Czy Kiszczak szantażował Wałęsę i przyznawał się do niszczenia teczek Kościoła?
Generał Czesław Kiszczak w 1993 roku planował wywierać wpływ na Lecha Wałęsę i przyznawał się do likwidacji akt Departamentu IV MSW. Tak wynika z listu odnalezionego w amerykańskim archiwum przez dziennikarzy Polskiego Radia i "Rzeczpospolitej". Dokument nie był do tej pory znany polskim historykom. To jedno z wielu odkryć zespołu badawczego obydwu redakcji. Rzucają one nowe światło na historię Polski ostatnich kilkudziesięciu lat.
2018-12-12, 15:02
Nieznane materiały z archiwum Hoovera - raport specjalny >>>
Cztery kartki drobnego maszynowego pisma z charakterystycznym podpisem generała Czesława Kiszczaka znajdowały się wśród zbieranych przez niego gazet, które przechowywane są dziś w Hoover Institution Library & Archives w Stanford w USA. Być może nieprzypadkowo list do prezydenta Wałęsy znalazł się właśnie wśród tej części generalskiej kolekcji wycinków prasowych, które zajmują wiele grubych teczek. Generał uważnie śledził wszystko to, co pisało się na temat byłego lidera "Solidarności" – w Polsce i na świecie. Pomiędzy wycinkami znalazł się również list, datowany na 31 maja 1993 roku i własnoręcznie podpisany przez Kiszczaka. Adresowany do urzędującego wówczas prezydenta Lecha Wałęsy.
Powodem jego napisania było "zdumienie", z jakim generał przyjął dwa wystąpienia prezydenckiego ministra Lecha Falandysza. W słynnej wówczas telewizyjnej audycji "Sto pytań do…" miał on twierdzić, że Kiszczak oczyścił akta komunistycznej bezpieki chroniąc postkomunistyczny establishment, a pozostawiając dokumenty dotyczące byłych opozycjonistów. Wcześniej w "Życiu Warszawy" Falandysz wyrażał opinię, że teczki "to jest Wunderwaffe, którą Kiszczak zostawił w spadku Macierewiczowi wiedząc, że ten wykorzysta papierzyska dla zniszczenia swoich poprzedników".
Wypowiedzi Falandysza na tyle wzburzyły Kiszczaka, że zdecydował się na napisanie listu do prezydenta Wałęsy. Istotne dla sprawy jest to, że - jak jednoznacznie wynika z "Kiszczak Papers" nabytych przez amerykańskie archiwum, a także z niedawno przejętych przez IPN części dokumentów z warszawskiej willi Kiszczaków - generał przechowywał w domu kompletną teczkę TW "Bolka" potwierdzającą współpracę przyszłego lidera "Solidarności" z bezpieką w latach 70.
REKLAMA
W liście Kiszczak w sposób zawoalowany sugeruje swoją wiedzę na temat agenturalnej przeszłości ówczesnego prezydenta. Jednocześnie wskazuje na "lojalność" wobec niego. Wyraża też przekonanie, że agentura winna być chroniona, niezależnie od przemian politycznych i ustrojowych zachodzących w Polsce. List powstał w czasie, gdy od ponad roku wyszukiwano i niszczono dokumentację dotyczącą agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy, a także na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, które wygrała lewica. Zresztą generał wyraża w liście obawy związane z możliwą potencjalną wygraną formacji prolustracyjnych.
"Nie zabieram głosu w sprawach operacyjnych – pisze Kiszczak do Wałęsy – w posiadanie których wszedłem pełniąc służbę w organach wywiadu i kontrwywiadu, mimo że moja wiedza w tej materii jest duża. Uczyniłem jednak wyjątek, z własnej woli i bezinteresownie, kiedy znieważono Osobę i Urząd Prezydenta RP, który symbolizuje Majestat Rzeczypospolitej. Z tą intencją, w obronie Pańskiego autorytetu chcę to czynić nadal, jeśli trwać będzie nagonka na Pana Prezydenta, współtwórcę "Okrągłego stołu" oraz procesu porozumienia i pojednania narodowego, który szczególnie w obecnej, trudnej sytuacji dla Polski winien być kontynuowany pod Pana przewodnictwem".
