Primera Division: decyzja, która złamała dwie drużyny. Zatrudnienie Lopeteguiego odbija się Realowi czkawką

12 czerwca 2018 roku to data, która wstrząsnęła hiszpańskim futbolem. Prezes Realu Madryt Florentino Perez zakomunikował światu, że nowym trenerem "Królewskich" zostanie ówczesny selekcjoner reprezentacji Hiszpanii - Julen Lopetegui, którego dobę później wyrzucono z dotychczasowej pracy na dzień przed rozpoczęciem rosyjskiego mundialu. Po czterech miesiącach można zadać pytanie, czy tamte wydarzenia nie wpłynęły na występ "La Furia Roja" w Rosji oraz obecną formę piłkarzy Realu, a właściwie jej brak. 

2018-10-10, 12:48

Primera Division: decyzja, która złamała dwie drużyny. Zatrudnienie Lopeteguiego odbija się Realowi czkawką
Julen Lopetegui . Foto: Marco Iacobucci EPP/Shutterstock.com

Niespodziewana rezygnacja Zinedine'a Zidane'a zaledwie pięć dni po trzecim z rzędu triumfie w Lidze Mistrzów sprawiła, iż wizja Pereza, by Zidane - żywa legenda klubu jako zawodnik i szkoleniowiec - był trenerem "Los Blancos" na lata, legła w gruzach. Sternik najbardziej utytułowanego klubu w Europie stanął przed zadaniem znalezienia zastępcy, który będzie w stanie dalej pchać madrycki wózek w kierunku dominacji w Lidze Mistrzów, a także spróbuje powalczyć o odzyskanie prymatu w kraju. 

Klub ze stolicy Hiszpanii od momentu ogłoszenia zatrudnienia ówczesnego trenera oskarżano o działanie na szkodę kadry narodowej. Prezes hiszpańskiej federacji (RSSF) - Luis Rubiales zerwał umowę z Lopeteguim na dzień przed startem mistrzostw. Działacz oskarżał madrytczyków o wywołanie chaosu w kadrze. Ci odrzucali zarzuty, twierdząc, że RSSF od początku było informowane o przebiegu negocjacji. Zdaniem Pereza, federacja zgodziła się nawet na dwa miliony euro odstępnego, których klub, w obliczu zwolnienia Lopeteguiego z funkcji selekcjonera, ostatecznie nie zapłacił. 

Trener piątego wyboru 

Nie wszyscy wierzyli w zapewnienia, że były już selekcjoner był priorytetem prezesa "Los Blancos". Hiszpańska gazeta "El Pais" podała wręcz, iż Lopetegui to dopiero wybór numer pięć w wewnętrznym rankingu Pereza. Zdaniem dziennikarzy, znacznie wyżej stały akcje Joachima Loewa, Mauricio Pochettino, Massimiliano Allegrego czy Antonio Conte. Allegri, który zdecydował się pozostać na ławce trenerskiej Juventusu, w rozmowie ze Sky Sports przyznał zresztą, iż otrzymał telefon z Madrytu, ale odmówił. Niezależnie od tego, ile w medialnych rewelacjach było prawdy, faktem jest, że wielu kibiców "Królewskich" z całego świata od początku powątpiewało w sens zatrudnienia trenera, który jedyne sukcesy odnosił w piłce młodzieżowej. 

REKLAMA

By rzetelnie ocenić dotychczasową pracę Lopeteguiego w Realu należy zaznaczyć, iż jej początek przypadł na bardzo trudny dla klubu okres. Odejście największej gwiazdy - Cristiano Ronaldo, który po zakończeniu mundialu nawet nie pofatygował się do Madrytu, by pożegnać się z drużyną, było szokiem dla fanów, ale także zarządu klubu. Wszyscy byli przekonani, że medialne spekulacje o odejściu do Turynu to tylko kolejna gra "CR7" mająca na celu uzyskanie podwyżki. Tak jednak nie było i swoisty symbol "Królewskich" opuścił klub. Pożegnanie z największą gwiazdą drużyny, a także trwające niemal całe lato spekulacje (jak się okazało, niepotwierdzone) o odejściu Luki Modricia do Interu Mediolan na pewno nie pomogły w dobrym przygotowaniu do kolejnego sezonu. 

Już pierwszy oficjalny mecz sezonu pokazał jednak, iż nadchodząca kampania nie będzie dla Realu spacerkiem. Przegrana po dogrywce batalia o Superpuchar Europy z lokalnym rywalem - Atletico pokazała zwłaszcza ogromne problemy w defensywie. Piłkarze "Los Rojiblancos" szybkimi kontratakami siali popłoch w szeregach obronnych Realu. Do alarmu było jednak jeszcze daleko. Ligowe wygrane z Getafe, Gironą i Getafe sprawiły, że kibice zapomnieli o kłopotach i znowu zaczęli snuć optymistyczne wizje. 

Miało być tak pięknie... 

Jak za najlepszych lat grał Karim Benzema, w rolę lidera drużyny zaczął wcielać się Isco, coraz lepiej prezentował się Gareth Bale. Nikt nie zważał na to, iż "Królewscy" pokonali zespoły, które raczej nie będą walczyć o czołowe pozycje w Primera Division. Optymizmu nie zmącił remis w Bilbao z tamtejszym Athletikiem, skoro w inauguracyjnej kolejce Ligi Mistrzów udało się rozbić półfinalistę poprzedniej edycji AS Romę (3:0). Wygrana nie była zagrożona nawet przez moment. Ładnym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Isco, natomiast ozdobą spotkania był cudowny gol Mariano Diaza w końcówce spotkania. Wydawało się, że w Madrycie zapanowała sielanka. 

REKLAMA

Mecz z Romą odbył się 19 września. Od tamtej pory nie minął nawet miesiąc, a gra zespołu wygląda zupełnie inaczej. Po drodze "Królewscy" wymęczyli jeszcze wygraną nad Espanyolem Barcelona, po czym popadli w trudno wytłumaczalny kryzys. Nie brakuje głosów, że to najsłabszy Real w XXI wieku. Katastrofą zakończyła się wyprawa do Sewilli. Na Estadio Sanchez Pizjuan w piłkę grała tylko jedna drużyna. 3:0 do przerwy było najniższym wymiarem kary, jaki piłkarze późniejszego lidera ligowej tabeli - Sevilli mogli wymierzyć 33-krotnym mistrzom Hiszpanii. Dwie bramki Andre Silvy oraz golem Wissama Ben Yeddera sprawiły, iż pierwsza w sezonie przegrana stała się faktem. 

Mimo żenującej momentami postawy, nikt nie bił jeszcze na alarm. Podkreślano, że stolica Andaluzji to trudny teren dla piłkarzy z Madrytu i cztery poprzednie wyjazdowe starcia z Sevillą kończyły się remisami, bądź porażkami. Lopetegui bagatelizował przegraną, przekonując, że to tylko wypadek przy pracy. Wypadek, który jednak był o tyle boleśniejszy, że dzień wcześniej Barcelona przegrała z Leganes, co dawało "Królewskim" szansę na objęcie fotelu lidera. 

- Nic nam nie wychodziło, ale trzeba zaakceptować tę porażkę - stwierdził szkoleniowiec Realu. 

Ceballos to za mało na "derby bramkarzy"

Wielkie odrodzenie miało nastąpić w derbowym starciu z Atletico. Rewanż za przegrany Superpuchar Europy jednak się nie udał. Nudny mecz na Santiago Bernabeu zakończył się bezbramkowym remisem. Trzeba jednak oddać, iż obie ekipy miały kilka dobrych szans podbramkowych, ale na posterunku czuwali bramkarze: Thibaut Courtois i Jan Oblak. 

REKLAMA

"Derby bramkarzy" - głosiła po tym meczu madryckiego dziennika "As". 

Promykiem nadziei była świetna gra młodego pomocnika Daniego Ceballosa. Pozyskany przed poprzednim sezonem najlepszy piłkarz mistrzostw Europy U-21 w 2017 roku był prawdziwym liderem ofensywy "Królewskich". Na niewiele jednak zdała się jego postawa, gdyż brakowało wsparcia ze strony kolegów. Uwagę zwracać musiała natomiast indolencja strzelecka drużyny. 

Podobnie było zresztą w kolejnym meczu, tym razem w Lidze Mistrzów. Długi wyjazd do Moskwy na mecz z CSKA zakończył się porażką po szybko straconym golu. Okazje były: słupek Casemiro, poprzeczka Benzemy - znowu jednak nic nie wpadło do siatki. Kibice i dziennikarze zachodzili w głowę, czemu na mecz nie poleciał Sergio Ramos. Lopetegui zasłaniał się potrzebą odpoczynku kapitana drużyny. 

Godziny bez gola 

Kolejny nieudany występ spowodował bicie na alarm. "Marca" wyliczała, że "Królewscy" nie strzelili gola od 5 godzin i 19 minut. W meczu z wicemistrzem Rosji nie potrafili tego zrobić, mimo oddania aż 26 strzałów... Tak nieudanej passy na Santiago Bernabeu nie pamiętają od 2006 roku. Przedstawione przed chwilą dane są zresztą nieaktualne. W miniony weekend madrytczycy ulegli na własnym stadionie Alaves, znowu nie trafiając do siatki (0:1). 

REKLAMA

"Realny kryzys" - tak aktualną dyspozycję podopiecznych Julena Lopeteguiego określiła "Marca". Media przypominają, że przez dwunastoma laty równie kiepski start rozgrywek skutkował dymisją Pereza. Tym razem na takie rozwiązanie nikt nie liczy, ale coraz więcej osób domaga się pożegnania z trenerem. Jego pozycji na pewno nie poprawia fakt, że madrytyczycy tylko dwa razy w historii wystartowali słabiej. 

Lopetegui oficjalnie zachowuje spokój. - Ani po wygranej z Romą nie byliśmy fantastyczni, ani teraz nie jesteśmy słabi - zaznacza. 

Poważnym problemem są także urazy zawodników. O ile ciężko winić sztab za zapalenie wyrostka robaczkowego Isco (pomocnik chce wykurować się na zbliżające się wielkimi krokami El Clasico), o tyle urazy Marcelo, Lucasa Vasqueza czy ostatnio Garetha Bale'a prowokują głosy o nieodpowiednim przygotowaniu fizycznym do sezonu. 

Gorące krzesło 

Słabe wyniki spowodowały, że posada trenera wisi na włosku. Zdaniem hiszpańskich mediów, Perez i inni członkowie zarządu z zaniepokojeniem patrzą na wiele ruchów wykonywanych przez Lopeteguiego. Wśród głównych zarzutów jest brak jasnej hierarchii na pozycji bramkarza. Od rozpoczęcia sezonu minęło półtora miesiąca, a pochodzący z Kraju Basków szkoleniowiec wciąż rotuje między pozyskanym latem Courtois a Keylorem Navasem. 

REKLAMA

Belgijski golkiper nie jest jedynym nowym nabytkiem, który ma problemy z regularną grą. Alvaro Odriozola, choć zapewnia, że wiele uczy się do Daniego Carvajala, miał być dla dotychczasowego prawego obrońcy realną alternatywą. Do tej pory zagrał jednak tylko w trzech meczach, z czego zaledwie raz zaczął od początku. W głębokiej odstawce pozostaje kupiony za 45 milionów euro 18-letni brazylijski napastnik Vinicius. Zdaniem "Marki", marginalizacja nastolatka szczególnie nie podoba się zarządowi. 

Ponad 400 minut bez gola, a w perspektywie klasyk z FC Barceloną, który zaplanowano na 28 października - nic dziwnego, że w madryckich gabinetach coraz więcej osób mówi o zwolnieniu Lopeteguiego. Rozgłośnia "Cadena Ser" podała jednak, iż do zmiany na stanowisku trenera nie dojdzie podczas trwającej przerwy reprezentacyjnej. Mimo to gazety w Hiszpanii niemal każdego dnia informują o potencjalnych następcach Baska. Ostatnie kandydatury to Antonio Conte i Jose Mourinho, który pięć lat temu opuścił Madryt w nienajlepszej atmosferze. 

Lopetegui siedzi na wyjątkowo gorącym krześle. Do klasyku pozostały tylko dwa mecze. W rozgrywkach Primera Division "Los Blancos" zmierzą się z Levante, natomiast w Lidze Mistrzów zagrają z Viktorią Pilzno. Jakiekolwiek potknięcie w tych starciach może sprawić, iż podczas Gran Derbi drużynę poprowadzi inny szkoleniowiec... Lopetegui ma jeszcze szansę pokazać, że jego zatrudnienie nie wpłynęło na klub równie źle jak na reprezentację, którą z rosyjskiego mundialu wyrzucili gospodarze już w 1/8 finału... Problem w tym, że mało kto wierzy w powodzenie drużyny pod jego dowództwem. Wydaje się, że tej wiary coraz mniej ma też Florentino Perez. 

REKLAMA

Paweł Majewski, PolskieRadio24.pl 


Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej