Wałęsa twierdzi, że polonijny milioner chciał go skorumpować. Dawał 200 tys.
W 1995 r. Jan Kobylański - polonijny biznesmen i sponsor radia Maryja - miał, jak twierdzi Wałęsa, zaproponować mu 200 tys. dolarów w zamian za wpływ na obsadę ambasadorskich stanowisk w Ameryce Płd.
2011-03-25, 18:04
Informacje taką podał Wałęsa w rozmowie z PAP.
Były prezydent ma zeznawać jako świadek obrony w procesie, który Kobylański wytoczył kilkunastu dyplomatom i ludziom mediów.
Polonij biznesmen oskarża dyplomatów i dziennikarzy o zniesławienie przez podanie nieprawdy, jakoby głosił antysemickie treści. Oskarżeni nie przyznają się do zarzutu, za który grozi do 2 lat więzienia. Na swoją obronę przytaczają słowa Kobylańskiego, który miał twierdzić, że "jedna trzecia polskich biskupów to Żydzi"; "Żydzi zawsze będą nienawidzić Polaków", bo mają "parszywe geny".
Wniosek o wezwanie Lecha Wałęsy na świadka złożył mecenas Dariusz Turek, obrońca oskarżonego w tej sprawie Ryszarda Schnepfa, dyplomaty, b. wiceszefa MSZ, obecnie ambasadora RP w Madrycie.
REKLAMA
Schnepf w rozmowie z PAP ujawnił, że wniosek jego obrońcy dotyczy sytuacji z 25 lutego 1995 r., gdy prezydent Wałęsa składał oficjalną wizytę w Urugwaju.
Propozycja łapówki padła w rozmowie z Wachowskim?
- W Montevideo pan Kobylański odciągnął na bok od delegacji prezydenckiego ministra Mieczysława Wachowskiego, któremu przedstawił propozycję: 200 tys. dolarów na kampanię prezydencką Lecha Wałęsy w zamian za wpływ na obsadę stanowisk ambasadorskich w Ameryce Południowej. Propozycja, która tą drogą dotarła do pana prezydenta, została odrzucona - powiedział Schnepf.
Pytany o to w piątek Wałęsa odparł, że -coś takiego sobie przypomina-. -Można było takie wnioski z tej rozmowy wyciągnąć. Ja odmówiłem, bo powiedziałem, że muszę być absolutnie przezroczysty. Popieranie dla idei, proszę bardzo, ale nie jakieś warunki - dodał b. prezydent w rozmowie z PAP.
Prawnik Kobylańskiego mec. Andrzej Lew-Mirski już wcześniej w trakcie procesu oświadczał, że zarzuty Schnepfa są nieprawdziwe.
REKLAMA
87-letni Jan Kobylański to milioner, założyciel i szef Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej (USOPAŁ), b. konsul honorowy RP w Urugwaju. W 2000 r. został odwołany przez ówczesnego szefa MSZ Władysława Bartoszewskiego, m.in. za antysemickie wypowiedzi.
"Teksty o mnie w Gazecie Wyborczej to kłamstwa"
Czując się dotknięty tekstami w "Gazecie Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Newsweeku" i "Polityce", skierował prywatny akt oskarżenia. Liczy on prawie sto stron i dotyczy tekstów prasowych o Kobylańskim, w których wspominano m.in. o jego antysemickich wypowiedziach i podejrzeniach IPN, że w czasie wojny mógł wydawać za pieniądze Żydów Niemcom (w 2007 r. IPN umorzył śledztwo w tej sprawie).
Kobylański twierdzi, że zarzuty, o których donosiły media, to kłamstwa, a publikacje miały na celu poniżenie go jako Polaka i patrioty i "odebranie zaufania potrzebnego do sprawowania funkcji prezesa USOPAŁ".
Milioner procesuje się też z obecnym szefem MSZ Radosławem Sikorskim, który Kobylańskiego nazwał "typem spod ciemnej gwiazdy" i przed sądem dowodzi, że miał prawo użyć tych słów.
REKLAMA
mch
REKLAMA