Trzech posłów skontrolowało stołeczny ratusz ws. delegalizacji Marszu Powstania Warszawskiego
Poseł i prezes Ruchu Narodowego Robert Winnicki oraz posłowie Kukiz'15 Tomasz Rzymkowski i Bartosz Józwiak zapoznali się z dokumentami dotyczącymi rozwiązania marszu w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Taką decyzję podjęło stołeczne Biuro Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, którego szefem jest Ewa Gawor. - Okazuje się, że jedną z podstaw do delegalizacji marszu było szkolenie urzędników, przeprowadzone przez skrajnie lewicową organizację - powiedział Winnicki.
2018-08-13, 18:00
Przed godziną 13 posłowie zostali wpuszczeni do biura. "Posłowie Winnicki, Józwiak i Rzymkowski po interwencji policji weszli do Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego" - poinformował na Twitterze Ruch Narodowy.
Wizyta posłów dotyczyła decyzji stołecznego ratusza, który 1 sierpnia rozwiązał Marsz Powstania Warszawskiego. Miał on przejść z ronda Dmowskiego na pl. Zamkowy. Według dyrektor stołecznego Biura Bezpieczeństwa Ewy Gawor "sposób ustawienia czoła pochodu i użycia flag nawiązywał do przemarszów z lat 30. włoskich faszystów i niemieckich nazistów".
Posłowie chcieli więc zobaczyć dokumenty, na podstawie których podjęto wspomnianą decyzję. Nie zastali jednak dyrektor w biurze. - Otrzymaliśmy informację, że pani Gawor jest na urlopie, ale będziemy próbowali spotkać się z którymś z jej zastępców - powiedział Winnicki.
REKLAMA
Na wejście do biura posłowie czekali niemal godzinę. Dopiero po interwencji policji udało im się spotkać z jednym z urzędników. - Nie pokazano nam dokumentów, ale kopię decyzji, która jest powszechnie dostępna. Najbardziej szokującą informacją, jaką uzyskaliśmy podczas tej kontroli, jest fakt, że działacze skrajnej, radykalnej lewicy, ci sami, co w 2012 roku zapraszali anarchistyczne bojówki do Warszawy z Niemiec, szkolili warszawskich urzędników jeśli chodzi o reakcje na symbole pojawiające się w przestrzeni publicznej. To szkolenie stało się podstawą do zdelegalizowania marszu - przekazał Robert Winnicki.
Poseł wyjaśnił, że chodzi o Fundację Instytut Bezpieczeństwa Społecznego. Szkoleniowcem był zaś Jacek Purski ze Stowarzyszenia „Nigdy Więcej”. - W szkoleniu brało udział kilkunastu urzędników biura bezpieczeństwa, szereg radców prawnych, przedstawiciele rzecznika prasowego - kontynuował parlamentarzysta.
"Pani podporucznik Gawor bezpośrednio dowodziła akcją delegalizowania marszu"
Jak uważają politycy, drugą kluczową informacją w tej sprawie jest to, że "pani podporucznik Gawor bezpośrednio dowodziła akcją delegalizowania marszu".
REKLAMA
- Tym bardziej, że nie ma podstaw do takiej decyzji. Dla stołecznych urzędników bowiem używanie barw biało-czerwonych jest promocją faszyzmu. Uczestniczyliśmy w cyrku. Jeżeli zastosowaliśmy tę miarę do wszystkich wydarzeń, tyko lewica miałaby prawo do aktywności w życiu publicznym - mówił z kolei Tomasz Rzymkowski.
Posłowie zapowiadają, że będą tę interwencję kontynuować dopytując, ile miasto zapłaciło za wspomniane szkolenia, a sprawa będzie miała swój ciąg dalszy w sądzie.
Próbowaliśmy uzyskać komentarz od Agnieszki Kłąb, zastępcy rzecznika prasowego stołecznego ratusza, ws. kontroli przeprowadzonej przez posłów. - Wszystko już zostało powiedziane. W zeszłym tygodniu opublikowaliśmy również uzasadnienie do delegalizacji marszu - powiedziała nam Kłąb.
Andrzej Rozenek obiecuje Warszawiakom "wolność od faszyzmu"
REKLAMA
Podczas, gdy politycy zakończyli swoją konferencję, przed biurem pojawił się Andrzej Rozenek, kandydat SLD na prezydenta Warszawy. - Chcę zadeklarować, że zawsze będę bronił rzetelnie wykonujących swoje obowiązki urzędników miasta i zawsze będę stawał w ich obronie. Nie boję się żadnych faszystów, chuliganów, narodowców ani ekstremistów - mówił.
- Uważam, że Warszawa powinna być wolna od faszyzmu i od innych sił, które przynoszą nam wstyd na arenie międzynarodowej. To jest moja pierwsza obietnica wyborcza: Warszawa wolna od sił skrajnie nacjonalistycznych, od faszyzmu i chuliganerii. To, co robi pani Ewa Gawor, jest doceniane od wielu lat. To znakomita ekspertka i dzięki niej my, warszawiacy, cieszymy się bezpieczeństwem na demonstracjach, pikietach, marszach – dodał.
"Robiłam to, co do mnie należało"
Według informacji "Gazety Polskiej" Ewa Gawor, która rozwiązała Marsz Powstania Warszawskiego organizowany przez środowiska narodowe, ukrywała fakt, że była funkcjonariuszem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Czesława Kiszczaka.
Zgodnie z informacjami udostępnionymi w mediach społecznościowych przez szefa Wojskowego Biura Historycznego Sławomira Cenckiewicza, Ewa Gawor była w Departamencie PESEL MSW w latach 1979-1990, a w 1988 r. miała ukończyć Wyższą Szkołę Oficerską im. Feliksa Dzierżyńskiego w Legionowie.
REKLAMA
- Prawdą jest to, że swego czasu, pod koniec lat 80-tych skończyłam szkołę oficerską i dostałam stopień podporucznika Milicji Obywatelskiej, nie SB, tylko Milicji Obywatelskiej. Przez okres 10 lat pracowałam w Departamencie PESEL - ewidencja ludności, system kierowcy itd. - powiedziała Ewa Gawor. - Kilka lat pracowałam jako cywil, a potem na etacie milicyjnym - dodała. Jak zaznaczyła, w roku 1990 odeszła do służby cywilnej, "nawet nie mając uprawnień emerytalnych".
Nawiązując do decyzji o rozwiązaniu marszu Obozu Narodowo-Radykalnego, Gawor podkreśliła, że uważa, że zrobiła "to, co do niej należało". - I nie ma to nic wspólnego z moją wcześniejszą pracą. To jest ocena teraźniejszych działań - podkreśliła. - Trochę się dziwię, bo to nie chodzi tylko o to hasło "raz sierpem, raz młotem", tylko o sposób chodzenia, prezentowania się, nawiązywania do tamtych (faszystowskich - PAP) ideologii - wymieniała Gawor, odnosząc się do powodów decyzji o rozwiązaniu marszu.
Zdaniem Gawor, jej życiorys jest ujawniany właśnie z tego powodu. Szukają dziury w całym - oceniła.
kos/ hgt/ kad/ PAP
REKLAMA