"Bariery strachu już nie ma, zmiany są nieodwracalne". Szef MSZ o sytuacji na Białorusi

2020-09-09, 07:17

"Bariery strachu już nie ma, zmiany są nieodwracalne". Szef MSZ o sytuacji na Białorusi
Kolejny dzień protestów na Białorusi. Foto: PAP/EPA/STRINGER

- Bariery strachu w społeczeństwie białoruskim już nie ma. Przekroczona została też bariera przyzwolenia. Nie ma już legitymacji dla władzy, która jest władzą tylko dlatego, że może fizycznie rządzić - mówi w opublikowanej w środę rozmowie z "Gazetą Polską" minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau.

Szef polskiego MSZ został zapytany o dalsze scenariusze rozwoju sytuacji na Białorusi.

- Dla każdego, kto miał okazję oglądać procesy polityczne w naszej części Europy przez ostatnie czterdzieści lat, analogie są oczywiste. Pytanie, czy Białoruś jest na etapie polskiego roku 1979, gdy papież Jan Paweł II mówił o zstępowaniu Ducha Świętego, czy jest to już nasz rok 1980, czy też może 1989? Widać, że te zmiany są już absolutnie nieodwracalne. Bariery strachu w społeczeństwie białoruskim już nie ma. Przekroczona została również bariera przyzwolenia. Nie ma już legitymacji dla władzy, która jest władzą tylko dlatego, że może fizycznie rządzić - powiedział Zbigniew Rau.

Powiązany Artykuł

pap_bialorus1200.jpg
"Tego, co się dzieje na Białorusi, nikt nie zatrzyma". Szef Solidarności po powrocie z Mińska

Jak podkreślił, społeczeństwo białoruskie uznało, że potrzebne jest inne uprawnienie. - Władza może mieć mandat do rządzenia, ale musi to być na zasadzie przyzwolenia narodu. Naród białoruski ostentacyjnie i demonstracyjnie powiedział "nie" dla modelu rządzenia Aleksandra Łukaszenki, który charakteryzowało określenie: "nie dysponuję waszym przyzwoleniem, nie podzielam waszych wartości, ale jestem, bo dysponuję siłą" - powiedział Rau.

Dodał, że Łukaszenka przestał zatem być podmiotem o jakiejkolwiek namiastce samodzielności, bo jego obecność w życiu publicznym wynika wyłącznie ze wsparcia rosyjskiego.

- Tym samym w relacjach z Rosją jest on radykalnie osłabiony, jest jej instrumentem. Tak więc mamy teraz do czynienia z interwencją o charakterze hybrydowym. Pokazuje to chociażby desant na publiczne media, podmienianie dziennikarzy, którzy notabene nie działali nigdy w podziemiu, a teraz w krytycznym momencie chcą choć trochę zachować się przyzwoicie i iść za głosem serca. Odkrywają swoją tożsamość białoruską, chociaż może w nieco innej formule niż demonstrujący na ulicach. Pragną pewnej wizji dobra wspólnego, której już nic nie łączy z obecnością Łukaszenki - powiedział Rau.

"Rosja boi się efektu domina"

Co do kwestii rosyjskiej, według szefa polskiego MSZ, "to nie trzeba być ekspertem, żeby stwierdzić, że z perspektywy imperialistycznej administracji Władimira Putina Białoruś powinna pozostać w ich strefie wpływu, powinna być częścią 'ruskiego mira', mimo że oficjalnie jest oddzielnym podmiotem". - To jednak wydaje się wykluczać dialog między władzą, ale już nie sprawowaną przez Łukaszenkę, a społeczeństwem, dlatego że to oddziaływałoby także na sytuację w samej Rosji - powiedział Rau.

Dopytany, o to, czy można użyć określenia, że Rosja boi się efektu domina, szef MSZ stwierdził, że tak. - Tak jest. Rosja chce mieć Białoruś w sferze swoich wpływów, ale też Rosja chce mieć lepsze relacje z Zachodem. I to jest paradoks. Bardzo trudna sytuacja dla Putina. Ostatnie wydarzenia doprowadziły nawet do tego, że po raz pierwszy, nawet w Niemczech, prowadzi się dyskusję o projekcie Nord Stream 2 - powiedział.

Czytaj także:

Zapytany, czy Niemcy się wycofają z tego projektu, szef MSZ stwierdził, że odpowiedź na to pytanie wynika z syntezy czynników aksjologicznych i politycznych. - Rzeczywiście, metody takie jak trucie ludzi, sprawa Aleksieja Nawalnego, nie mieszczą się w żadnej formule życia razem. Są też nieakceptowalne z perspektywy zwykłych, ludzkich emocji - powiedział Rau.

- Co więcej, do tej pory truto byłych agentów, co również jest nieakceptowalne. Nie dotyczyło to jednak czynnych polityków. W tym przypadku chodzi o jednego z liderów opozycji antyputinowskiej, który był uczestnikiem quasi-demokratycznego procesu wyborczego. Mówimy o wyborach na Syberii, gdzie on sam nie kandydował, ale wprowadził do tego procesu coś bardzo innowacyjnego, tzw. smart voting, którego ideą jest to, że każdy, kto nie zgadza się z władzą, niezależnie od swoich poglądów, głosuje na ludzi opozycji. Przez to Nawalny stał się uczestnikiem procesu wyborczego, czyli powszechnie akceptowalnej gry politycznej - dodał Rau.

Jak wskazał, próba usunięcia go radykalnie naruszyła wszelkie kanony zachowania podmiotów, które biorą udział w tej grze. - To bardzo wysoko stawia kwestie wzajemnego zaufania. Tak więc w grze interesów, jaką jest Nord Stream 2, trudno też już oczekiwać, że Rosjanie zachowają wiarygodność. Z kolei politycznie projekt ten wywołuje i chyba powiększa podziały w samej Unii Europejskiej oraz między nią a Stanami Zjednoczonymi. Czy zatem jego zasadność jest przesądzona? - mówił Rau.

"Pamięć o kataklizmie wojny jest wciąż obecna"

Szef MSZ został także zapytany o nowego ambasadora Niemiec w Polsce Arndta Freytaga von Loringhovena.

- Niewątpliwie opinia publiczna bardzo zainteresowała się tym tematem, co skutkowało powstaniem wielu znaków zapytania. Uważam, że wynikają one z pewnego oczywistego charakteru w stosunkach polsko-niemieckich. Pamięć o kataklizmie wojny jest wciąż obecna, niezależnie od tego, że większości świadków tamtych wydarzeń nie ma już wśród nas. Sama osoba kandydata na niemieckiego dyplomatę w Polsce ze względu na zaszłości rodzinne jest swojego rodzaju łącznikiem z tamtym okresem. To wywołało dyskusję i sądzę, że absolutnie uprawnioną - ocenił Rau.

mg

Polecane

Wróć do strony głównej