To nie koniec. W liście Kiszczak przyznaje się Wałęsie do tego, że w podlegającym mu MSW niszczono materiały Departamentu IV, którego funkcjonariusze zajmowali się inwigilacją Kościoła. Wspomina również, że wspólnie z generałem Jaruzelskim niszczyli protokoły z posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR. To wyznanie tym bardziej zaskakujące, że Kiszczak do końca życia publicznie nie przyznawał się do tego, by stał za jakąkolwiek akcją niszczenia dokumentów peerelowskiej bezpieki. W liście do Wałęsy pisze jednak bez ogródek: "Po unormowaniu stosunków Państwo – Kościół i Polska – Watykan w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych zlikwidowano Departament IV oraz praktycznie wszystkie materiały, które mogłyby w przyszłości być wykorzystane przez ludzi nieżyczliwych Kościołowi".
Co prawda potem Kiszczak zastrzega, że niszczenie – czy "brakowanie" dokumentacji, jak to określa - przebiegało zgodnie z obowiązującymi procedurami, jednak powyższe uzasadnienie "likwidacji materiałów" jednoznacznie wskazuje, że klucz był polityczny. Co więcej, były szef MSW nie ukrywa, że niepokoją go procesy, które w tym czasie zaczęły być wytaczane jemu i Wojciechowi Jaruzelskiemu.
REKLAMA
Swoją taktykę polityczną Kiszczak wykłada Wałęsie zgodnie z zasadami marksizmu-leninizmu: "Zakładaliśmy bowiem, że zwycięska władza, zgodnie z prawidłowościami historycznymi, podzieli się na wiele zwalczających się odłamów i będzie w ostrej, bezpardonowej, wzajemnej walce wykorzystywać operacyjne materiały MSW i Biura Politycznego".
O komentarz poprosiliśmy Krzysztofa Wyszkowskiego – opozycjonistę i niegdyś współpracownika Wałęsy, który stwierdza, że treść listu nie jest dla niego zaskoczeniem. - Nie mogło być inaczej, bo przecież resort Kiszczaka opierał się na pracy donosicieli i tych, którzy te donosy spisywali. I na ochronie całego tego towarzystwa - podkreśla.
Czy list Kiszczaka trafił do adresata? Tego nie wiadomo. Jak ustaliło śledztwo Polskiego Radia i "Rzeczpospolitej" nie zachowała się tzw. księga korespondencji przychodzącej do Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy z 1993 r. Została zniszczona. Dokumentu nie ma też w zasobach IPN ani w warszawskim Archiwum Prezydenta RP.
Hoover Institution Library & Archives w Stanford nie udziela informacji dotyczących daty pozyskania materiałów archiwalnych ani kwoty, jaka została za nie zapłacona. Ale według ustaleń dziennikarzy Polskiego Radia i "Rzeczpospolitej" niewielka część "Kiszczak Papers" mogła trafić do USA jeszcze za życia generała w drugiej połowie lat 90. Reszta została sprzedana już po jego śmierci, czyli po 5 listopada 2015 r. oraz po wizycie w willi Kiszczaków prokuratorów z IPN w lutym 2016 r. W rozmowie telefonicznej Maria Teresa Kiszczak przyznała, że ostatnie materiały archiwalne zostały sprzedane przez nią do Stanford pół roku temu. Stwierdziła też, że generał Kiszczak przechowywał teczkę TW "Bolka" z obawy przed tym, by nie dostała się w ręce Wałęsy, który mógłby ją zniszczyć.
REKLAMA
Dziennikarze Polskiego Radia i "Rzeczpospolitej" uzyskali ponadto informację, że sprzedaż teczki TW "Bolek" (2 tomy akt) zaproponowano Amerykanom wcześniej, jeszcze za życia generała Czesława Kiszczaka. Jednak ci, ze względu na łączące USA z Polską sojusze, odmówili ich zakupu. Decyzję w tej sprawie miał podejmować osobiście prezydent Barack Obama. Ostatecznie materiały po Kiszczaku za ocean trafiły, ale bez teczek TW "Bolek", choć w archiwum znajdują się także jej papierowe kopie pozyskane z IPN.
Wśród materiałów, które trafiły do Stanford (łącznie 23 pudła zawierające tysiące dokumentów i wiele godzin nagrań wideo) znalazła się także oryginalna wersja listu kaprala Lecha Wałęsy do generała Wojciecha Jaruzelskiego napisana podczas internowania przywódcy "Solidarności" w Arłamowie 8 listopada 1982 r. Przytoczono go w całości 12 listopada 1982 r. na łamach rządowej "Trybuny Ludu". Jak donosił dziennik: "W wyniku rozmowy [Kiszczaka w Wałęsą], minister Spraw Wewnętrznych polecił Komendantowi Wojewódzkiemu MO w Gdańsku uchylić decyzję o internowaniu Lecha Wałęsy."
Okoliczności otrzymania przez Jaruzelskiego tego listu opisywał w swoich „Dziennikach politycznych” Mieczysław F. Rakowski. "Jest to dość ogólny tekst" – wspominał. - "W związku z tym uznano, że trzeba mu zaproponować tekst poważniejszy. Tekst taki napisaliśmy w stylu Wałęsy..." Jego treści nie zaakceptował jednak Wałęsa.
Rakowski wspomina również, jak wyglądało spotkanie Wałęsy z Kiszczakiem, podczas którego powstał ów pierwszy krótki list: "Kiszczak powiedział mu: Panie Wałęsa, ma pan ostatnią szansę zajęcia jakiejś pozycji w życiu politycznym kraju. Jeśli pan z niej nie skorzysta, to niezależnie od tego, jakie będą pana losy, będzie pan traktowany jak normalny obywatel. Wałęsa powiedział, że boli go głowa." List odegrał istotną rolę polityczną: - Dla mnie był szokiem – wspomina historyk i senator prof. Jan Żaryn: - Pamiętam, że siedziałem wówczas na dołku po zatrzymaniu przez milicję za udział w demonstracji i przeczytałem o tym w "Trybunie Ludu". Nie mogłem w to uwierzyć. Byłem wściekły.
REKLAMA
Najprawdopodobniej ten ważny dokument nigdy nie trafił w oryginale do adresata, bo pozostał w rękach generała Kiszczaka. - Dokument ten w formie fotokopii jest w zasobach archiwum IPN. Nigdy jednak nie widziałem oryginału – mówi ze zdumieniem historyk dr Grzegorz Majchrzak. Nic dziwnego. Jak widać, generał wolał zabezpieczać najistotniejsze dokumenty w swojej prywatnej kolekcji, niż pozostawić je w rękach peerelowskich instytucji, gdzie według ówczesnego prawa powinny trafiać.
Lech Wałęsa nie odpowiedział na nasze pytanie, czy otrzymał pierwszy z opisanych przez nas listów od Czesława Kiszczaka z 31 maja 1993 roku. Za sprawą wdowy po Czesławie Kiszczaku oba dokumenty, wraz z wieloma tomami innych, trafiły do amerykańskiego archiwum stanowiąc fragment imponującego zbioru akt dotyczących polskiej historii najnowszej, począwszy od odzyskania niepodległości w 1918 roku aż po III RP. W ciągu kilku najbliższych miesięcy na stronach Polskiego Radia i „Rzeczpospolitej” będziemy opisywać najważniejsze z nich.
Tomasz Krzyżak, Piotr Litka, Wiktor Świetlik
Tekst powstał we współpracy z dziennikiem "Rzeczpospolita"
REKLAMA
REKLAMA