Grzegorz Górny: Donald Trump najbardziej prolajferskim prezydentem USA w historii

2018-01-24, 16:43

Grzegorz Górny: Donald Trump najbardziej prolajferskim prezydentem USA w historii
Uczestnicy antyaborcyjnego Marszu dla Życia oglądają przemówienie prezydenta Donalda Trumpa. Foto: PAP/EPA/MICHAEL REYNOLDS

 - Takim dorobkiem w działalności na rzecz dzieci nienarodzonych nie może się pochwalić żaden prezydent w dotychczasowej współczesnej historii USA – oceniał w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl eseista i publicysta Grzegorz Górny.

Podczas kampanii przed wyborami prezydenckimi w USA, o Donaldzie Trumpie często mówiono, że jedynie udaje konserwatystę i że jeśli uda mu się zdobyć to stanowisko, to od razu zrzuci to „czasowe przebranie”. Okazuje się jednak, że w kwestiach obrony życia realizuje swoje przedwyborcze zobowiązania.

Kiedy Donald Trump był wybierany na prezydenta, nikt nie przypuszczał jak daleko się posunie, jeżeli chodzi o zmianę polityki państwowej Stanów Zjednoczonych wobec aborcji. Pamiętam, że wtedy naczelny „Playboya” Hugh Heffner twierdził, że wybór libertyna Trumpa głosami Republikanów oznacza definitywny koniec rewolucji konserwatywnej w USA. Tymczasem okazało się, że jest zupełnie inaczej. Niedawno za swoją działalność Trump otrzymał nagrodę Malachi - jako Człowiek Pro Life Roku 2017 w Stanach Zjednoczonych.

Czym sobie zasłużył?

Na to składa się kilka powodów, m.in mianował do Sądu Najwyższego, na miejsce zmarłego Antonina Scalii - sędziego Neila Gorsucha – będącego prawnikiem i zdeklarowanym obrońcą życia nienarodzonych. Trump w ciągu tego roku wprowadził wiele inicjatyw w prawodawstwie dotyczącym ochrony życia, awansował w swojej administracji ludzi wywodzących się ze środowiska pro-life. To z jego inicjatywy przedstawiono projekt ustawy, właśnie przegłosowanej w Senacie, która zwiększa zakres ochrony życia. On także zdecydował, że USA wycofały się z promowania i finansowania międzynarodowych funduszy wspierających aborcję na całym świecie. Pod jego rządami departament sprawiedliwości wszczął dochodzenie przeciwko największemu potentatowi aborcyjnemu – Planned Parenthood, w sprawie nielegalnego handlu szczątkami nienarodzonych dzieci. Takim dorobkiem nie może się pochwalić żaden prezydent w dotychczasowej współczesnej historii USA.

"

Grzegorz Górny Aborcja w USA nie została zalegalizowana decyzją suwerena, czyli narodu, który wybiera swoich reprezentantów do Kongresu, ale została narzucona wyrokiem Sądu Najwyższego

Z czego to wynika? Czy realizuje swoje własne przekonania, czy może chce spłacić jedynie polityczny dług, licząc na dalsze poparcie?

Trudno powiedzieć z czego wynika zmiana światopoglądowa i ideowa Donalda Trumpa ponieważ nie mamy wglądu w zakamarki jego duszy. Mamy jednak do czynienia z pewnymi faktami, które są jednoznaczne. Warto jednak dodać, że kiedy toczyła się kampania wyborcza i przeciwko Trumpowi stawali politycy znani ze swoich konserwatywnych, chrześcijańskich poglądów, tak jak Ted Cruz czy Marco Rubio, to nie otrzymali oni poparcia tzw. moralnej większości, czyli konserwatywnego skrzydła partii republikańskiej, które o dziwo poparło wtedy Trumpa. Jak się słuchało tych słynnych kaznodziejów protestanckich, to oni wtedy mówili, że wierzą Trumpowi, że on będzie walczył z aborcją. Być może wynika to z faktu, że on jest biznesmenem. Politycy często coś obiecują w kampanii wyborczej, a potem nie dotrzymują słowa. W prywatnym biznesie jednak – zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych – tak nie można postępować, gdyż wtedy traci się zaufanie - swój największy kapitał. Tam słowo znaczy słowo. Być może oni uznali więc, że słowo człowieka biznesu jest ważniejsze niż słowo polityka.

Podsumowaniem tego roku w działalności pro-life było jego przemówienie podczas Marszu dla Życia w Waszyngtonie.

Wystąpienie Trumpa miało miejsce w rocznicę ogłoszenia wyroku Sądu Najwyższego USA w sprawie Roe versus Wade, który doprowadził do legalizacji aborcji w tym kraju (było to 22 stycznia 1973 roku). W rocznicę tego wydarzenia, przeciwnicy aborcji maszerują w całym kraju. Jego wystąpienie było pierwszym przypadkiem w historii, gdy urzędujący prezydent wygłosił podczas marszu prolife przemówienie transmitowane na żywo przez telewizję. Wcześniej amerykańscy prezydenci – Ronald Reagan w 1987 i George W. Bush w 2003 i 2004 roku – kierowali słowa poparcia dla jego uczestników, ale jedynie drogą telefoniczną.

Powiązany Artykuł

donald trump 1200.jpg
DONALD TRUMP

Słowa wypowiedziane przez niego były bardzo poruszające.

Tam padły bardzo znamienne słowa, Trump mówił o świętości ludzkiego życia, o tym, że każde życie jest darem od Boga i że należy walczyć o życie nienarodzonych. Przypominał także, że Stany Zjednoczone są jednym z siedmiu krajów świata – obok Korei Północnej czy Chin, które mają najbardziej drakońskie prawo aborcyjne na świecie i obiecał, że musi to zmienić. Sądząc po jego dotychczasowej polityce, można mieć nadzieję, że rzeczywiście będzie do tego dążył. Zobaczymy, na ile będzie miał oparcie w Kongresie, ponieważ zdarzało się, że nawet deputowani konserwatywni, republikańscy, głosowali przeciwko projektom rozszerzającym ochronę życia.

Czy jego działalność może doprowadzić do całkowitego zakazania aborcji?

Aborcja w USA nie została zalegalizowana decyzją suwerena, czyli narodu, który wybiera swoich reprezentantów do Kongresu, ale została narzucona wyrokiem Sądu Najwyższego. Ronald Regan nazwał ten wyrok sądowym zamachem stanu. Najprawdopodobniej całkowite wyeliminowanie legalności aborcji wymagałoby więc zmiany konstytucji czyli dodania do niej kolejnej poprawki. W tej chwili Trump ogranicza skutki zalegalizowania aborcji. Chodzi o obwarowanie jej różnymi warunkami, jak np. koniecznością obejrzenia przez matkę swojego dziecka na USG, usłyszenia bicia jego serca.

Kilka dni temu amerykańska Izba Reprezentantów przegłosowała ustawę, która nakazuje zapewnienie ofiarom „nieudanej” aborcji opieki na takim samym poziomie, co innym noworodkom. Jest to sukces, ale przy tym potwierdza stanowisko krytyczne Trumpa, o tym, jak traktowane jest ludzkie życie w USA.

To jest zadziwiające, że taka praktyka jest w Stanach Zjednoczonych spotykana, ale być może wynika to z faktu, że legalizacja aborcji nie była tam wprowadzona w życie głosami wyborców, ale poprzez Sąd Najwyższy. Warto się zastanowić nad jego rolą, która bardzo często wykracza ponad wyznaczoną mu funkcję. Chciałbym przypomnieć, że w 1857 r. była taka słynna sprawa Dred Scott versus Sandford, w której Sąd Najwyższy miał orzec, czy niewolnictwo jest legalne. Stwierdzono, że mamy do czynienia z dwoma sprzecznymi prawami: z jednej strony prawo do wolności czarnoskórych niewolników, a z drugiej prawo do własności ich właścicieli. Sąd Najwyższy w ostateczności uznał, że prawo do własności jest ważniejsze. Więc mamy już w przeszłości orzeczenia Sądu Najwyższego, które były jawnie niesprawiedliwe i tak samo jawnie niesprawiedliwym wyrokiem jest wyrok legalizujący aborcję w USA.

Niewolnictwo udało się w końcu znieść, może uda się i aborcję. W Polsce tymczasem toczy się walka o zakazanie aborcji eugenicznej. Konserwatywny rząd nie poszedł drogą swoich ideowych odpowiedników w Europie, którzy pomimo wcześniejszych deklaracji, nie zaostrzali prawa aborcyjnego, gdy dochodzili do władzy.

Rzeczywiście, Polska jest pod tym względem wyjątkowa na mapie świata, dlatego, że jesteśmy jedynym krajem, który w warunkach demokracji przeszedł od ustawy aborcyjnej, do ustawy chroniącej życie nienarodzonych – było to w 1993 r. Teraz mamy szansę jeszcze bardziej rozszerzyć ochronę życia. Aby to przeprowadzić, potrzebne są dwa czynniki: po pierwsze determinacja rządzących, po drugie poparcie społeczne. Badania opinii publicznej wskazują, że większość Polaków sprzeciwia się aborcji eugenicznej. Słyszymy też deklaracje najważniejszych polityków obozu rządzącego, że chęć zmian. To pozwala wierzyć, że ten proceder zostanie w Polsce zdelegalizowany.

Rozmawiał Petar Petrović


Polecane

Wróć do strony głównej