Wspólnik Olewnika: Krzysztof mógł żyć

2010-10-13, 07:46

Wspólnik Olewnika: Krzysztof mógł żyć
Jacek Krupiński. Foto: fot. PAP

Jacek Krupiński mówi, ze interesy "Krupstalu" układały się dobrze, nieprawdziwe są zarzuty o handel kradzioną stalą i nadużycia finansowe.

- To ja, na prośbę Olewników, docierałem, gdzie mogłem, sześć razy woziłem pieniądze na okup – mówi Jacek Krupiński, znajomy i wspólnik Krzysztofa Olewnika. Wywiad z nim zamieszcza portal polityka.pl.

Niepublikowana rozmowa odbyła się 2009 r., dwa dni po wyjściu Krupińskiego z aresztu, gdzie przebywał pod zarzutem udziału w porwaniu Krzysztofa Olewnika. Jak zauważają dziennikarze „Polityki’, prokuratura ma problem z udowodnieniem mu winy - do dziś nie wpłynął do sądu akt oskarżenia przeciwko Krupińskiemu.

„Krzysztof mógł żyć”

Krupiński zapewnia, że robił co mógł ws. poszukiwań Krzysztofa  i ma żal do krewnych zabitego, za to że rzucali na niego podejrzenia. „Jeżeli rodzina Olewników chciałaby kogokolwiek rozliczyć, najpierw niech uderzy siebie w pierś” – podkreśla. Jak wyjaśnia, rodzina nie zajęła się odpowiednio anonimem, w którym padały nazwiska dwóch osób skazanych potem w tej sprawie.
On sam nie wiedział o anonimie, uważa, że w przeciwnym razie na pewno odnalazłby Krzysztofa. 

Lepiej z matką, gorzej z ojcem

Według Jacka Krupińskiego, relacje Krzysztofa z matką i siostrą Danutą były dobre, za to z ojcem i siostrą Anną – nie najlepsze. Chodziło o to, że Krzysztof „wiedział, że trzeba ciężko pracować, ale chciał też wziąć coś z życia dla siebie”. Tymczasem ojciec miał do niego pretensje o rachunki, spóźnienie itp. Podczas ostatniej imprezy Włodzimierz Olewnik miał powiedzieć, że jest bardziej zadowolony z zięcia niż z syna. „Pamiętam reakcję Krzyśka, uniósł brwi, schował głowę w ramiona, tak jakby coś na niego spadło. Przeżywał to mocno” – opowiada Krupiński.

Impreza z grupą policjantów

Krupiński mówi, że nic nie wie, o tym by ostatnia impreza Krzysztofa odbyła się z jego powodu: rzekomo miał obrazić policjanta. Pamięta natomiast, że wcześniej byli na imprezie zorganizowanej przez policjantów. „Odnosiłem takie wrażenie, że Olewnik zaczyna Krzyśka wprowadzać w pewien klimat. W tym czasie szykowali podział majątku pomiędzy Krzyśka, Danusię i Ankę. I trzeba było chłopaka wprowadzać na te szczyty biznesu z wyższej półki. Ja się czułem jak ochroniarz Krzyśka. Stałem zawsze za jego plecami, albo on za moimi, jak trzeba było nadstawić gębę, że tak powiem. Krzysztof był silny to fakt, rękę miał taką jak dwie moje, ale był nieśmiały. Nie umiał się bić. To nie był zawadiaka” – opowiada.

„Podniecało go ryzyko”

Krupiński wspomina też, że Krzysztof bardzo lubił się bawić, dobrze się ubierał, co kilka dni był u fryzjera. W weekendy urządzał imprezy w domu, w którym był basen i sauna. Spotykał się z wieloma dziewczynami naraz, także z mężatką. „W noc porwania, po rozwiezieniu tych policjantów do domów dzwonił do Małgośki „Hondy” do Chojnic i do Andżeliki, ale żadna nie mogła się z nim spotkać. Gdyby ta „Honda” powiedziała słowo, to on by wylądował w Chojnicach. Pojechałby te dwieście kilometrów na godzinkę spotkania, pobrykałby i ruszyłby z powrotem. Był kiedyś nieśmiały, ale potem doszedł do takiej perfekcji, że żadna mu nie odmówiła” – relacjonował Krupiński dziennikarzom.  

Niektóre z tych kobiet, jak się potem okazało, miały związki z lokalnymi gangsterami. Krupiński mówi, że ich o tym nie informowały. Dodaje, że „poza kobietami Krzysztof nie miał innych nałogów. Nie palił, nie pił, nie brał narkotyków”.

Handel stalą i maszynami

Krupiński i Olewnik byli wspólnikami w firmie „Krupstal”, handlującej stalą kwasoodporną. Założył ją Jacek Krupiński, pożyczając od Włodzimierza Olewnika 100 tysięcy złotych. Mówi, ze po roku funkcjonowania firmy, decyzją ojca, Krzysztof został wspólnikiem w „Krupstalu”. Według Krupińskiego firma funkcjonowała dobrze, można mówić tylko o chwilowej utracie płynności o otwarciu dwóch biur w Bydgoszczy i Katowicach.

Potem jednak, gdy doszło do porwania, Krupiński zaniedbał interesy. Olewnikowie zamknęli firmę, trzeba było spłacić kredyty i zobowiązania.

Według prokuratury Krupiński chciał się pozbyć Krzysztofa, bo ten zamierzał wycofać się z firmy i zająć maszynami rolniczymi. On sam mówi, że "Krupstal" rozszerzył działalność o handel maszynami, a zajmował się nimi właśnie Krzysztof. Według Krupińskiego - dlatego że nie chciał prowadzić swoich interesów w firmie, którą dowodził jego ojciec.

agkm, polityka.pl

Polecane

Wróć do strony głównej