Dramat w Algierii: trwa odbijanie, giną zakładnicy
Kolejnych dwóch zakładników najprawdopodobniej zginęło w czasie akcji odbijania kompleksu gazowego na Saharze z rąk rebeliantów.
2013-01-19, 07:39
Posłuchaj
Olbrzymie pola i instalacje gazowe przy granicy z Libią od środy są w rękach islamskich bojowników. Algierskie wojsko prowadzi akcję odbijania pracowników kompleksu, którzy stali się zakładnikami. Według władz Algierii, do tej pory udało się już uwolnić ponad 670 osób. Według niepotwierdzonych informacji w sobotę, życie stracili Amerykanin i Francuz. Oznaczałoby to, że po tym jak pola gazowe w algierskim In Amenas zajęli islamiści, życie straciło co najmniej 14 osób.
- Przez 40 godzin ukrywałem się w moim pokoju pod łóżkiem zastawionym deskami. Miałem jedzenie i wodę, ale nie wiedziałem, jak długo tam będę - opowiadał francuskiemu radiu Europe1 Aleksandre Berceaux, pracujący na miejscu w firmie cateringowej. Prócz Francuzów, w In Amenas pracowali także Amerykanie, Brytyjczycy, Japończycy i Norwegowie. Los niektórych z nich nie jest znany.
Nieoficjalnie wiadomo, że napastnicy to grupa dowodzona przez byłego przywódcę Al-Kaidy Magrebu Mokhtara Belmokhtara. Mieli oni zaatakować pola gazowe w odwecie za francuską interwencję w Mali, choć informacja ta jest coraz mniej wiarygodna, bo według świadków, szturm na algierski kompleks musiał być planowany od wielu dni.
Tymczasem koncern BP ewakuował z Algierii setki swoich pracowników. Na miejscu pozostali jedynie ci, którzy są niezbędni do funkcjonowania zakładów.
REKLAMA
REKLAMA