Prawy Sektor. "Zdradzone dzieci ukraińskiej rewolucji"

2014-03-26, 22:31

Prawy Sektor. "Zdradzone dzieci ukraińskiej rewolucji"
. Foto: EPA/ALEKSANDR KURSIK

Zabicie Oleksandra Muzyczki, lokalnego działacza Prawego Sektora znanego pod pseudonimem „Sasza Biały”, jest symbolicznym końcem ukraińskiej rewolucji i potwierdzeniem starej zasady, że „rewolucja zawsze zjada swoje dzieci”. Tak było w czasach rewolucji francuskiej, tak jest i dzisiaj na Ukrainie.

Nikt nie może odmówić bojownikom Prawego Sektora zaangażowania i odwagi w czasach kiedy ważyły się losy rządu prezydenta Wiktora Janukowycza. Można nawet powiedzieć więcej - gdyby nie oni,  jego władza trwałaby nadal.

To przecież Prawy Sektor, wbrew woli trójki liderów opozycji, rozpoczął budowę barykad na ulicy Hruszewskiego. To oni zanegowali porozumienie ministrów spraw zagranicznych Polski i Niemiec z władzami i stali przed budynkiem Rady Najwyższej, aby wymusić dymisję prezydenta Janukowycza. Można oczywiście twierdzić, że nie miało to zbyt wiele wspólnego z zasadami prawa i demokracji. Na tym jednak właśnie polega rewolucja.

Kiedy zwyciężyli, nagle stali się bohaterami. Jeden z liderów partii, Artiom Skoropadzki, mówił mi, gdy rozmawialiśmy w Kijowie: - To nie my dokonaliśmy rewolucji, bo dokonał jej ukraiński naród. My jednak zawsze byliśmy w awangardzie.

Z barykad na salony

Nie sposób się z tym nie zgodzić. Nagle młodzi ludzie z zupełnie marginalnych prawicowych organizacji znaleźli się w samym sercu politycznych wydarzeń - na politycznych salonach . W normalnych warunkach politycy traktowaliby ich jak niebezpiecznych ekstremistów. Po rewolucji stali się ich kolegami. Wspólny pobyt na barykadach zobowiązuje.

REKLAMA

Sami liderzy Prawego Sektora także poczuli własną siłę i popularność. Kiedy byłem w ich biurze w Kijowie, ze zdumieniem obserwowałem kolejki interesantów, którzy przyszli „załatwić sprawy”. Był tam mężczyzna, od którego starano się wymusić łapówkę, była kobieta której chuligani okradli działkę, a także wiele innych osób. Wszyscy cierpliwie czekali na swoją kolej aby wejść do biura i prosić „chłopców" o pomoc. Oczekiwano, że przyjadą i zrobią porządek. I często tak się działo. - Jesteśmy trochę Robin Hoodami. Ludzie wiedzą, że nie boimy się milicji i przychodzą do nas - twierdził Skoropadzki.

Tak naprawdę wszystko wyglądało dużo gorzej. Na Ukrainie, gdzie egzaminu nie zdają skorumpowane sądy, milicja i prokuratura, działa tylko Prawy Sektor. W upadłym państwie to oni wymierzają sprawiedliwość. Robił to też „Sasza Biały”, kiedy targał skorumpowanego prokuratora.

Wraz z rosnącą popularnością i skutecznością, przyszła chęć na przejęcie całej władzy. Prawy Sektor przekształcił się w partię polityczną. Jej lider Dmytro Jarosz został kandydatem na prezydenta.

REKLAMA

Z publicystyki partyjnej zaczęła znikać nacjonalistyczna ideologia. Prawy Sektor to związek kilku skrajnie nacjonalistycznych organizacji z których najsilniejsze to Tryzub i UNA-UNSO. W ramach wchodzenia na polityczne salony wyrzucono rasistowski „Biały Młot”.

W rozmowach ze mną działacze unikali też tematu rewizji granic z Polską chociaż przyznawali, że „historyczne ukraińskie ziemie leżą w granicach Polski”.

To „cywilizowanie” Prawego Sektora miało też swoją ciemną stronę. Nagle zaczęła ich interesować działalność biznesowa. Zupełnie niezauważona przeszła informacja, że partia rozpoczęła współpracę z telewizją Tonis, która wcześniej należała do syna prezydenta Janukowycza.

Jak wyglądała „współpraca”, można się domyślać. Bojownicy przyszli do telewizji, zajęli budynki oraz sprzęt i powiedzieli, że teraz to oni będą wydawać polecenia.

REKLAMA

Za wymuszenia został zastrzelony „Sasza Biały”. Zdaniem milicji wymuszał on ochronę i stawiał państwowym instytucjom ultimatum: „albo pieniądze, albo blokada”. Ale dla bojowników Prawego Sektora jest on bohaterem, a jego śmierć to efekt zemsty ministra spraw wewnętrznych Arsena Awakowa.

Bohaterowie są zmęczeni

Teraz Dmytro Jarosz zapowiada zemstę. Jak twierdzi, może dojść do drugiej fali rewolucji. - Rewolucja jest niedokończona, pora na odsunięcie od władzy skorumpowanych polityków - mówi. W języku  Prawego Sektora oznacza to, że Majdan znowu przemówi, znowu zapłoną opony na Hruszewskiego.

A organizacja rośnie w siłę. W samym Kijowie przystąpiło do niej kilkadziesiąt tysięcy osób. Są to ludzie bardzo różni. Poznałem tam ukraińskich patriotów, jak Mykoła, doktor filozofii z Kijowa, który wstąpił do Prawego Sektora, bo nie mógł znieść bezczynności władzy wobec wojny na Krymie.

REKLAMA

Spotkałem też osoby o faszystowskich sympatiach, a nawet skinheada, który przyjechał z Moskwy, aby „walczyć przeciwko Putinowi”.  Wszyscy oni są w skrajnie zmilitaryzowanej, zhierarchizowanej strukturze gdzie rozkazy wydaje wódz – czyli Dmytro Jarosz. Ci ludzie w większości nie znają swoich nazwisk, posługują się pseudonimami i są skrajnie zdyscyplinowani.

Czy ukraińscy politycy się ich przestraszą? Oby nie, bo nie można budować nowoczesnego państwa z tego typu organizacją. Problemy na Ukrainie muszą rozwiązywać organy władzy, a nie bojownicy Prawego Sektora. To państwo powinno mieć monopol na stosowanie siły, a nie militarne organizacje. Ta organizacja ze swoimi poglądami i metodami działania świetnie sprawdzała się w czasie rewolucji, ale nie może mieć udziału w budowaniu nowoczesnej Ukrainy. To kolejny paradoks historii.

Może to dobrze, że rewolucja pożera własne dzieci...

Grzegorz Ślubowski

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej