Los milionów wciąż nieznany. Obywatele krajów UE będą musieli opuścić Wielką Brytanię? [WYWIAD]
- Gdyby doszło do "twardego brexitu", to oczywiście wszystkie porozumienia i na okres przejściowy do końca 2020 roku i ewentualne regulacje dotyczące kontaktów brytyjsko-unijnych oczywiście nie będą obowiązywały - mówił w rozmowie z PolskieRadio24.pl dr Krzysztof Winkler (Uniwersytet Warszawski, grupa badawcza "Britannia").
2018-10-06, 18:13
Daniel Czyżewski, PolskieRadio24.pl: Co wiemy na pewno po wystąpieniu premier Theresy May na konwencji Partii Konserwatywnej?
Dr Krzysztof Winkler: Na pewno wiemy, że nadal jest przekonana do swojego tzw. planu z Chequers. Będzie próbowała ograniczyć okres zaciskania pasa, w wielkiej Brytanii mają być zniesione ograniczenia jeśli chodzi o budownictwo socjalne w poszczególnych hrabstwach, dodatkowe pieniądze na ochronę zdrowia mają być przeznaczone na różne programy z tym związane.
Natomiast nie wiem jak będzie wyglądała kwestia granicy z Irlandią Północną ponieważ jeszcze ostateczne propozycje mają być przedstawione w niedalekiej przyszłości ze strony brytyjskiej gdyż aktualna propozycja Unii Europejskiej, czyli taki scenariusz w którym Irlandia Północna byłaby częścią obszaru celnego Unii Europejskiej czy w zasadzie wspólnego rynku a pozostała cześć Wielkiej Brytanii byłaby poza tym obszarem, jest odrzucana przez premier May i wspierającą ją północnoirlandzką partię Democratic Unionist Party. Bez tych 10 głosów konserwatyści nie mają większości wobec tego trzeba będzie opracować takie rozwiązanie, które zadowoli unionistów z Irlandii Północnej.
Poza kwestią Irlandii Północnej, co jest największą kością niezgody między UE i Wielką Brytanią?
Nadal problemem pozostaje kształt przyszłych relacji handlowych między Wielką Brytanią w Unią. Plan z Chequers został mocno skrytykowany przez unijnych przywódców podczas spotkania w Salzburgu oraz przez Michaela Barniera, czyli negocjatora ze strony Unii Europejskiej. Oni wskazują na to, że rozwiązania tj. wspólny obszar celny, kombinowany obszar celny, jakby tego nie nazwać, nigdzie nie były wcześniej stosowane. W tym kombinowanym obszarze celnym chodzi o to, żeby Wielka Brytania zbierała cła na rzecz Unii Europejskiej, potem te środki miały by być wysyłane do Unii jednocześnie mając możliwość nakładania własnych ceł na towary sprowadzane z państw trzecich.
Ten pomysł premier May, żeby wprowadzić bliskie porozumienie jeśli chodzi o handel towarami przemysłowymi natomiast pozostawić usługi, początkowo przynajmniej, poza jakąś bliższą regulacją, czy dokładniejszą regulacją jeśli chodzi o stosunki brytyjsko-unijne nie znalazł posłuchu natomiast obie strony deklarują chęć prowadzenia dalszych negocjacji, uszczegółowienia tych propozycji, ewentualnie wprowadzenia alternatywnych rozwiązań. Co jest jeszcze bardziej niepokojące w przypadku braku porozumienia między UE i Wielką Brytanią, to jest to, że część posłów Partii Konserwatywnej, którzy są zwolennikami tzw. twardego brexitu proponują zupełnie inne rozwiązanie. Mówią o pogłębionym porozumieniu, w stylu takim, w jakim UE podpisała z Kanadą, w miejsce planu z Chequers. Kilkunastu z nich ogłosiło, że w ewentualnym głosowaniu w Izbie Gmin nad porozumieniem które premier May może przywieźć z Brukseli, będzie głosowało przeciwko, jeżeli podstawą tego porozumienia będą właśnie plan z Chequers.
