowiek liderów PO przed komisją atakuje Kamińskiego

Sejmowa komisja śledcza badająca aferę hazardową rozpoczęła posiedzenie, na którym przesłuchany zostanie Marcin Rosół, były szef gabinetu ministra sportu, jeden z najbliższych współpracowników Donalda Tuska, Mirosława Drzewieckiego oraz Grzegorza Schetyny.

2010-02-18, 10:23

Człowiek liderów PO przed komisją atakuje Kamińskiego

Na początku posiedzenia Marcin Rosół wygłosił oświadczenie. Rozpoczynając je, powiedział, że nie brał udziału w pracach nad nowelizacją ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych. Podkreślił, że jako szef gabinetu ministra sportu nie był powołany do udziału w pracach nad tą ustawą. Dodał, że nowelizacja ustawy nie była w kręgu zainteresowania ministra sportu. "Nie wiedziałem w ogóle, że Ministerstwo Sportu i Turystyki bierze udział w procesie konsultacji międzyresortowych odnośnie tego projektu. Nie wiedziałem, czego sprawa dotyczy. Nie wiedziałem, jakie było stanowisko ministerstwa w tej sprawie" - powiedział Rosół. Zaznaczył, że to nie minister sportu, a minister finansów był gospodarzem projektu ustawy hazardowej.

„Nie byłem źródłem, ani ogniwem rzekomego przecieku” – powiedział Rosół. Zaznaczył, że nie było żadnej afery hazardowej. Oskarżył byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego o manipulowanie faktami i próbę uderzenia w rząd Polski.

"Nie pomagałem Sobiesiakowi"

Rosół zaznaczył, że nie pomagał Ryszardowi Sobiesiakowi w żadnej sprawie. Rosół zaprzeczył, aby pomagał biznesmenowi w sprawie jego inwestycji w Zieleńcu. Były dyrektor gabinetu ministra sportu powiedział, że nie zdziwił się, gdy Sobiesiak prosił go o pomoc w sprawie inwestycji. Tłumaczył, że był szefem gabinetu ministra sportu i turystyki, a prośbę Ryszarda Sobiesiaka potraktował jako "interwencję obywatela", dotyczącą przedłużających się procedur.

Marcin Rosół zapewnił, że nie miał wpływu na wydanie decyzji o pozwoleniu na budowę wyciągu narciarskiego Sobiesiaka. Zaznaczył, że tę decyzję wydało ministerstwo środowiska, a on tylko przekazał ją biznesmenowi. Świadek dodał, że nie może być mowy o tym, iż załatwił pozwolenie za łapówkę. Zapewnił, że w ośrodku Sobiesiaka spędził razem z kolegą tylko dwa dni i za ten pobyt zapłacił z własnej kieszeni.

REKLAMA

W dalszej części wypowiedzi Rosół zaprzeczył swoim słowom. Przyznał, że gdy Sobiesiak zadzwonił z podejrzeniem, że przetarg na warszawskim Żoliborzu, w którym startował, ma być ustawiony, Rosół zadzwonił z interwencją w tej sprawie do urzędu. "Wykonałem do przewodniczącego rady dzielnicy Żoliborz jeden telefon z pytaniem, czy przetarg na lokal przy ulicy Mickiewicza jest już ogłoszony i czy wszystko jest w porządku, ponieważ mam sygnał, że są jakieś nieprawidłowości" - mówił Rosół.

Dowiedziałem się - relacjonował dalej Rosół - że przetarg dopiero będzie ogłoszony, informacja o nim będzie dostępna w internecie i że "wszystkie procedury będą dochowane".

Rosół dodał, że po uzyskaniu tych informacji, powiedział Sobiesiakowi, żeby "zainwestował w człowieka, którego posadzi przed komputerem" i który przypilnuje terminuje ogłoszenia przetargu i samego przetargu.

Rosół zapewnił, że nie ma sobie nic do zarzucenia, bo "kompletnie" nie interesował się tą sprawą, nie interesowała go również aktywność zawodowa pana Sobiesiaka.

REKLAMA

Podkreślił też, że Sobiesiak przegrał ten przetarg na lokal. "Gdybym, jako osoba związana z rządzącą partią, chciał coś załatwić, to, przyjmując rozumowanie (byłego szefa CBA Mariusza) Kamińskiego, powinienem być skuteczny. (...) Czy jeden grzecznościowy telefon na przestrzeni pięciu miesięcy można nazwać załatwianiem, pilotowaniem? Absurd"- oświadczył.

Ustawił przetarg? "To absurd"

Marcin Rosół nie zgodził się z sugestią, że "ustawił przetarg" na dzierżawę wyciągu narciarskiego w Czorsztynie. "To absurd" - mówił.

Portal tvp.info poinformował w listopadzie 2009 r. o przetargu na dzierżawę wyciągu narciarskiego nad Jeziorem Czorsztyńskim, którym miał interesować się biznesmen Ryszard Sobiesiak. Kluczową postacią przetargu był Lech Janczy - ówczesny działacz PO, który był pełnomocnikiem zarządu państwowego Zespołu Elektrowni Wodnych w Niedzicy, do których należał wyciąg. Według tvp.info, przetarg był zaplanowany na 12 października, a Janczy miał z końcem września pożegnać się z firmą. Sobiesiak w rozmowach z b. szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim i Drzewieckim miał zabiegać o to, by ci sprawili, żeby Janczy pracował w niedzickiej elektrowni w momencie rozstrzygnięcia przetargu. Przetarg odbył się, ale ze względu na podejrzenia co do Janczego, został unieważniony. Janczy został później wykluczony z PO. Według tvp.info aktywany w tej sprawie był także Rosół.

