Bieszczadzkie stoki zamknięte dla narciarzy?
Większość stoków narciarskich na Podkarpaciu może pozostać w tym sezonie zimowym bez opieki ratowników - alarmuje Bieszczadzka Grupa GOPR.
2012-11-24, 20:19
Posłuchaj
Według obowiązującej ustawy o bezpieczeństwie i ratownictwie w górach na stoku musi być ratownik narciarski przeszkolony przez GOPR czy TOPR lub doświadczony ratownik górski. Na Podkarpaciu ma być w tym sezonie czynnych 30 stoków narciarskich. Tymczasem zainteresowanie szkoleniami na ratownika narciarskiego jest do tej pory znikome. Grzegorz Chudzik, naczelnik Bieszczadzkiej Grupy GOPR dodaje, że właściciele stoków narciarskich nie chcą również skorzystać z oferty wykwalifikowanych ratowników górskich.
Na brak zainteresowania obsługą stacji narciarskich nie może natomiast narzekać grupa podhalańska GOPR. Naczelnik Mariusz Zaród mówi, że właściciele największych stoków narciarskich na Podhalu deklarują chęć zatrudnienia w sezonie zimowym ratowników górskich. - Wszyscy dotychczasowi klienci chcą podpisywać umowy z grupą podhalańską. Wszędzie tam gdzie jest duży stok, gdzie są duże ośrodki wszyscy chcą, żeby to była dobra profesjonalna służba - podkreśla Mariusz Zaród.
Koszt zatrudnienia na stacji ratownika górskiego w zależności od jej wielkości czy liczby interwencji wynosi od 7 do nawet 30 tysięcy złotych miesięcznie.
REKLAMA