REKLAMA
Rozumiem, że mowa o tzw. frakcji Rees-Mogga.
Tak, to jest duża część frakcji Jacoba Rees-Mogga i jego European Research Group.
Premier May powiedziała, że możliwy jest "no deal brexit", bez porozumienia z Unią. Czy jeżeli taki scenariusz by się zrealizował, dotychczasowe porozumienia np. ws. obywateli UE, w tym miliona Polaków, mieszkających w Wielkiej Brytanii, nie będą już respektowane? Co może czekać Polaków mieszkających na Wyspach w przypadku "twardego brexitu"?
Gdyby doszło do takiej sytuacji, to oczywiście wszystkie porozumienia i na okres przejściowy do końca 2020 roku i ewentualne regulacje dotyczące kontaktów brytyjsko-unijnych oczywiście nie będą obowiązywały. Natomiast, co jest ważne, część ministrów z gabinetu premier May oraz ona sama wspomnieli o tym, że chcieliby, aby osoby pochodzące z Unii Europejskiej, znajdujące się już na terenie Wielkiej Brytanii, mogły tam pozostać i mogły dalej prowadzić w miarę normalne życie bez dodatkowych utrudnień administracyjnych.
To wynika z tego, że Wielka Brytania pomimo wszystko potrzebuje dodatkowej siły roboczej, i to siły roboczej, która będzie efektywna w wykonywaniu swoich zadań. Okazuje się, że pracownicy pochodzący z Unii Europejskiej, w tym również z Polski, więcej wnoszą do brytyjskiego budżetu, niż z niego pobierają. Nie można tego powiedzieć o imigracji do Wielkiej Brytanii z krajów spoza UE. Przeprowadzono badania na ten temat. Mówimy tu zwłaszcza o byłych brytyjskich koloniach. Tam to wygląda zupełnie inaczej - więcej trzeba dawać tym ludziom, niż oni wpłacają do brytyjskiego budżetu.
Nagłe pozbawienie się kilku milionów osób mogłoby spowodować dodatkowe problemy, które i tak mogą się pojawić w konsekwencji braku porozumienia z Unią Europejską.
REKLAMA
Czy do tego scenariusza dojdzie? Moim zdaniem dużo będzie zależało od tego, jak zachowa się niemiecki przemysł. Jeżeli niemieccy przedsiębiorcy dojdą do wniosku, że mogą ponieść zbyt duże straty w efekcie tego braku porozumienia, czyli takiego bardzo twardego stanowiska, jakie w tej chwili reprezentuje Unia, która nie wyraża specjalnej ochoty na to, żeby się cofnąć w niektórych miejscach, przynajmniej pozwolić premier May pokazać, że wywalczył jakieś ustępstwo Unii Europejskiej, to stanowisko niemieckich przedsiębiorców może być takie: „dogadajmy się mimo wszystko”, ponieważ to pozwoli nam również uniknąć strat.
Nie zapominajmy, że opuszczenie Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię będzie oczywiście bardziej niekorzystne dla Brytyjczyków, bo są jednak mniejszym rynkiem, ale uderzy także w rynki unijne. Nie będzie to tak, że tylko Brytyjczycy poniosą koszty, również koszty poniesie Unia Europejska. Pytanie czy będzie się to kalkulowało, żeby je ponosić, czy jednak przyspieszyć negocjacje. W tej chwili Michael Barnier stwierdził, że w zasadzie negocjacje trwają nonstop, żeby do połowy października osiągnąć jakieś satysfakcjonujące porozumienie i potem, żeby w listopadzie można już było podpisać deklarację o porozumieniu i poddać je pod głosowanie w parlamentach krajowych i parlamencie brytyjskim.
Z dr Krzysztofem Winklerem rozmawiał Daniel Czyżewski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA