Tragedia w Zgierzu: szukali pomocy u psychologa. Bezskutecznie
Z zeznań rodziny wynika, że 28-latka, która prawdopodobnie popełniła samobójstwo, zabijając też niespełna 2,5-letnią córkę, od tygodnia była przygnębiona i apatyczna. Dzień przed tragedią małżonkowie próbowali dostać się do psychologa, ale zrezygnowali z powodu kolejki.
2013-03-15, 18:11
Posłuchaj
Prokuratura Rejonowa w Zgierzu bada okoliczności śmierci 28-letniej kobiety i jej niespełna 2,5-letniej córki, których częściowo spalone ciała znaleziono w czwartek w domu jednorodzinnym w Zgierzu. Według prokuratury wiele wskazuje na to, że prawdopodobnie kobieta popełniła samobójstwo oraz pozbawiła życia dziecko.
Podczas oględzin zwłok, z udziałem biegłego medyka, na ciałach matki i córki poza oparzeniami nie ujawniono innych obrażeń i ran. Najbardziej prawdopodobne - według śledczych - jest to, iż zgon kobiety i dziecka nastąpił w wyniku zatrucia tlenkiem węgla.
Z relacji sąsiadów wynika, że małżonkowie byli postrzegani bardzo pozytywnie, jako zgodne małżeństwo. Nie mieli większych problemów. Kobieta wcześniej nie leczyła się, miała opinię pogodnej, otwartej osoby.
Według prokuratury od tygodnia rodzina zaczęła jednak obserwować jej dziwne zachowanie. Wydawała się być przygnębiona i apatyczna. Ponieważ mąż pracował od wczesnego ranka, mieszkający w pobliżu ojciec kobiety zaniepokojony jej stanem starał się doglądać córki; przychodził rano nakarmić psa i zobaczyć, co się dzieje.
Z zeznań męża wynika, że dzień przez tragedią wieczorem małżonkowie poszli razem po poradę do psychologa. Z jego relacji wynika, że byli w poradni ok. godz. 18, była duża kolejka, a przyjmująca lekarka powiedziała, że ponieważ pracuje do godz. 19, to więcej osób już nie przyjmie. Małżonkowie zrezygnowali z wizyty.
Według śledczych mężczyzna przyznał, że próbował rozmawiać z żoną, ale nie udało mu się dowiedzieć, jakie są powody niecodziennego zachowania żony. Kiedy przed godz. 5 rano wychodził do pracy, kobieta już nie spała.
Do tragedii doszło w czwartek przed godz. 9 rano. Ojciec kobiety próbował rano się skontaktować z córką, a gdy mu się to nie udało, przyjechał do domu. Drzwi były jednak zamknięte. Mężczyzna zadzwonił po męża kobiety; po otwarciu drzwi obaj znaleźli leżące na podłodze zwłoki 28-latki, trzymającej w objęciach niespełna 2,5-letnią córkę. Ich ciała i odzież w znacznym stopniu były spalone.
Na miejsce wezwano strażaków. W domu znaleziono ślady spalenia m.in. w piwnicy, na schodach, w kuchni, łazience oraz w dużym pokoju. Prawdopodobnie w tych miejscach został rozlany olej; odkręcone były także kurki kuchenki gazowej; wbrew wcześniejszym doniesieniom gaz się jednak ulatniał. Mężczyźni zakręcili dopływ gazu i rozpoczęli wietrzenie mieszkania, które wypełniały kłęby dymu. W mieszkaniu znaleziono ślady świadczące, iż doszło także do wybuchu substancji łatwopalnej.
Według prokuratury prawdopodobnie kobieta popełniła samobójstwo oraz pozbawiła życia dziecko. Najmniej prawdopodobna jest wersja o nieszczęśliwym wypadku.
-W przyszłym tygodniu odbędą się sądowo-lekarskie sekcje zwłok i one pozwolą na bardziej precyzyjne ustalenie mechanizmu śmierci zarówno kobiety jak i dziecka - zaznaczył Kopania.
pp/PAP/IAR
REKLAMA