Ekstraklasa: pięć miesięcy "trenera na lata". Djurdjević był skazany na pożarcie?
Ivan Djurdjević dołączył do grona trenerów na lata w Ekstraklasie, którzy utrzymali się na stanowisku zaledwie kilka miesięcy. Lech Poznań rzucił ulubieńca kibiców na głęboką wodę i nie może być zdziwiony, że jego misja zakończyła się właśnie w ten sposób.
2018-11-05, 12:18
- Wiedziałem, że przyjdzie taki moment, w którym zostanę trenerem. Wiedziałem też, że będzie to zły czas, choć nie spodziewałem się jednak, że aż tak zły. Czeka mnie dużo pracy, ale wiem, że mam ogromne wsparcie. Nie mam żadnych wątpliwości dotyczących swojej pracy. (...) zrobię wszystko, żeby ten klub wrócił na właściwe tory. Dzisiaj mamy jednak zespół, który jest w gruzach, nie ma liderów. Nie jest to Lech, którego chcemy - tak mówił Ivan Djurdjević w maju, kiedy przejmował "Kolejorza" po kolejnej straconej szansie na tytuł.
W ubiegłym sezonie Lech Poznań zawiódł na całej linii. Po rundzie zasadniczej prowadził w tabeli, wydawało się, że był na autostradzie to tytułu. W kluczowym momencie sezonu zwyciężył jednak zaledwie raz w siedmiu spotkaniach, powodując wściekłość kibiców. Pamiętamy obrazki, które towarzyszyły starciu z Legią Warszawa w ostatniej kolejce. Wściekli kibice, wtargnięcie na murawę, zrezygnowani i pogodzeni z losem piłkarze. To, że oczyścić atmosferę będzie trudno, było oczywiste. Tak oczywiste nie było już to, że rewolucja w Lechu musi potrwać.
Co było największym problemem? Trudno wskazać jeden powód, często mówiono jednak o braku mentalności zwycięzców, o zawodzeniu w kluczowych momentach, o tym, że piłkarze nie potrafią radzić sobie z presją. Czy Lech miał w ostatnich sezonach skład, który mógł sięgnąć po tytuł? Tak. Ale ani razu od 2015 roku nie potrafił potwierdzić tego na boisku, kiedy trzeba było postawić kropkę nad i.
- W tym momencie, najtrudniejszym w mojej karierze, w momencie gdy cała Polska wali w ten klub, my się nie poddamy. Mówię to w imieniu nie tylko swoim, ale wszystkich pracowników naszego klubu. Z pełnym entuzjazmem patrzę w przyszłość, bo przyjdzie mi walczyć ramię w ramię z takim człowiekiem jak Ivan Djurdjević. Przygotowywaliśmy go do tej roli od kilku lat. Na boisku był legendą, wojownikiem, gościem, który nigdy się nie poddawał. Może nie był najlepszym piłkarzem, ale miał największe serce. Wierzę, że swoją charyzmą zarazi szatnię Lecha. Będzie miał moje stuprocentowe wparcie przy wprowadzaniu zmian, które są konieczne - podkreślał w maju wiceprezes Piotr Rutkowski. Niecałe pół roku później została podjęta decyzja o tym, że Djurdjević musi odejść, ponieważ nie podołał stawianemu przed nim zadaniu.
REKLAMA
Źródło: TVP
Djurdjević nie był przypadkowym człowiekiem - zaliczył w barwach "Kolejorza" 140 spotkań, od 2015 roku trenował rezerwy klubu. Cieszył się szacunkiem kibiców, powinien mieć posłuch w szatni. Przede wszystkim jednak miał świetnie zdawać sobie sprawę z tego, jak wielka jest presja wyniku i dobrej gry. Okazało się jednak, że całe zadanie go przerosło.
Lech w 14 kolejkach wygrał 6 razy, 2 mecze zremisował, a 6 przegrał. Nie imponuje ani liczbą strzelonych (19), ani straconych (19) bramek. Szybko pożegnał się z europejskimi pucharami, w Pucharze Polski nie poradził sobie z pierwszoligowym Rakowem Częstochowa. Kryzys widoczny jest gołym okiem, nie tylko w wynikach. Gdyby "Kolejorz" przegrywał pechowo, ale prezentował się przyzwoicie na boisku, wszystko byłoby do zniesienia. Ale tego, by forma szła w górę, a Djurdjević zaprezentował jakikolwiek pomysł na to, jaki ma być jego Lech, po prostu nie dało się zauważyć. W sezon wchodził z trójką środkowych obrońców, po pierwszych meczach trener porzucił ten pomysł. Zmian i rotacji było dużo, w niektórych wariantach udawało się wygrywać, ale brakowało stabilizacji. Przewidzenie tego, w jakim zestawieniu zagra Lech i co pokaże, było praktycznie niemożliwe.
