Uszy nadal odmrożone, a reprezentacja Polski w totalnej rozsypce. Zbigniewie, czy ci nie żal?
Reprezentacja Polski zanotowała porażkę z Włochami, którzy przyjechali do Chorzowa z etykietką drużyny w kryzysie. Seria zapoczątkowana na rosyjskich mistrzostwach świata trwa i nie widać jej końca, a kolejne próby selekcjonera Jerzego Brzęczka nie przekładają się ani na wyniki, ani na styl gry piłkarzy czy zaufanie do trenera kadry i prezesa PZPN.
2018-10-15, 21:50
Sześć miesięcy w futbolu potrafi być epoką, o czym przekonaliśmy się wczoraj w Chorzowie. Pół roku temu Włosi wciąż dochodzili do siebie po braku awansu na mundial, byli bez selekcjonera i w kompletnej rozsypce. Polacy zaś w chwale czołowej drużyny rankingu FIFA szykowali się do rosyjskiego turnieju. Mieli wszystko - sponsorów, przychylność kibiców, doping, jakiś styl gry i ustawienie na boisku. Co się stało, że się zepsuło - to wie tylko Adam Nawałka i reprezentanci.
Fakt jest taki, że okres przygotowań oraz sam rosyjski turniej cofnęły w czasie naszych piłkarzy. Gorzej, że cofnęły ich również w umiejętnościach piłkarskich. Kibice wciąż nie mogą przeboleć mundialowej porażki, odniesionej jakby "na złość babci". Minęły ponad cztery miesiące, a poprawy brak - jesteśmy znowu w mrokach epoki, z której próbowali nas wyciągać kolejni selekcjonerzy z Leo Beenhakkerem na czele.
Pięć tygodni temu nie wykonaliśmy zadania: grając tylko ciut lepiej niż przeciętnie nie potrafiliśmy pokonać fatalnie dysponowanych i zestawionych Włochów. Minął miesiąc z okładem i ci, zbudowani występami w klubach oraz lepszym ustawieniem, nie zrewanżowali nam się za brak bezwzględności w Bolonii. Dali nam lekcję futbolu w każdym wymiarze, a gdyby nie Wojtek Szczęsny i poprzeczka, to powinniśmy schodzić po meczu do szatni z wynikiem 1:6 - w najlepszym z przypadków. Przegraliśmy w najniższym możliwym stosunku, ale to nic nie zmienia - spadniemy do niższej klasy rozgrywek, które miały ratować twarz meczom towarzyskim. Własnej twarzy nie uratowaliśmy - nie pomogły pomysły selekcjonera ani magia Stadionu Śląskiego.
REKLAMA
Kiedy usłyszałem o koncepcji, że kadra ma grać piłką od tyłu, złapałem się za głowę. Bo kto niby w naszych szeregach potrafi tak operować futbolówką, żeby wyprowadzać koronkowe akcje już od linii defensywnej? Dwóch, trzech piłkarzy, z Zielińskim i Lewandowskim na czele? Jerzy Brzęczek zapomniał chyba o swoim autorskim pomyśle wczoraj, bo linia pomocy w ustawieniu: Linetty - Góralski - Szymański była czarną dziurą, która traciła co się dało. I można to było przewidzieć, bo nasi pomocnicy naprzeciwko asów PSG czy Chelsea (a nawet Cagliari) to jednak zupełnie inna półka.
Co w zamyśle trenera miało zrobić trzech defensywnych pomocników bardzo przeciętnych drużyn w obliczu klasowych rywali, którzy przyjechali po zwycięstwo? Dlaczego przy selekcji negatywnej, która odbywa się w kadrze, nie powołuje się i nie daje szans takim zawodnikom jak Sebastian Szymański czy Szymon Żurkowski? Zwłaszcza teraz, w meczach Ligi Narodów, które ewidentnie wzięto z dobrodziejstwem inwentarza jako poligon doświadczalny. Przypomnę, że Żurkowskiego UEFA nazwała "nowym Bońkiem" ze względu na niebywałą motorykę, a Szymański błyszczy w słabej lidze i aż się prosi by mu dać szansę przeskoku na wyższy poziom. Kiedy jak nie teraz i gdzie jak nie w pierwszej kadrze?
REKLAMA
Czego nauczyć się mają te młode talenty w młodzieżówce Czesława Michniewicza, która dwa razy zremisowała z Wyspami Owczymi? Jak Jerzy Brzęczek ma zamiar budować swój zespół - kolejnymi porażkami? Kto przy zdrowych zmysłach wierzy w dobre rezultaty w meczach z Portugalią (na wyjeździe) i Czechami? Zwłaszcza wobec iście mundialowego stylu porażek: bez ładu, składu, pomysłu, błysku czy choćby chęci "zagryzienia" rywala. Ktoś widział sportową złość na boisku w Chorzowie? Retorycznie pytam o Polaków...
Ilu z nas wierzy dzisiaj, że będziemy w stanie wygrywać mecze eliminacji ME 2020? Zwłaszcza, że będziemy losowani z drugiego koszyka i (co najmniej) jedna klasowa drużyna nam się trafi. Osobiście nie wierzę, żebyśmy nawet potrafili ugrać cokolwiek na wyjazdach z drużynami pokroju Czarnogóry, Armenii, Kazachstanu, Szkocji czy Irlandii, z którymi skutecznie rywalizowaliśmy w eliminacjach do dwóch ostatnich wielkich imprez. O wynikach z klasowymi rywalami wolę w ogóle nie myśleć.
Dwanaście lat temu Polska rozegrała z Portugalią "najlepszy mecz w XXI" wieku. To punkt odniesienia, jak dla starszych pokoleń gra drużyn Górskiego czy Piechniczka, że polski piłkarz potrafi. Owszem, raz na jakiś czas wygrać efektownie mecz towarzyski lub eliminacyjny. Wielkie imprezy od prawie czterdziestu lat są dla nas synonimem wstydu i frustrujących porażek. Najbardziej znamienną i symptomatyczną jest ta z rosyjskiego turnieju. I wcale nie dlatego, że to wspomnienie najświeższe.
REKLAMA
Występ na MŚ w Rosji zepsuł 5 lat pracy Adama Nawałki - zniweczył całe dobro wykonane w tym czasie nie tylko w kwestii stricte sportowej. Od tamtej pory kadra nie wygląda dobrze na boisku ani piłkarsko, ani jako kolektyw ludzki - nie widać chemii, która powoduje, że zawodnicy idą za sobą w ogień - jak w meczu Euro 2016 ze Szwajcarią. Po mistrzostwach świata ponad 2/3 ankietowanych Polaków nie chce oglądać naszych piłkarzy w reklamach. Roberta Lewandowskiego lubi już tylko około 30% rodaków, Kubę Błaszczykowskiego, Zbigniewa Bońka i Adama Nawałkę jeszcze mniej (dane z raportu Havas Sports & Entertanment w ramach Havas Media Group).
Skąd zatem zdziwienie i medialne larum, że na stadionach nie ma dopingu? Zwłaszcza, że na murawach nie widać drużyny...Dlaczego obserwujemy pewien ostracyzm na linii kibice - kadra ? Bo piłkarze przegrali wielki turniej w fatalnym stylu, pobrali lukratywne wynagrodzenia, a potem schowali głowy w piasek pokrętnych tłumaczeń, które nikogo nie przekonały. Kiedy polscy kibice porównują piłkarzy do siatkarzy, nie zestawiają dyscyplin czy kwestii technicznych, ale postawy sportowców, ich podejście i sposób komunikowania. Warto to zauważyć i docenić w tym (i żadnym innym) kontekście.
Tuż przed wielkim meczem kadry Leo Beenhakkera, ten miał ostrą scysję z Mariuszem Lewandowskim, która mogła mieć wpływ na atmosferę w kadrze i jej wyniki sportowe. Zawodnik jednak przeprosił trenera, a kilka dni później rozegrał doskonały mecz. W dzisiejszych czasach masa energii zawodników i kibiców zużywana jest w internecie, mediach społecznościowych: rzeczowe dyskusje, konstruktywna krytyka i analizy czy hejt oraz zwykły lans. Taka otoczka może czasem przysłaniać właściwy cel i postawę.
Czy naprawdę zamiast pokazywać zdjęcia z egzotycznych wakacji, nie można było najpierw przeprosić za spartaczony mundial, a potem z werwą zabrać się do odrabiania straconego terenu? Dopingowi dla kadry taka postawa reprezentantów by pomogła, a na pewno by nie zaszkodziła tak jak jej kolejne porażki w fatalnym stylu.
REKLAMA
Hubert Borucki, PolskieRadio24.pl
REKLAMA