"Obserwowałem dantejskie sceny". Poseł KO o sytuacji na zalanych terenach
- To dwie zupełnie inne powodzie - mówi portalowi polskieradio24.pl Witold Zembaczyński, polityk KO z Opola, który w 1997 roku walczył z "wielką wodą" jako strażak OSP, a obecnie przemierza zalane tereny jako poseł. W rozmowie z portalem polskieradio24.pl opowiada o zniszczeniach, o tym, jaka pomoc jest potrzebna na miejscu oraz przestrzega przed uprawianiem "turystyki powodziowej".
2024-09-16, 14:21
Michał Fabisiak: Gdzie pan w tej chwili jest i jak wygląda sytuacja na miejscu?
Witold Zembaczyński(KO): Podróżuję po terenach, gdzie woda już zeszła. Obserwowałem "dantejskie sceny" na ulicy Chrobrego czy Kolejowej w Prudniku. Kamienice są tam zalane, mają zniszczone podłogi, bo powietrze szukając ujścia z piwnicy wypchnęło stropy. Ludzie starają się uratować ze swoich dobytków to, co oszczędziła woda, ale jest tego naprawdę mało. Wszędzie jest klejący muł i szlam, powoli zaczyna się też roznosić bardzo nieprzyjemny zapach.
Jak wygląda sytuacja w okolicznych miejscowościach podgórskich Opolszczyzny?
W Jarnołtówku czy Pokrzywnie domy na wzniesieniach ocalały. Zniszczone przez lokalny potok zostały natomiast drogi, które do nich prowadzą. W tej chwili nie istnieją dojazdy do ważnych punktów w gminie, jak np. przedszkola. Stoję teraz na ulicy w Głuchołazach, gdzie jeszcze wczoraj płynęła rzeka. Mam przed sobą plac zabaw jednego z przedszkoli. Wszystko jest pokryte szlamem i wypłukane. W pobliżu trwa walka o to, żeby naprawić drogę. Gigantycznym wyzwaniem będzie odbudowa infrastruktury, począwszy od instalacji elektrycznej, na jezdniach kończąc. Bez ich naprawienia, trudno będzie mieszkańcom zająć się odbudową zniszczonego dobytku.
Mieszkańcy wspomnianych miejscowości zostali ewakuowani. Czy to co ocalało jest odpowiednio chronione?
Pragnę uspokoić, na miejscu pracują służby. Przede wszystkim zabezpieczają tereny, z których ludzie zostali ewakuowani. Mają za zadanie nie dopuścić do plądrowania ich domostw. Każdy, kto chce wjechać na teren, gdzie woda już zeszła, ale wciąż obowiązuje alert powodziowy, jest legitymowany i zostanie przepuszczony tylko, jeśli będzie mieć wyraźny powód.
Co na tę chwilę jest wam najbardziej potrzebne?
W pierwszej kolejności, oczywiście środki czystości, woda butelkowane i żywność. Kiedy już zejdzie woda, wzrośnie zapotrzebowanie na wszystko, co służy do usuwania szlamu i porządkowania terenu. W Prudniku widziałem, jak na jednej z klatek schodowych mieszkańcy usuwali błoto przy pomocy łopat służących do odśnieżania. To bardzo przydatny sprzęt, podobnie jak worki na śmieci czy urządzenia służące do osuszania. Woda wszędzie, gdzie była, zrobiła ogromne spustoszenie. Na miejscu służby uwijają się jak mogą, pracują koparki, ale to wszystko za mało.
REKLAMA
To oznacza, że potrzebne są także ręce do pracy?
Tak. Dlatego przestrzegam tych, którzy myślą o tak zwanej turystyce powodziowej i wybierają się na te tereny, aby oglądać zniszczenia. Zachęcam te osoby, żeby przyjechały pomóc, przede wszystkim fizycznie. Taka pomoc jest tu potrzebna przy wszystkim, zarówno usuwaniu błota, jak i naprawach tego co ocalało.
Jak ta powódź wypada w porównaniu z tą z 1997 roku?
To dwie zupełnie inne powodzie. W 1997 roku walczyłem z wielką wodą jako strażak OSP w Opolu. Pamiętam, że wówczas mieliśmy do czynienia z gigantycznymi rozlewiskami na równinach. Obecna powódź ma charakter błyskawicznej, nieznanej do tej pory w tej części Polski. Była destrukcyjna z uwagi na szybkość nurtu, który niósł tony ziemi i zabierał wszystko, co stanęło mu na drodze. Nawet najmniejszy potok potrafił poczynić gigantyczne szkody. To zupełnie inne zjawisko niż to z 1997 roku. Nie byliśmy na to przygotowani.
- rozmawiał Michał Fabisiak, polskieradio24.pl
Czytaj także:
- Zerwany most w Krapkowicach. Do sieci trafiły zdjęcia
- Szpital w Nysie ewakuowany. "Zalanie nastąpiło dosłownie w pięć minut"
***
Relacja na bieżąco z sytuacji powodziowej na południu kraju cały czas na antenach Polskiego Radia. Relacjonujemy minuta po minucie na stronie polskieradio24.pl.
REKLAMA