Ile czasu potrzeba na rewolucję i czy rzeczywiście oglądaliśmy ją w ostatnich miesiącach? Przebudowa drużyny, za którą miał odpowiadać Djurdjević, przebudową nie była. Joao Amaral i Pedro Tiba, który w sumie kosztowali 2,5 miliona euro, mieli dobre wejście do zespołu, potem jednak stopniowo dopasowywali się poziomem do reszty. Zwłaszcza Tiba pokazuje bardzo duży potencjał, można było jednak mieć zastrzeżenia co do tego, że trener nie wykorzystywał w pełni jego atutów.
REKLAMA
Źródło: TVP
To, że Lech praktycznie po każdym sezonie sprzedaje ważnych piłkarzy, jest prawidłowością. Tym razem stracił Emira Dilavera, bez większego żalu oddał do Pogoni Szczecin Radosława Majewskiego, pozbył się też Nicklasa Barkrotha. W ostatnich latach zarobił na swoich piłkarzach (Linetty, Kadar, Kownacki, Bednarek, Kędziora) ogromne jak na polskie warunki pieniądze, ale w większości przypadków zamiast wzmacniania drużyny oglądaliśmy łatanie dziur.
Przed startem tego sezonu na papierze "Kolejorz" nie wyglądał źle, ale fatalna końcówka ubiegłego sezonu zostawiła w piłkarzach bardzo duży ślad. Brakowało liderów, brakowało pomysłów, brakowało determinacji, która jest niezbędna, by w trudnych momentach wziąć się w garść.
Problem w tym, że mentalności zwycięzców, o której tak dużo mówił Rutkowski, nie da się zbudować w kilka miesięcy, zwłaszcza w tak trudnych warunkach, kiedy presja wyniku cały czas wisi nad zespołem. Można spekulować, czy dla Djurdjevicia nie było za wcześnie, czy gdyby miał więcej doświadczenia, jego szanse nie byłyby większe.
REKLAMA
Koniec końców skończyło się na tym, że szkoleniowiec został rzucony na głęboką wodę, w dodatku bez koła ratunkowego. Taki koniec można było przewidzieć. Szatnia, do której miał przemówić swoją charyzmą, najwyraźniej pozostała niewzruszona i nie bez powodu wielu tam upatruje źródeł niepowodzeń. Cały czas jednak wydaje się, że największym problemem tej drużyny nie był Djurdjević.
Na razie nie wiadomo, kto będzie nowym trenerem Lecha, spekuluje się, że klub interesował się zatrudnieniem Adama Nawałki. Patrząc jednak racjonalnie, trudno znaleźć powody, dla których były selekcjoner miałby podejmować się pracy w Poznaniu.
W Lechu nie widać jakiegokolwiek pomysłu na to, jak wyjść z kryzysu. Co zmieni zwolnienie trenera, którego latami szykowano do tej pracy i zastąpienie go nowym, który będzie musiał zmierzyć się z problemami, których nie da się rozwiązać w krótkim czasie? Nie można oczekiwać, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle "Kolejorz" zacznie olśniewać grą, przyjdą wyniki i wszystkie napięcia znikną. Po raz kolejny dostaliśmy świetny przykład na to, że mówienie o długofalowych planach, filozofii, piłkarskim DNA, wizji (tutaj można by wstawić jeszcze kilka utartych zwrotów) można wsadzić między bajki. Wystarczy większy kryzys, by rozpoczęto się szukanie kozłów ofiarnych, których zwolnienie pozwoli na kupienie czasu.
REKLAMA
Gdyby jasno powiedziano, że klub czeka sezon przejściowy, w którym dokona się zmian personalnych, przeanalizuje powody klęski i wdroży plan naprawczy, być może szansa na ustabilizowanie sytuacji byłaby większa. Lech jest jednak zespołem, który w każdym kolejnym sezonie ma walczyć o mistrzostwo, teoretycznie mającym wszystko, by w niezbyt wymagającej pod względem sportowym Ekstraklasie bić się o wszystko, co możliwe do zgarnięcia. Rzecz w tym, że teoria i praktyka to dwie różne rzeczy, co pokazują ostatnie sezony.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA