Tusk: jak trzeba będzie zapłacimy wynagrodzenia stoczniowcom
- Jeżeli Stocznia Gdańska zostanie postawiona w stan upadłości, to państwo wypłaci stoczniowcom zaległe wynagrodzenia i będzie dla nich szukać pracy - oświadczył premier Donald Tusk.
2013-09-27, 08:51
Posłuchaj
Donald Tusk poinformował, że o stoczni będzie rozmawiał z ministrem skarbu i szefem Agencji Rozwoju Przemysłu. Premier zobowiązał ich, by przekazali bardzo precyzyjne informacje o prawdziwej sytuacji Stoczni Gdańskiej oraz o rodzajach pomocy i wsparcia, którą stocznia otrzymała.
- Dla mnie absolutnie kluczowa jest przyszłość ludzi. Na pewno nie mogą zostać bez wynagrodzenia. Jeżeli właściciel nie zapłaci, stocznia będzie w upadłości, to my na pewno zapłacimy zaległe wynagrodzenia i będziemy szukali miejsc pracy - powiedział.
- Będziemy starali się wykorzystać wszystkie dostępne narzędzia, żeby ludziom pomóc. Ale ja nie podejmę decyzji, że będziemy dosypywali bez końca pieniądze ukraińskiemu właścicielowi. Przecież ludzie by się za to na mnie w Polsce wściekli - ocenił premier.
Tusk przyznał, że przez lata rząd używał wielokrotnie różnych narzędzi wobec stoczni, w tym pomocy finansowej. Zaznaczył, że to nie były jednak pieniądze rządu, ale podatników. Zdaniem premiera już dawno pojawiło się pytanie, na ile można używać pieniędzy polskiego podatnika do ratowania poszczególnych firm i miejsc pracy.
- Uważam, że nie powinniśmy być więźniami żadnej ortodoksji w tej kwestii. Jeśli można użyć publicznych pieniędzy rozsądnie, tzn. tak, że dzięki temu na dłuższy czas ratujemy miejsca pracy, to warto to robić - zadeklarował premier.
Według premiera obecna kondycja stoczni to efekt wcześniejszych decyzji politycznych, nadzwyczaj silnej pozycji związków zawodowych i właściciela ukraińskiego. Zdaniem Tuska decyzja o przewłaszczeniu stoczni była decyzją czysto polityczną nie opartą na jednoznacznym rachunku ekonomicznym.
Strajk w Stoczni Gdańskiej
W czwartek załoga Stoczni Gdańsk, która domaga się wypłaty zaległych wynagrodzeń, zawiesiła po kilku godzinach rozpoczęty rano strajk.
- Prawda jest taka, że Stocznia Gdańsk przeżywa od wielu miesięcy problemy finansowe, bolejemy nad tym. W czwartek poszły przelewy do 700-osobowej grupy pracowników, a reszta załogi, ok. 500 osób, otrzyma pieniądze w poniedziałek - powiedział rzecznik prasowy ukraińskiego udziałowca stoczni Jacek Łęski.
Stocznia należy do dwóch akcjonariuszy - 75 proc. akcji ma kontrolowana przez ukraińskiego właściciela Siergieja Tarutę spółka Gdańsk Shipyard Group, a 25 proc. należy do ARP. Udziałowcy od kilku miesięcy nie mogą dojść do porozumienia w sprawie sposobu poprawy sytuacji zakładu.
Na początku września do Wydziału Gospodarczego Sądu Rejonowego Gdańsk Północ wpłynął wniosek o ogłoszenie upadłości stoczni. Złożył go wierzyciel, firma Techwind z Banina koło Gdańska, której stocznia zalega ok. 250 tys. zł. W minionych kilku miesiącach to już drugi wniosek o ogłoszenie upadłości stoczni w Gdańsku. W przypadku poprzedniego wierzyciela, stocznia uregulowała swoje zaległości.
Na początku lipca WZA stoczni nie przyjęło planu ratowania zakładu. Gdańsk Shipyard Group zaproponowała wówczas, by podwyższyć kapitał zakładowy spółki o 85 mln zł, z czego 64 mln zł miałby przekazać większościowy udziałowiec, a 21 mln zł - mniejszościowy, czyli Agencja. ARP nie zgodziła się na przyjęcie takiej uchwały. Od 2004 roku pomoc publiczna dla stoczni wyniosła 555 mln zł.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
PAP, kk
REKLAMA