Rosół w czasie, gdy resortem kierował Mirosław Drzewiecki, podkreślał, że nie znał sprawy Czorsztyna, a teza, że zajmował się tamtejszym przetargiem "powstała tylko w oparciu o jedną rozmowę telefoniczną z Ryszardem Sobiesiakiem". "Nigdy się tym nie zajmowałem, nie znam pana Lecha Janczego, absolutnie nic w tej sprawie nie wiem" - oświadczył.

REKLAMA

"Jednak w mediach pojawiła się sugestia, jakobym 29 września 2009 roku - dwa dni przez wybuchem afery hazardowej - podczas trzyminutowej rozmowy z Sobiesiakiem miał ustawić jakiś przetarg. Ponad moje możliwości, czysty absurd. Absurd tym większy, że od 1 października, kiedy wszystko zostało +wylane w mediach+, bez zażenowania i skrępowania miałbym ustawić przetarg. Zakładam, że nawet pan Kamiński nie wierzy, że jestem idiotą" - mówił.

Rosół dodał, że po ujawnieniu tzw. afery hazardowej 1 października w "Rzeczpospolitej" Drzewiecki został wezwany z urlopu za granicą, 3 października wystąpił na długiej konferencji prasowej, 5 października podał się do dymisji, a tego samego dnia zmarła jego matka. Jak mówił, formułowanie zarzutu o ustawianie przetargu w tych okolicznościach jest nie tylko nieprawdziwe, ale także jest "obrazą ludzkiej godności".

Obarcza Kamińskiego

Marcin Rosół powiedział przed komisją, że zarzuty Mariusza Kamińskiego są jego rozgrywką polityczną. Słowa byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Rosół nazwał "asekuranckimi insynuacjami", które nie zostały poparte dowodami.

Rosół zaznaczył, że doniesienie o jego związkach z hazardem są nieprawdziwe. "Ani razu nie pociągnąłem za wajchę jednorękiego bandyty" - powiedział Rosół.

REKLAMA

"Mam 31 lat, jestem u progu kariery zawodowej, a po wpisaniu w wyszukiwarce internetowej mojego imienia i nazwiska pojawia się kilka tysięcy wpisów. Większość z nich w kontekście: aferzysta, przestępca, oskarżony, podejrzany. Źle się z tym czuję" - powiedział. Dodał, że nigdy nie był o nic podejrzany, a pokazuje się jego osobę jako "przykład zepsucia młodego pokolenia". "Nie zgadzam się na to" - podkreślił.

"Chodziło o donosy, nie wiedziałem o akcji"

Marcin Rosół oświadczył, że zasugerował Magdalenie Sobiesiak wycofanie się z kandydowania do pracy w Totalizatorze Sportowym ze względu na donosy w sprawie rzekomego nepotyzmu w spółce.

Rosół zeznał przed sejmową komisją hazardową, że autorem donosów był biznesmen Marek Przybyłowicz. Rosół powtórzył, że 24 sierpnia podczas spotkania w kawiarni "Pędzący Królik" nie przekazywał Magdalenie Sobiesiak informacji o akcji Centralnego Biura Antykorupcyjnego, gdyż sam o niej nie wiedział. Przeczytał o niej dopiero później z gazet.

Jest wiele wątpliwości

Poseł Sławomir Neumann z Platformy przyznaje, że mimo oświadczenia wstępnego Marcina Rosoła nadal pozostaje wiele wątpliwości. Zwłaszcza w kontekście zeznań byłego szefa CBA, który podkreślał dużą rolę świadka w całej sprawie.

REKLAMA

Beata Kempa z PiS żali się jednak, że dopiero wczoraj wieczorem do kancelarii tajnej komisji wpłynęły dokumenty, które byłyby przydatne do przesłuchania Marcina Rosoła.

Jednak na pytanie, czego dotyczą te dokumenty, posłanka PiS nie chciała się wypowiadać. Na razie nie chciała również oceniać wiarygodności świadka, bo jak tłumaczyła może to grozić wykluczeniem jej ze składu komisji.

Pogrąży PO?

Jak pisały media zeznania Rosoła mogą być bardzo niewygodne dla PO, ponieważ ma on ogromną wiedzę o działalności najwyższych władz partii. Jak pisał tygodnik "Wprost" Rosół może dysponować smsami, zawierającymi dowody na aferę hazardową oraz przeciek o akcji CBA.

Pytania posłów do Rosoła będą się zapewne koncentrować wokół jego spotkania z córką Ryszarda Sobiesiaka, Magdaleną, w restauracji "Pędzący Królik" w Warszawie 24 sierpnia 2009 r. Według byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, to właśnie podczas tego spotkania Rosół przekazał Magdalenie Sobiesiak informację o działaniach CBA w sprawie tzw. afery hazardowej, co ostrzegło jej ojca o zainteresowaniu Biura.

REKLAMA

Rosół to jeden z ważniejszych świadków przesłuchiwanych przez śledczych. Był zaangażowany w ulokowanie Magdaleny Sobiesiak w Totalizatorze Sportowym. W tej sprawie u byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego interweniował jej ojciec.

Drugim świadkiem, który stanie w czwartek przed komisją, będzie Marek Oleszczuk, który przez 11 lat był dyrektorem Departamentu Gier Losowych i Zakładów Wzajemnych w Ministerstwie Finansów. W 2006 roku, za czasów PiS, komórka ta została jednak zlikwidowana. Obecnie Oleszczuk działa w Stowarzyszeniu Pracodawców i Pracowników Firm Bukmacherskich.

kg,Informacyjna Agencja Radiowa (IAR),PAP

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej